środa, 5 lipca 2017

#22 Przybysz z Lwiej Ziemi

Hope i Kifo,przebiegli przez sawanne,najszybciej jak mogli.Zatrzymali się zdyszani przed wodopojem.Szary lew,przebiegł po zgromadzonych zwierzętach wzrokiem.Słonie miały zielone twarze,a te które nie leżały,ledwo mogły utrzymać się na nogach.Antylopy i Zebry,nie miały siły uciekać,przed drapieżnikami,stojącymi naprzeciw nich.Krokodyle,nosorożce,hipopotamy,bawoły,wydawali z siebie niespokojne odgłosy.Ptaki opadały na ziemię,tak jak ich krewni.Nie miały siły wznieść się w powietrze.Ogółem..wszystko wyglądało słabo.

Medyczka tych ziem,przebiegła łapą po wodzie wodopoju i że smutkiem,spojrzała na zebranych.Adele uniosła brwi i skierowała się do Hope:
-Czyli jest gorzej niż myślałam..Carlotta,jest przerażająco smutna
Czarna zamyśliła się na chwilę
-Co się tutaj wydarzyło?-spytała sama siebie,lecz uzyskała odpowiedź,od jednej antylopy
-Wypiliśmy tylko wodę,nic więcej,-jęknęła
Carlotta spojrzała ponownie na wodę.
-Zatrutą wodę,-jej słowa wywołały przerażenie,-spokojnie,wyleczę was...mam nadzieję,-dodała niesłyszalnie.Lecz Hope-która miała akurat dobry słuch-zdołała usłyszeć jej słowa.Podeszła więc do niej i ułożyła łapę na jej barku.
-Wszystko się ułoży,-szepnęła,a ta tylko uśmiechnęła się lekko,Hope to odwzajemniła,po czym dodała głośniej,-Maisha i Zawadi,z przyjemnością ci pomogą!
Córki lwicy przytaknęły,a ich biały przyjaciel,mruknął z niezadowoleniem
-Ja także,jeśli można

Kifo stanął na wysokim głazie i ujął wzrokiem wszystkie zwierzęta.Na szczęście,ofiar nie było dużo.Ale nie było ich też mało.Większość z nich,leżała martwa na ziemi.Skrzywił się na ten widok i zeskoczył z głazu.Na nieszczęście,zapomniał stanąć na dobrej łapie i stanął na tej chorej.Syknął cicho i natychmiast,wrócił do pozycji dziennej.
Podszedł do Hope
-Jest trochę ofiar śmiertelnych,-powiedział,-mam nadzieję,że zdążą z tym lekiem
-Oby,ale wiesz ziół z rośliny Healing kupanda* jest do połowy tych zwierząt
-Nie znasz Carlotty,zrobi cuda na pewno,-powiedział,po czym go zmroziło,-ale..nie piłaś tej wody,tak?
-Nie..no może tylko rano,ale wtedy była..normalna!
-Mhm..-zamyślił się i ponownie rozejrzał,-coś mi się zdaję..że to nie był przypadek.Ktoś specjalnie ją skaził.

Cały dzień,minął wszystkim w wielkim strachu.Słońce grzało strasznie gorąco,przez co jeszcze trudniej,było nie skusić się na wodę.Trójka przyjaciół (Hope,Kifo i Adele) uparcie siedziała przy wodopoju,mierząc wszystkich wzrokiem.
Następny dzień,był już lepszy.Słońce mniej grzało,co więcej spadł deszcz.Pomógł on wszystkim spragnionym.Carlotta,wraz że swoimi pomocnikami,pomału "odkażała" wodę.Hope kiedy na to patrzyła,nie mogła przestać myśleć o słowach partnera.Czy na tej ziemi,mogło czaić się zło? Wiele już zła widziała,ale nigdy na Wolnej Ziemi.Na chwile zamarła,lecz po chwili,znów musiała wkroczyć do akcji.Nie bała się,iść na drugi koniec sawanny,tylko po zwykłą wodę,którą przyniosła w skorupie żółwia.Była uparta,jeśli chodzi o pomoc.
W końcu jednak,jej trud nie poszedł na marne.Udało się,woda znów była czysta.Lwy odetchnęły z ulgą i szybkim krokiem,udały się w miejsce swojego domu.Hope od razu położyła się,a u jej boku Kifo.Oboje szybko zasnęli,co innego ich córki.Zawadi zbyt pochłonięta rozmową z synem Adele,nie zauważyła,że jej siostra wymyka się z jaskini.

Maisha wskoczyła na czubek jaskini.Usiada i spojrzała w dal.Chłodny wietrzyk,powiewał w jej kierunku,delikatnie muskając jej pyszczek.Krople deszczu,opadały na jej ciemne futro.Zmrużyła oczy i wsłuchała się w dźwięki,dobiegające że wszystkich stron.Ćwiergot rozradowanych ptaków,tupot kopyt antylop,biegających po zielono-żółtej sawannie.Słyszała pasące się zebry,biegające góralki.Ogółem wszystko,nawet zabawę małych lwiątek.
Kiedy otworzyła jednak oczy,wszystko jakby umilkło,czekając,aż znowu je zmruży.Miała już to zrobić,kiedy dostrzegła jakiś punkt w oddali.Wyostrzyła wzrok.Nie było to drzewo,ani żadna zebra..Kształt przybliżał się coraz bardziej,aż w końcu przystanął,niedaleko wodopoju.Napił się wody.Córka Hope,skorzystała z tej okazji i migiem pobiegła w jego kierunku.Może nie powinna,tak od razu do niego podbiegać,ale ciekawość wzięła górę.

Przyspieszyła.Kształt uformował się w lwa.Wystawiła pazury-na wszelki wypadek i wskoczyła na niego,powalając go na ziemię.Ten wpatrywał się w nią swoimi niebieskimi oczami,w osłupieniu.
Była to jednak minuta,po czym lew także wysunął pazury i rzucił z siebie lwice.Oboje stanęli w pozycji,gotowej do walki.Maisha głośno warknęła,nie znała wprawdzie jego zamiarów.Gdyby przybył tu o pomoc,zaczekał by na granicy-tak jak wszyscy.
Zmierzyła go wzrokiem,od góry do dołu.Był w jej wieku,no może jakiś dzień czy dwa starszy.Miał brązową grzywę,pomarańczowo-złote futro ciemnego odcienia i piękne niebieskie oczy.Na chwile,utonęła w nich.Nawet,schowała pazury.Patrząc tak w nie,widziała tyle..sama nie wiedziała czego.Po prostu,czuła się jak nigdy.
Z zamyśleń,wyrwał ją bieg stada.Przed nią w mgnieniu oka,stanął Kifo,prostując się by pokazać potężną budowę.Pozostali,stanęli za nim,bacznie mierząc wzrokiem nowego.

Starszy nastolatek,o dziwo stał prosto i przyglądał się zaistniałej sytuacji z wymuszonym uśmiechem.Milczenie w końcu przerwała Adele.Biała stanęła przed przyjacielem i zwróciła się do obcego lwa.
-Kim jesteś? Jak ci na imię? Potrzebujesz może pomocy?-zadała pytania
-He,miło poznać..że tak powiem,-mruknął,-Jestem Jicho,przybywam z daleka.Potrzebuję,schronienia na parę dni.
-Czy raczysz nam powiedzieć, dlaczego?-spytał z nutką złości Kifo
-Podróżuję.Potrzebuję odpocząć,a słyszałem...że tutaj każdy otrzyma pomoc,-powiedział,lecz gdy zobaczył wzrok czarnej lwicy,dodał,-nie jestem na nic chory,spokojnie,nie zabawię długo.
Szary i czarna,spojrzeli na siebie porozumiewawczo.Chodź widać było,że ich myśli były różne.Hope jednak,wiedziała lepiej, co trzeba zrobić.Miała intuicję.
-Możesz u nas zostać,na jak długo to będzie konieczne,Jicho
Uśmiechnęła się do lwa,co ten odwzajemnił.Po chwili,Hope wraz ze stadem,wrócili w stronę jaskini.Jicho wlekł się na tyle,co przykuło uwagę Maishy.Odwróciła się do niego.
-Z kąt pochodzisz przybyszu?-spytała poważnie,lecz z uśmiechem na twarzy
-Z Lwiej Ziemi..-tylko tyle powiedział,po czym wyprzedził stado i pierwszy dotarł do jaskini,czym zirytował pewnie większość jej mieszkańców,a już zwłaszcza Kifo.
**************************************
*Lecznica roślina
Hej! Mam nadzieję,że rozdział się podobał.Jestem z niego zadowolona ^^ Podobał wam się?
1.Co myślicie o Jicho?
Pozdrawiam cieplutko c:

1 komentarz:

  1. Fajny rozdzial, ale troszkę smutny, szkoda mi tych zwierzątek :c
    Ciężko mi powiedzieć co myślę o Jicho, jeszcze mało wiemy na jego temat, ale chyba jest miły ^^
    Pozdrawiam, czekam na kolejna notke :3
    Uzuria

    OdpowiedzUsuń