środa, 28 czerwca 2017

#21 Pierwsze kroki,ku przyszłości

Miesiące upływały,a niedawne lwiątka stały się starszymi nastolatkami.Pomału wkraczały w dorosłość.Hope i Kifo z dumą,przyglądali się córką,podobnie Adele,synowi.Maisha i Zawadi,miały w sercu wiele dobroci,którą wszyscy do o koła odczuwali.Ich łapy się wydłużyły,dzięki czemu zyskały więcej uroku.Binn uważnie przyglądał się Zawadi,co odczuwała Maisha.Przyjaciele,dalej trzymali się siebie kluczowo.Przez te miesiące,spotkało ich mnóstwo przygód.

Hope otworzyła delikatnie oczy,po czym się przeciągnęła.Zrobiła to ostrożnie,żeby przypadkiem nie obudzić Kifo-śpiącego smacznie koło niej.Uśmiechnęła się promiennie,po czym zwinnym i szybkim ruchem,wyszła z jaskini.Wiatr przyjemnie muskał jej pyszczek,kiedy ułożyła się na samym szczycie.Słońce dopiero co wschodziło.Zwierzęta,pomału budziły się że spokojnego snu.Odetchnęła głęboko.wciągając świeże powietrze.Dawno tu nie bywała,miała ostatnio za dużo obowiązków.O dziwo,na ich ziemię przybywało coraz więcej chorych lwów,proszących o pomoc.Hope i Kifo,zawsze im pomagali,przez co nie mieli za dużo czasu dla siebie samych.
Poczuła łapę na plecach i odwróciła się gwałtownie.Na szczęście,wyczuła znajomy zapach,więc się tylko uśmiechnęła i wróciła wzrokiem do widoku sawanny.Adele położyła się obok.
-Co tam obserwujesz?
-Ciemność,wiesz,-zaśmiała się,-ale tak poważnie..po prostu życie.Widzisz jak szybko przemija.
-Nie da się nie zauważyć,-przyznała rację,-podobnie jak ta pyszna antylopa,która zniknie,jeśli nie pofatygujemy się ją zjeść.
Czarna i biała,zaśmiały się i zgrabnym ruchem,zeskoczyły z czubka jaskini,do której się następnie udały.Antylopa leżała na środku na wpół zjedzona.Lwice podeszły do niej i zaczęły ją jeść.Hope przypomniało się wówczas,pierwsze polowanie jej dzieci.Uśmiechnęła się na myśl,o jej małych córeczkach.
Kiedy skończyły jeść,każda poszła we własnym kierunku.Hope podbiegła do Kifo,rozmawiającego z parą lwów.Na jej widok jednak,pożegnał się i pognał do niej.
-Cześć Hopciu
-Hopciu? To sobie wymyśliłeś,-przewróciła oczami,po czym przytuliła partnera.Trwali tak chwile,dopóki nie podeszły do nich córki.Maisha stała prosto,Zawadi natomiast usiadła,wlepiając promienny uśmiech w rodziców.Ciemno szara przewróciła oczami w uśmiechu,po czym zwróciła się do rodziców:
-Idziemy do Carlotty.Ma kilku rannych,chcemy jej pomóc,możemy?
-No pewnie,tylko uważajcie,-odpowiedziała Hope,po czym dodała,-to ta ranna piątka z wczoraj?
-Tak,-odparła Maisha,-to my już będziemy zmykać,pa!
Obie migiem upuściły rodziców i udały się do medyczki.Szary i czarna,chwile patrzyli w ślad za nimi,po czym weszli do jaskini,by pobyć chwile że sobą.

Wczoraj na Wolną Ziemię,zagościła piątka rannych lwów.Ulegli poważnym wypadkom w czasie walki,którą odbyli w rodzinnym stadzie.Ci wielcy wojowniczy,leżeli teraz ledwo żywi na podłodze,podczas kiedy Carlotte,oraz córki Hope i Kifo,nakładały im maście.Ponieważ była ich trójka,szło im całkiem szybko.Po zajęciu się rannymi,Carlotte wzięła je na słówko.Odeszli kawałek dalej.
-Na pewno sobie poradzicie?-spytała
-Carlotto,wiesz że marzymy o pomaganiu potrzebującym,od kąt byłyśmy lwiątkami..-zaczęła Zawadi
-To będzie pierwszy krok,ku naszej przyszłości..-skończyła Maisha
-Eh! Może macie rację,ja wiecie..nie długo muszę wyruszać,za jakiś miesiąc,wtedy będziecie młodymi dorosłymi..więc będzie lepiej
-Będziemy za tobą bardzo tęsknić,-westchnęła Zawadi,-czy naprawdę musisz odchodzić?
-Wiesz Zawadi,w życiu każdego zwierzęcia,nadchodzi pora,by musiał odejść z kręgu życia.Cóż,co poradzić że to tak wcześnie,-westchnęła,-muszę jeszcze odwiedzić rodzinę..przed tym..
-Obyśmy cię godnie zastąpiły,-powiedziała Maisha
Pożegnały się i odeszły.
Wędrując po sawannie rozmyślały.Bardzo były ciekawe,co je spotka w przyszłości.Nie chodziło o to,że zastąpią Carlotte i będą pomagać chorym,rannym-ogółem potrzebującym pomocy.Chodziło o to,co czeka ich rodzinę.Maisha przeczuwała,że jej siostra,zwiąże się z Binn'em.A ona? No właśnie..z kim?
Po drodze,zatrzymały się przy wodopoju.Napiły się lodowatej wody,ułożyły wygodnie na trawie i wpatrywały się w wodę.Jeszcze sporo dzieliło dzień od nocy.Miały więc sporo czasu.Rozmawiały.Jednym pytaniem,Zawadi zmyliła Maishę z tropu.
-Myślisz,że jestem wyjątkowa?-jej oczy zabłyszczały
-No pewnie,-odpowiedziała szczerze
-Naprawdę?
-Przecież się pytałaś,to ci odpowiedziałam,czemu więc jesteś zdziwiona?
-Sama nie wiem,-powiedziała,po czym napiła się wody i wstała,-idziemy? Może pójdziemy z rodzicami na granicę? 
-Brzmi ciekawie,okey
Ruszyły w stronę jaskini.A dzień,pomału zbliżał się ku końcowi.
*
Pewna lwica,uśmiechnęła się szyderczo na widok odchodzących,po czym podeszła do wodopoju i napiła się wody.Wyciągnęła coś,co miała na grzbiecie.Była to torebka z liśćmi,ale nie byle jakimi.Liście te,pochodziły z dżungli,miały specjalne właściwości.Potrafiły i leczyć i zabijać.Wszystko zależało od tego,jak ich użyjesz.Uśmiechnęła się więc i puściła wszystkie liście do wody.Następnie zniknęła szybko,nie patrząc już na pomału zmieniający się kolor wody.Z błękitnej,stawała się blado zielona.Spragnione zwierzęta,nawet nie zwróciły na to uwagę i się napiły.Lwica ukryła dowody i jakby nigdy nic,weszła do jaskini stada.

I tak oto,zaczął się SEZON 2!
Mam nadzieję,że rozdział się podobał
1.Jak myślicie,skoro zwierzęta napiły się tej wody,czy będzie to miało jakieś skutki?
2.Kim była lwica z końca rozdziału?
3.Podoba wam się nagłówek bloga?
Pozdrawiam c:

3 komentarze:

  1. Super rozdział i czekam na
    1. Nwm, może umrą
    2. Tego też nwm
    3.tak

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, czekam na next.
    1.Chyba tak.
    2.Nwm
    3.Tak. Sama robiłaś?

    OdpowiedzUsuń