Deszcz..wszędzie deszcz.Cała sawanna,została zalana.Pewnie każdy,chciałby teraz przebywać w przytulnej jaskini,takiej jaką miały lwy z Wolnej Ziemi.
Całe stado,leżało albo w kontach,albo na środku,pałasując świeżo upolowaną antylopę.Na końcu jaskini,na płaskiej skale,leżała czwórka przyjaciół.Leżeli,przytuleni do siebie-tym samym wzajemnie się ogrzewając.Trzeba przyznać,że wraz z deszczem,na dworze zapanował chłód.
Hope spojrzała na wyjście z jaskini.Zaczęła nasłuchiwać..Słyszała jak krople czystej wody,spadają kolejno na ziemię z cichym pluskiem.Uśmiechnęła się słabo.Zapowiadało się na niezłą ulewę!
Odwróciła głowę w stronę męża.Kifo z entuzjazmem,rozmawiał z Upepo.Adele siedziała cicho,lecz jak zobaczyła,że czarna odwróciła głowę,uśmiechnęła się szeroko,po czym zwróciła się do przyjaciółki szeptem.
-Na dworze chłód i ziąb,deszczyk kapie..a lwy i tak znajdą sobie zajęcie,-powiedziała że śmiechem
-Poetka się znalazła,-prychnęła Hope,po czym także się zaśmiała,-jest w tym trochę racji
Lwice także z entuzjazmem,zaczęły rozmowę.Właściwie to wspominały.Głównie to,jak się poznały,jak spotkały męża białej,jak urodziły im się lwiątka i jak pomagały.Zdarzyło się jednak,że wspomniały coś o swoim dzieciństwie.Dla obu,był to temat..którego wolały unikać.Wiele się od tego czasu zmieniło,Adele uważała,że nie warto wracać do starych wspomnień,natomiast Hope,nie myślała tak jak ona.Jej dzieciństwo było wspaniałe,do czasu.. Później było pod górkę,a ona wciąż uważała,że z niej jeszcze nie zeszła.
Położyła głowę na łapach,po czym szybko zasnęła.
***
Taabu szła w stronę granicy.Nie minęło pięć minut,kiedy znalazła się na miejscu.Rozejrzała się wokół,dla pewności że nikt jej nie widzi,po czym postawiła łapę,na następnie całe ciało,na kolejnej ziemi.Ruszyła biegiem.Przeszkadzał jej tylko deszcz,który padał na jej futro,doprowadzając do tego,że dotarła do celu swojej podróży cała mokra.Do tego wpadał jej do oczu,co także nie ułatwiało zadania.Kiedy jednak,znalazła się na miejscu,weszła do pokaźnej jaskini,mogąc w spokoju otrzepać futro.
W jaskini panował mrok i głucha,nieskazitelna niczym cisza,przerywana jedynie,przez spadające krople deszczu,lub kroki lwicy.Na samym środku,leżało posłanie z liści,na którym się położyła.Zamknęła oczy.Co szkodzi,przespać się kilka minut? Zasnęła.
Obudziły ją dopiero kroki.Nie zamierzała jednak,otwierać oczu,gdyż wiedziała kto to.Uśmiechnęła się lekko.Lew,o czarnej grzywie i ciemnobrązowych oczach,jak i futrze,położył się obok niej.
-Jak miło cię widzieć,Taabu! Dawno cię tu nie widziałem.Co cię tu sprowadza?-spytał z szyderczym uśmiechem.
Lwica spojrzała na niego
-Jakbyś nie wiedział,to także tu mieszkam,braciszku! Mam prawo tu przebywać!
-No w sumie rację..-burknął,-jak tam ci idzie? Ci chorzy uwierzyli?
-Nie mów o nich tak,bo to tak..jakbyś i mnie tak nazywał,-warknęła tak,że aż lew wstał,-jasne,że uwierzyli durniu! Nie długo,osiągniemy nas cel!
-No widzisz,aż nawet powinniśmy podziękować Królowi Jasiriemu,za wygnanie,-rzucił sarkastycznie,po czym z powrotem się położył.
Spojrzał na wyjście
-Kisasi*,zaraz powinna tu być..
-Dobrze Hatari**,-powiedziała cicho,po czym ponownie zapadła w sen.
***
Binn,wpatrywał się w pochmurne niebo,z którego spadały krople deszczu.Westchnął ciężko.Dzień przecież zapowiadał się słonecznie,nawet słońce grzało bardzo gorąco i było duszno.Całe stado przecież,leżało z rana nad wodopojem.A teraz co? Wszędzie deszcz! Odwrócił się gwałtownie,po czym walnął w mały kamień,że ten potoczył się w sam kont,tym samym budząc szarą lwice.Otóż,nie zdążyli wrócić na czas do jaskini stada,wraz z pozostałą dwójką.Binn,Zawadi,Maisha,Jicho,utknęli w tej jaskini,aż się skończy deszcz-a na to,tak wcześnie się nie zapowiadało.
Zawadi,wstała i podeszła do syna Adele.Otarła się o jego bok.Otóż,od kilku dni byli razem.Pamiętała,jak zabrał ją nad wodopój i wyznał jej miłość.Wciąż pamiętała,te ciepłe "Kocham cię".
Przytuliła więc Binn'a,jeszcze mocniej,po czym wyszeptała mu do ucha takie same słowa.Sprawiło to,że się uśmiechnął.Polizał partnerkę,czule po głowie.
-Przejdziemy się?
-W deszcz? Ty ryzykancie,-zaśmiała się szara,po czym wybiegła z jaskini.Za nią ruszył biały.Oboje,niczym zgrany duet,ruszyli w te samą stronę.W stronę wodopoju,który już całkiem,był pokryty wodą.Nie ruszyli jednak tak zwyczajnie,jakby to był spacer.Zaczęli się dla zabawy ścigań,jakby byli małymi,rządnymi przygód lwiątkami,ciekawie patrzącymi na otaczający ich świat.
Kiedy dotarli na miejsce,położyli się pod drzewem,obserwując krople deszczu.Leżeli w milczeniu,przytuleni do siebie.Nagle,córka Kifo,dostrzegła coś na horyzoncie.Była to sylwetka lwicy.Dźgnęła partnera,który także spojrzał w tamto miejsce.Oboje,ruszyli w tym kierunku.Binn na przodzie,żeby w razie czego ochronić Zawadi.Natomiast ona,biegła,za potrzebą pomocy.Kiedy więc,stanęli przed lwicą,to ona pierwsza przemówiła.
-Witaj,jestem Zawadi,a to Binn,mój partner
-...
-Jak ci na imię?-spytał syn Adele
-...
-Ehem!-chrząknął Binn
-Nie potrzebujesz może pomocy?-spytała miło Zawadi,a lwica spojrzała na nich,mówiła dalej..-jestem córką Hope i Kifo i..
-Córką Hope i Kifo?-przemówiła,na co Binn przewrócił oczami.Zawadi tylko kiwnęła głową,-To dobrze się składa,bo mam problem
-Zaprowadzę cię do moich rodziców,-spojrzała na deszcz,ogółem jej futro było całe mokre,-najlepiej,jak najszybciej..
***
Kiedy Maisha się obudziła,jej siostry,jak i przyjaciela już nie było.Wstała i podeszła bliżej wyjścia.Jeszcze mocniej się rozpadało,niż jak tu przyszliśmy-pomyślała,po czym spojrzała na śpiącego Jicho,-jeszcze z nim,musiałam tu zostać..-dodała w myślach
Jicho dołączył do stada dwa tygodnie temu.Przez ten czas,zaklimatyzował się z otoczeniem,jak i zdobył sympatie wszystkich,a zwłaszcza Hope. Nie raz już stoczył pojedynek dla zabawy z Binn'em,lub przyjemną rozmowę z młodymi lwicami ze stada.Był z niego niezły podrywacz,co trzeba było przyznać.
Tylko Kifo i Maisha,mieli coś do niego.Kifo od samego początku co prawda,natomiast Maisha od..właściwie,nie wiedziała kiedy.Nawet nie wiedziała dlaczego,ma go dość.Po prostu tak było,chodź musiała przyznać,że przy nim,serce biło jej szybciej.
Westchnęła.po czym podeszła do niego.Dotknęła go lekko łapą.Lew po chwili,otworzył swoje niebieskie oczy i spojrzał na nią zaciekawiony,po chwili wstał.
-Co jest?
-Nie widzisz?! Deszcze leje,Zawadi i Binn,gdzieś poszli,a ty tu jakby nigdy nic pytasz "co jest?"-warknęła. Naprawdę Maisha? Musiałaś!-warknęła na siebie w myśłach,po czym przepraszająco spojrzała na lwa.
-Nie no spoko,-odwarknął,-ale chyba nie musimy panikować,co nie?!
-Ja nie panikuję!
-CO ty!? Tylko się drzesz bez powodu!
-Sam się teraz DRZESZ!!
-Dobra,gdzie teraz?-spytał mokry Jicho.
Przez kilka minut,chodzili z Maishą po sawannie,szukając ich przyjaciół.Właściwie,nie wiadomo dlaczego.Chodź,chodzenie po mokrej sawannie,było lepsze niż siedzenie w ciasnej jaskini.
Maisha zwolniła tempa i spojrzała na niego
-Może.. Najlepiej to.. Eh! Może wrócimy?
-Dobry pomysł,-burknął,po czym skierował się z powrotem w stronę jaskini.Córka Hope,poszła w ślad za nim.
W jaskini było ciemno,podobnie jak na dworze,gdzie zapadła już całkowicie noc.Maisha i Jicho,leżeli w koncie.Milczeli i milczeli.W końcu,ciszę przerwał Jicho.
-Powiedź,czemu mnie aż tak nie lubisz
-Lubię,-powiedziała po chwili,-po prostu..mnie irytujesz
-Ciekawe czym,-burknął
-Na przykład tym,-spojrzała na niego
I znów milczeli
-Powiedzieć ci sekret?
-Wal,-odparł Jicho
-Zakochałam się w tobie,-zaśmiała się,-sama nie wiem,czemu!
Wstała i odeszła trochę dalej.Lew po chwili,dołączył do niej.
-Ja w sumie też nie wiem,ale także cię pokochałem
Spojrzała na niego
Czy to naprawdę się dzieję?! Czy to nie sen?-pomyślała,po czym go przytuliła.Odwzajemnił jej gest.I tulili się tak,dopóki wraz z rankiem,nie nastąpił deszcz.Wrócili w tedy,do jaskini stada..
 |
By me |
***
W koncie leżała lwica,płakała.Hope i Adele,pocieszały ją.Maisha na ten widok,podeszła do siostry.
-Co tu się stało?
-Znalazłam z Binn'em tą lwice.Okazało się,że jest chora na serce.Jej ukochany,z którym była przez dłuuugi czas,zerwał z nią,kiedy się tylko dowiedział.Zastanawiam się nawet,czy chodziło o chorobę.Ja myślę,że o kłamstwo..Gdyby Binn mnie oszukał,także bym z nim zerwała.
-Ja z Jicho też..
Zawadi spojrzała na nią
-Jesteś z nim!?-spytała,a ciemna kiwnęła głową,-gratuluję siostro!
-Dzięki,-przytuliły się,-a wracając.Kłamstwo ma krótkie nogi,nie warto nim żyć..
-Racja,-odparła,-teraz mama i ciocia ją pocieszają,bo już jeden atak miała.Tata i wujek,szukali tego lwa,lecz jeszcze go nie znaleźli..
Kiedy powiedziała te słowa,Kifo,Upepo i jakiś lew,weszli do jaskini.Lwica,której na imię było Uzuri,podbiegła do obcego lwa.Chciała go przytulić lecz się odsunął.
-To przez chorobę,tak?!
-Nie! To przez to,że mnie okłamywałaś! Przecież bym cię nie zostawił! Ale widać,wolałaś mnie oszukiwać!
-To nie tak!
-A jak?!
-Trochę ciszej,-do lwów podeszła Hope,-chodźcie za mną..
Poszli.
W jaskini,zostało stado.Adele i Upepo,poprosili na bok Binn'a.Kifo położył się niedaleko i obserwował,wyjście z jaskini.Patrzył także,na rozmawiające córki i śpiącego Jicho.Na jego widok,cicho burknął.
Po chwili,zasnął.
***
-Wybacz jej to kłamstwo,-mówiła Hope,-przecież ją kochasz
-Kocham,ale nienawidzę kłamstwa! Napenda, lakini mimi chuki uongo!***
-Bałam się,-wyznała Uzuri,-Upendo,proszę,wybacz mi..
-Wybacz jej.To się na pewno nie powtórzy,-zapewniła czarna
-No nie wiem..
-Życie z chorą,nie jest złe.Skoro przez ten czas,dawaliście sobie radę,kochaliście się i teraz,dacie sobie radę.Daj jej szansę,-powiedziała.
Już nic więcej,nie musiała mówić.Lew przytulił lwicę i razem odeszli,szepnął jej na ucho "I kusamehe****"
Czarna lwica,uśmiechnęła się ciepło,po czym wróciła do jaskini.Wszyscy spali.Podeszła więc do męża,przytulając się do jego futra i grzywy.Spojrzała jeszcze na córki,które naszczęście grzecznie spały.Mogła z czystym sercem,pójść spać,wiedząc,że wszyscy są bezpieczni,a kolejna chora osoba,dostała pomoc.
Zasnęła.
Nie wiedziała,jak Taabu wraca do jaskini.Położyła się i mimo poranka,tak jak całe stado,zapadła w sen.
Deszcz,przestał padać. Słońce,wszędzie zagościło,w najmniejszym koncie sawanny.Jego promyki,wpadły do jaskini,oświetlając uśmiechnięte twarze zarówno Hope,jak i Kifo.
------------------------------------------------------------------------
*zemsta
**niebezpieczeństwo
*** kocham,ale nienawidzę kłamstwa!
**** wybaczam
Mam nadzieję,że rozdział się spodobał.Powiem,że jestem z niego zadowolona.Wiem,że trochę lamentowałam xd,ale..sami oceńcie z resztą,czy wam się ten styl podobał.
Pozdrawiam c:
Ps:Rozdział jest przetłumaczony na język angielski {nie wiem czemu,tak zrobiłam xd) w zakładce "Tłumaczenia"