sobota, 23 grudnia 2017


Blog obchodził już swoje pierwsz urodziny dnia:19.12-ale niestety,nie zostały wyprawione.Dlatego teraz,zamieszczam tę obrazek,przedstawiający głównych bohaterów:Hope i Kifo~i jak by się mogło zdawać,nie dawno byli lwiątkami.

Chce także ogłosić,że to są ostatnie urodziny bloga,jakie obchodzone będą.

Dziękujemy,że byliście z nami przez całe trwanie naszej histrorii~Hope i Kifo

Sto lat,Hope
Sto lat,Kifo

piątek, 18 sierpnia 2017

Blog..uznaje za zakończony!

2 sezony,27 rozdziałów,prolog i epilog.Wyświetleń 6 026,obserwatorów 8.
Łał,nie wierzę,że aż tyle minęło.Dziękuję,że czytaliście tego bloga ^^
Przyznam,że wiele razy,miałam ochotę go zostawić,ale w zawsze dawaliście mi siły,do dalszego pisania.Tak oto,historia dotarła do końca.Nie będzie już 3 sezonu,ale mam nadzieję,że nie zapomnicie tej historii.Ale cóż..w końcu muszę to ogłosić..
                                                  Blog..uznaje za zakończony!
Pa! c:
ps:Zapraszam także na moje dwa nowe blogi 

Epilog

Hope i Kifo,opuścili Pustynną Ziemię,kilka dni po tym,jak Furaha wziął ślub z Nyotą.Hope była dumna z brata.Była pewna,że zarówno oni,jak i Busara,dadzą radę przywrócić nowy ład.Przez kolejne tygodnie,zmniejszała się liczba chorych i potrzebującym,a przez kolejne miesiące,już ślad o nich zaginął.Wszystko szło dobrze.Lecz niestety,lata mijały...

Hope i Kifo,wpatrywali się w zachód słońca,wiedzieli,że widzą go po raz ostatni.Jeszcze wczoraj,pożegnali Upepo.Adele,wpatrywała się w nich,zza skały.Miała nadzieję jednak,że jej przyjaciele szybko nie odejdą z tego świata,tak jak jej mąż.Hope i Kifo,spojrzeli sobie w oczy.
-Myślisz,że jak tam jest?
-Myślę,że..dobrze,-odparł Kifo,po czym złożył na ustach ukochanej,długi pocałunek.Z powrotem,spojrzał na zachód,podobnie jak jego partnerka.A słońce,coraz bardziej sunęło w dół,aż w końcu,zniknęło z choryzontu.
***
Szaman Pustynnej Ziemi,także wpatrywał się w zachód słońca.Kiedy ten zaszedł,wziął kilka mikstur i podszedł do dawno zapomnianego obrazka.Przedstawiał on czarną lwicę.Dorysował nad jej głową złotą pręgę.Po chwili,namalował obok niej szarego lwa,go także ozdobił tą pręgą.Uśmiechnął się lekko.
-Mówiłem.Dokonałaś czegoś wielkiego..dokonaliście
***
Jeszcze wiele lat,po śmierci Hope i Kifo,byli sławieni,a na ich grobach,co roku podróżni,jak i miejscowi,rzucali kwiaty.Wszyscy za nimi tęsknili,za tym,że im pomagali,chodź im także się nie układało.Chorych było mało.Co jakiś czas się jakiś rodził,ale już nie przelewali wtedy krwi.Co więcej,pomagali.Kiedy się urodził ślepy,sławiono go i nazywano "Dzieckiem Hope".Kiedy z kontuzją łapy "Dzieckiem Kifo".Adele,dożyła swoich prapra wnuków.Lwica opuściła jednak stado,zaraz po śmierci jej przyjaciół.Wędrowała po świecie,opowiadając o czynach,jakich dokonali jej przyjaciele.Tak oto,historię tej dwójki,poznało wiele sawann.Nazywali ich legendą.
                                 Historię lwicy Hope i lwa Kifo
By me
koniec
*******************************
Hej! I tak oto,nadszedł koniec historii.Nie udał mi się za bardzo,ale mam wielką nadzieję,że i tak wam się spodobał.Nie będzie trzeciego sezonu,to już koniec historii.
Pozdrawiam c:

#27 Czyżby przebaczenie?

Jasiri,dalej nie mógł uwierzyć w to,że widzi swoją córkę.Swoją małą córeczkę Hope.Zaniemówił i przez kilka chwil,nie mógł wydusić z siebie ani słowa.Wtedy stery przejęła Hasira.Podbiegła do córki,mocno ją przytulając.Czarna lwica,pozwoliła jej na to,a nawet sama to wykonała.Tak dawno nie czuła zapachu matczynej sierści.Po chwili,lwicę przytulili także bracia.Bardzo ucieszyli się,że ją widzą,ona także.Bardzo za nimi tęskniła.Jasiri,że skrępowaniem,a nawet strachem,podszedł do córki ostatni.Kifo cały czas,przyglądał się temu z daleka,dopiero na kiwnęcie głowy że strony Hope,potrzedł bliżej.
*
Rodzina weszła do głównej jaskini,odprowadzona  ciekawskimi spojrzeniami stada.Jasiri usiadł na podwyżu,dalej że skrępowaniem,Hasira zajęła miejsce koło niego,a na jej pyszczku,od tylu lat,zagościł czuły uśmiech.Furaha i Busara,usiedli blisko rodziców,wpatrując się w Hope.Nyota,usiadła obok ukochanego.Kifo i Hope,zajęli miejsca naprzeciw nich.Na pyszczku Hope,już nie gościł uśmiech,przecież miała misję,a nie jakieś rodzinne spotkanie.Prawda,nie widziała jej już dłuugo,ale nie mogła zapomnieć,że to oni sprawili jej pierwszą ranę w sercu.Szary lew,widząc minę Hope,przytulił ją.
-Córciu,-Hasira uśmiechnęła się jeszcze promienniej,-opowiadaj co u ciebie! Jak widzę,masz już męża,to cudownie.Miło cię poznać Kifo
Szary tylko kiwnął głową
-Mamy już nawet wnuki,-pochwalił się Kifo
-Kifo,nie jesteśmy tu,by opowiadać o naszym życiu,-sprostowała Hope,po czym wzięła głęboki wdech i wydech,-Wiecie,że to właśnie na Pustynnej Ziemi,co kilka dni,na świat przychodzi,chore na coś lwiątko! A wy? Skazujecie je na śmierć,lub na wygnanie.Nie dajecie im szansy,-czarna mówiła z przejęciem i pewnością siebie,nawet na chwile się nie zawachała,-To przez te warunki,w których żyli tyle lat.Nie dziwi cię to,że za czasów mego dziadka,było wszystko dobrze,nikt nie chorował.To co przez tyle lat tęmpiłeś,ojcze..było tylko z twojej winy,z winy twoich rządów
-Jak szmiesz!-Jasiri opanował nagle szał,-jak szmiesz! Jesteś nikim Hope,stałaś się taka,od kąt zostałaś chorą.Jesteś nikim! Chora beznadziejna!
-Jasiri,uspokój się!-warknęła Hasira,a w ślad za nią,poszła cała rodzina.Kifo stanął po stronie Hope,warknął zajadle.Czarna jednak,nie robiła nic.
-A ty ojcze,ty niby nie jesteś nikim?!,-powiedziała,-spójrz,co przez te lata zrobiłeś! To nie jest godne pochwały,nie mogłeś przestać,nawet..nawet,kiedy chodziło o twoje dziecko.

Biały na chwile,przestał warczeć.Czyżby miała rację? Spojrzał na swoją rodzinę,a następnie z powrotem na córkę.Jego mała Hope,tak bardzo dorosła.przed oczami,przebiegły mu wspomnienia,kiedy była mała.
-Masz rację córeczko,-powiedział,po czym zwrócił się do Furahy i Busary,-Furaho,możesz poślubić Nyotę,pozwalam i..przepraszam.Busaro,wierzę,że będziesz pomagał bratu w rządach,-kiedy skączył,uśmiechnął się tylko i ponownie spojrzał na córkę,-wybaczysz mi,Hope? Przebaczysz mi te wszystkie lata?
Czarna zmróżyła oczy,w których pojawiły się pojedyńcze łzy.Tylko tyle zrobiła.Wraz z Kifo,opuściła jaskinię,ostatni raz,odwracając się w stronę rodziny.Musiała to wszystko przemyśleć.Czy przebaczyć? Zawsze znała odpowiedź,jednak w tym momencie...jej nie znała.Matce,bracią,potrafiła przebaczyć,gdyż starali się z całych sił,kiedy jako lwiątko,miała zostać skazana na śmierć,bądź wygnanie.A ojciec? Był królem.Mógł zmienić prawo,mógł ją zostawić w stadzie.
-Wszystko gra Hope?
-Nic nie gra,-odparła,-wracajmy...wiem już,co mam zrobić

Kiedy Hope i Kifo,wrócili do jaskini,byli tam tylko jej rodzice.Na widok córki,Jasiri trochę się zmieszał.Czarna lwica,podeszła do niego,po czym...po prostu przytuliła.
-Tak,tato,przebaczam ci czym,sprzed wielu lat,-powiedziała,przytulając się do grzywy lwa mocniej,znów poczuła się tak,jak będąc dzieckiem,-ale musisz zmienić prawo..za dużo przez nie lwy wycierpieli.
-Zmienię córko.Dziękuję,że mi wybaczyłaś
-----------------------------------------------------
Hej! Wiem,że rozdział taki sobie,ale mam nadzieję,że chociaż jednej osobie przypadł do gustu.Został już tylko epilog,który najprawdopodobniej,pojawi się jeszcze dzisiaj.
1.A wy..co byście zrobili na miejscu Hope?
Pozdrawiam :)

środa, 2 sierpnia 2017

#26 Prośba

Jeszcze niedawno,byłam mała niczym okruszek..
 Później,ten okruszek,był skazany na siebie
   Przyjaźń,przychodzi często niespodziewanie
     To dzięki jej pomocy,radzimy sobie dalej..
       
Hope wpatrywała się we wschodzące słońce.Obudziła się bardzo wcześnie z myślą,że już nie zaśnie.Żeby więc nie tracić czasu,na próby odpłynięcia do krainy snów.Przeciągnęła się więc i od razu wyszła z jaskini,na szczęście nikogo nie budząc.Od razu,przywitał ją powiew chłodnego,miłego powietrza,oraz widok wschodu słońca.Mimo iż go nie widziała,uśmiechnęła się promiennie.Zeszła zgrabnie po kamiennych schodkach,udając się na sawanne.Wybrała najkrutszą i najbardziej przyjemną drogę nad wodopój.Prawie nikt jeszcze nie wstał,no może tylko ptaki.Czarna lwica,położyła się więc na kamieniu,obok wodopoju,po czym spojrzała na choryzont.Jej głowę,zaprzątało wiele wspomnień.Głównie związanych z jej życiem.Z Kifo,Adele,córkami i wnukami-które przecież bardzo kochała.Te osoby,były dla niej najważniejsze.Przypomniała sobie wszystkich,którym pomogła,wraz z ukochanym i przyjaciółką.Niestety,po chwili,przypomniała sobie również dzieciństwo.Było z początku szczęśliwę-z resztą,każdy pewnie je kojarzy.Ukochana córeczka,siostra..a w końcu,znienawidzona chora.Bo w końcu,jak ma to nazwać.
Jedna łza,spłynęła po jej policzku.
Ciekawa jestem,ile się tam zmieniło..

Zawsze byłam tą inną
Czekającą,by los dał jej jakiś znak
W końcu padł wyrok,jak wtedy myślałam ,nie raz..
A jednak,to był dla mnie ratunek
Poznanie czegoś..o czym każdy może marzyć
Spełnienie marzeń! Pomimo tego,jaką się urodziłam

Pomoc innym nieść! To było me pragnienie,moja misja
Która jeszcze się nie skączyła..
Muszę dalejej,na przód gnać! Bo jeszcze,nie powiedziałam:Koniec!
Jeszcze wiele dni,wiele nocy,wiele chwil..nie chce ich stracić
Może tak..może nie! Któż może znać odpowiedź! 
Czy zostawiłam po sobie ślad?
Czy jednak jestem tą..po której nikt nie będzie płakać..

Hope westchnęła cięzko.Dawno nie śpiewała,właściwie od dnia,kiedy jej problemy pomału znikały.Zamyśliła się na chwile.Jej myśli,przerwały radosne głosy,dochodzące z tyłu.Odwróciła się więc,po czym się uśmiechnęła.Zmysły zrobiły swoje,wiedziała kto za nią stoi.Jej ukochane wnuki! Imara,Riwaya i Bahari.
-Cześć maluchy,w już nie śpicie?
-Już wcześnie babciu!-wykrzyknęła radośnie Riwaya
-Czekamy teraz na przyjaciół,-dodał Bahari
-A ty babciu,czemu już nie śpisz?-spytała Imara,mrużąc oczy
-Widać się wyspałam,-zaśmiała się cicho czarna lwica
Po chwili,cała trójka,odeszła wraz że swoimi przyjaciółmi,więc Hope mogła z powrotem wrócić do rozmyślać.Jej wnuki..miały tak jak większość rodziny,dobre serca.Mimo iż charakterki..no cóż,troszkę ciężki.

-Hej,szukałam cię,-powiedziała Adele,kiedy Hope przeszła przez próg jaskini,-chciałam z tobą zapolować,ale szybko zniknęłaś
Lwice się przytuliły
-Nie mogłam jakoś spać,-powiedziała zgodnie z prawdą,-trochę myślałam..
-Powiesz później? Musimy teraz iść do jaskini medyczek-właściwie twoich córek..-szybko się poprawiła,-Upepo,znalazł go na granicy..
-Chodźmy więc,-powiedziała z przekonaniem,po czym wraz z białą,ruszyły w stronę jaskini.

Maisha i Zawadi,od razu powitały matkę uśmiechami,po czym wskazały na tyły jaskini.Własnie tam leżał brązowy lew.Kiedy tylko do niego podeszły,spojrzał na nie fioletowymi oczami.Nie musiały nic mówić,uprzedził ich pytania.
-Choroba nieulecza..nie przejmujcie się zbytnio.Wdałem się w bujkę,nic wielkiego..
-Mówisz tak,jakbyś nie chciał żyć,-powiedziała twardo Hope
-Bo czasem tak jest..
-Nie możesz tak myśleć mówić.Ja też taką decyzję chciałam podjąć..a właściwie podjełam.Dobrze,że moi teraźniejsi przyjaciele mnie uratowali,-Adele mówiła pewna siebie i swoich wypowiedzi,-Nie rób tego,po prostu dołącz do naszego stada
-Z wielką chęcią,-czarnogrzywy od razu się rozweselił,-jestem tak poza tym Nyeti*
Hope i Adele,pogadały z nim jeszcze chwile,po czym obie wyszły z jaskini.Upepo i Adele,oddalili się trochę,by pobyć sami.Hope ruszyła na poszukiwania męża.

W połowie drogi,bardzo źle się poczuła.Złapała się za brzuch i zamknęła oczy,którą zaczęły ją piec.Nie wiedziała co się dzieję,ale wiedziała..że da sobie radę.Po dłuższym czasie,bóle odeszły a ona,udała się do jaskini.Wolała teraz odpocząc.Zasnęła szybko..

Obudził ją dopiero chłodny nos na policzku.Otworzyła jedno oko,a następnie drugie.Wyczuła zapach Kifo.
-Witaj Kifo,-uśmiechnęła się ciepło
-Cześć Hope..wszystko dobrze?
-Właściwie..-zawachała się,planowała coś,ale..nie ,nie może,-..to dobrze
-U mnie też,-przytulił ją,-bo mam ciebie
Hope zamruczała,po czym mocniej wtuliła się w szare futro lwa.
***
-Mamo! Tato! Ale zjedliśmy już śniadanie,więc czemu nie?-Riwaya i Bahari,byli źli na rodziców,że ci nie chcą ich puścić na sawanne.
-Puść ich Zawadi,-koło szarej,stanęła jej siostra,-Imarę puściłam..
-Ah! No dobrze..-przytuliła dzieci,-ale nie wracajcie późno!
-Dobrze!
Lwiątka wybiegły,a po nich wyszły lwice.

Hope,przglądała się temu.Ta noc,była dla niej niespokojna,z pewnych powodów.Koło niej,usiadła nagle pewna lwica.
-Witaj Hope
Czarna,spojrzała w stronę przybyłem,po czym wyoszczyła zmysły,by dowiedzieć się,kim jest.Po chwili to odkryła.
-Witaj Liso
Lwica była już dość starsza.Jej pomarańczowe futro,pomału zmętniało.Zachowała jednak,piękny i szerdeczny uśmiech,którym obarczyła Hope.
-Nad czym myślisz..jeśli można wiedzieć
Hope westchnęła
-O..o mojej rodzinie..tej,z którą spędziłam pierwsze miesiące życia..przypomnieli mi się i..i..po prostu,poczułam wczoraj,że nasza misja nigdy się nie skączy,że zawsze coś będzie stało temu na przeszkodzie.Muszę..muszę rozliczyć się z przeszłością
-Zgadzam się z tobą,-Lisa przytaknęła,-i lepiej zrób to jak najszybciej,zanim dołączysz do Canona..tak jak pewnie nie długo ja..
-Nawet tak nie mów,-powiedziała Hope.Pamiętała pogrzeb Canona,jak i samego lwa.Niestety,Krąg Życia ma swoje zasady.Lisa tylko przytaknęła,po czym odeszła.Hope chwile jeszcze myślała.Nie to,że nie kocha swojego życia.Uważa,że wyprostowała je na tyle,że nie chce go teraz starcić,ale..musi po raz ostatni spojrzeć im w oczy i powiedzieć,to co leży jej na sercu.Przecież to na Pustynnej Ziemi,jest serce złego poglądu,na temat chorych.

Hope z warkiem,wstała i ruszyła w stronę sawanny.Nie długo potem,spotkała Kifo,którego czule przytuliła.
-Coś się stało?
-Można tak powiedzieć,-lwica usiadła,-Kifo..mam prośbę.Wyruszysz,że mną tą samą drogą,którą tu dotarliśmy..Chciałabym,spotkać się z rodz-z osobami z mojej dawnej rodziny
-Ale dlaczego?-zaciekawił się lew
-Wiesz,że pomaganie było naszą misją,obowiązkiem,chcieliśmy z całego serca,pomagać tym,którzy tego potrzebują.Ale zrozum to..co ja odkryłam-nigdy im do końca nie pomożemy,jeśli nie zniszczymy centrum tego wszystkiego!
Szary lew zamyślił się.Wraz z Hope,milczeli.Milczeli i milczeli,puki lwica nie zaczęła odchodzić,właśnie wtedy ją zatrzymał.
-Spełnie twą prośbę,-powiedział z uśmiechem,-ale tu wrócimy?
-To nasz dom,-powiedziała,po czym go przytuliła
***
Słońce,wchodziło pamału na niebo.Ptaki widząc to,zaczęły śpiewać,a inne zwierzęta sawanny,budzić się że słodkiech snów.Hope i Kifo,także to uczynili,podobnie całe stado.Wszyscy,chcieli ich pożegnać,zwłaszcza ich córki,Adele,Upepo,Binn i wnuki.Właśnie oni,jako piersi,przytulili się do Kifo i Hope.Szary i czarna,pożegnali się że wszystkimi,a następnie,ruszyli w stronę granicy.Każdy się oglądał za nimi,zastanawiając,gdzie idą.
Przyspieszyli.
Dopiero przy granicy się zatrzymali.
-Gotowa?-spytał Kifo
-Gotowa,-odpowiedziała,po czym zaczęła biec w stronę kolejnej ziemi.Szary ruszył za nią.Biegli właściwie cały czas,robiąc sobie minimalne przerwy,na złapanie oddechu,napicie się wody,czy nawet zapolowanie na coś do jedzenia.Kiedy znajdywali się na znajomych ziemiach,musieli przywitać dawnych przyjaciół.Właśnie w ten sposób,mogli ponownie spotkać Frodo,czy nawet Nannę.Oczywiście,za każdym razem,byli miło witani.

W końcu,nadeszła ta chwila.Przeszli przez Złą Ziemię,gdzie dopadło ich tyle wspomnień,najczęściej,pierwsze spotkanie z Adele.Kiedy ją przeszpi,znaleźli się na granicy Lwiej Ziemi.Powitał ich widok cieszącej się bytem sawanny,a na samym środku,potężna Lwia Skała.Kifo zaparło wdech w piersiach,po czym powiedział wszystko co widzi Hope,ta  także się ucieszyła.Wrócili wspomnieniami do tego,jak zwiedziali to miejsce.
Czarna łapa,chciała już przekroczyć granicę,jednak Kifo sprytnie,jej na to nie pozwolił.Spojrzała na niego zdziwiona.
-Jesteś pewna? nie będzie odwrotu?
-Przeszpiśmy już długą drogę,nie zawrócimy teraz,-Hope przeszła przez granicę,-poza tym,ja już przestałam się bać!

Po sawannie,przechadzali się z radością.Zatrzymali się,nie daleko wodopoju,z zamiarem napicia się wody.Była tam jednak cała gromadka lwiątek,więc nawet nie podeszli.W końcu,byli tam "nielegalnie".Trójka lwiątek,żażarcie o czymś rozmiawiała.Lewek jak i jedna lwiczka,byli jasno złoci,natomiast druga lwiczka,była brązowa.Z tego co się później dowiedzieli,były to dzieci władców,czyli książęta.Kiedy odeszli,wraz z przyjaciółmi,Hope i Kifo,napili się wody,po czym jakby nigdy nic,ruszyli w dalszą drogę.
***
-Jesteśmy,-powiedział Kifo,kiedy stanął wraz z Hope na piastu.Słońce niemiłosiernie grzało,ale im to nie przeszkadzało.I tak nie daleko był wodopój.Czarna lwica,wzięła głęboki wdech,po czym ruszyła przed siebie,trochę niepewna.Kifo ruszył za nią.
-Mam nadzieję,że w ten sposób,pomożemy większości chorych..
-I nie tylko im,-dodał Kifo,kiedy stanęli naprzeciw jaskini stada.
*
Lew 1:Nie interesuję mnie już twoje zdanie!
Lew 2:Powinno! Dalej jestem twoim ojcem!
Lew 1:Wybrałeś mnie na króla,wczoraj zasiadłem na tronie,a dzisiaj masz pretensje,że nim jestem!
Lew 2:Nie mam ich do ciebie,tylko do tej twojej Nyoty! Jej przodkowie,byli chorzy!
Lew 3:Ale ona nie jest! Poza tym,to chyba nie jest najważniejsze..ojcze!
Lew 2:Co wy wszyscy  przeciwko mnie! Nie zgadzam się,żeby była królową Pustynnej Ziemi!
Furaha,Busara,warczeli na swojego ojca-Jairiego.Lew dalej nie rozumiał,o co miają do niego pretensje.Znaleźli się,młody król i jego doradca.Nie daleko,Hasira pocieszała płaczącą złotą lwicę.Biały lew,nie zmienił się i to w ogóle.Wciąż miał zły stosunek do chorych,których rodziła się coraz większa ilość na jego ziemi.Nie rozumiał,że to przez warunki,w których przez lata żyli.

Jasiri,także warczał na synów,nie przejmując się,otaczającym go stadem.Wszyscy,byli na niego źli.Z czasem,poglądy wszystkich na temat,który cały czas im towarzyszył,pomału cichły.Lew warknął po raz kolejny,kiedy nagle poczuł znajomy zapach.Tyle lat go nie czuł..aż nie mógł uwierzyć.Odwrócił się i zaniemówił,tak jak całe stado i jego rodzina.Za nimi stał szary lew,o czarnej grzywie i zielonych oczach,naprzeciw niego,stał jednak największy powód ich zdziwienia.Ta,o której mówili,że umarła podszas wygnania,ta o której mówili chora.Jego córka,jej córka,ich siostra.Przed nimi stała czarno-biała lwica,o ślepych oczach.Mimo to,wpatrywała się we wszystkich,z poważną miną.
Spojrzała na lwa
-Ojcze?
Jasiri przełknął głośno ślinę
-Hope..
-------------------------------------------------------
*wrażliwy
Hej! Mam nadzieję,że rozdział się spodobał.Chciałabym ogłosić,że 4 sierpnia,wyjeżdzam do Szczecina,więc nie będę aktywna na blogerze.
W końcu rozdział,na który tak długo czekałam.Nie wiem czy mi wyszedł,ale mam nadzieję,że tak ^^
Pozdrawiam c:

sobota, 29 lipca 2017

#25 Niespodzianka

Siedem miesięcy później
Można powiedzieć,że wszystko zaczęło wracać do normy.Niewiele się działo,może nie licząc tego,że trzeba było pomagać większej ilości zwierząt.Hope i Kifo,musieli nawet wyruszyć w rejony dżungli,by pomuc chorym małpą,lub zamieszkującym tamte tereny surykatką,czy nawet papugą.Na Wolnej Ziemi,pojawiła się także pewna mała lwiczka:Suki*.Okazało się,że została porzucona przez matkę,przez jej złamaną od urodzenia nogę (podobnie jak u Kifo) .Więc oczywiście,Hope i Kifo,ruszyli w ślad za nią.Kiedy już ją znaleźli,przekonali,wytłumaczyli wszystko,a pod koniec dnia,matka przeprosiła córkę,po czym zostały przyjęte do stada.
Była też żrafa,której szyja nie była aż tak długa i inne żrafy się z niej śmiały,zebra,która przez chorobe była za wolna.Wszystkim pomogli i byli z tego dumni,oraz szczęśliwi.Podobnie ich córki,które także miały w tym swój udział.Po odejściu  Carlotty,zostały medyczkami.Pomagały więc wszystkim z wielką chęcią.
Maisha i Zawadi,kilka mięsięcy temu,akurat kiedy stały się młodymi dorosłymi,wzięły ślub z Jicho i Binn'em.

Hope była szczęśliwa,kiedy dwa mięsiące temu,jej córki oświadczyły,że spodziewają się dzieci.Modliła się do duchów,żeby przynieśli im zdrowe potomstwo.
***
Hope odpoczywała.Leżała na plecach,a słońce ogrzewało jej biały brzuch.Ptaki ćwierkały,antylopy skakały,Adele biegła w jej stronę,słonie...czekaj co? Hope natychmiast się podniosła,po czym odwróciła się w stronę,z której nadbiegała Adele.Kiedy biała się zatrzymała,Hope nastawiła uszu.
-Jakieś lwy..była ich trójka..proszę..o spotkanie,-wydaszała fioletowooka
-Dobrze,-powiedziała czarna,po czym zeskoczyła z kamienia,-a ty może odpocznij,-posłała przyjaciółce uśmiech,po czym zaczęła biec w stronę granicy.Po drodze,wyczuła znajomy zapach partnera,który po chwili,pojawił się obok niej.Wspólnie biegli w stronę granicy.Ich oddechy,ruszy..wszystko pracowało w zgodnym tempie.

Na granicy,czekali już na nich nowo przybyli.Były to dwa lwy i lwica.Lwy były niemal identyczne.Grzywy brązowe,futra szare,oczy czerwone i czarne nosy.Różnił ich tylko kształy nosów.Lwica natomiast,była interesująca.Jej futro,było pomarańczowe,obwódki oczu pomarańczowo-czerwone.Brzuch miała...jasno różowy! Kifo zdziwił się,natychmiast szepnął to do ucha Hope.Ta tylko kiwnęła głową,po czym przyspieszyła.Po chwili,oboje byli przy lwach.
-Jestem Hope,a to jest Kifo,macie jakiś problem?
-Oczywiście!-warknął jeden z lwów,-mój idiotyczny młodszy brat,chce poślubić chorą lwicę!!
-Spokojniej trochę co!?-odwarknął Kifo
-Jak mam być spokojny!? Zniszczy sobie życie!
-Ja ją kocham,a ona kocha mnie! Kocham Laanę**! A ty byś się...
-Spokojnie!-krzyknęła Hope,gdyż wyczuła że w lwica,bardzo posmutniała,na szczęście Upepo,przybiegł do nich,więc mogła to wykorzystać,-Laano,poszłabyś z moim przyjacielem,Upepo?
Lwica kiwnęła głową,po czym wraz z białym,oddalili się.Hope spojrzała ponownie na braci.
-Jak się nazywacie?
-Haelewi*^* jestem,a mój młodszy brat to..
-Nazywam się Sina*&*,proszę,wybijcie mojemu bratu z głowy te głupoty!
-Jakie głupoty! Sam jesteś głupi! Nie możesz ożenić się z chorą lwicą!!
-Mogę i to zrobię!!
-SPOKÓJ!!-warknął głośno Kifo,aż lwy się uspokoiły,Hope zmrużyła oczy,-chorzy,mój drogi nie są gorsi,tylko dlatego,że w paru kwestiach,są słabsi.
-Jeśli twój brat ją kocha! To nie każ mu jej zostawiać,bo miłość...miłość..-Hope nagle bardzo zabolała głowa,ale wiedziała,że nie może teraz przestać,-Miłość pomaga wyzdrowieć.

Haelewi,wzruszył ramionami
-Okey,bądź sobie z nią.Ale żebyś nie mówił,że nie mówiłem.Chodź,może nie będzie tak źle
-Dzięki brat,-lew od razu przytulił pomarańczową,która dopiero przyszła.Cała trójka,z powrotem się oddaliła.Hope i Kifo,też mieli taki zamiar,ale drogę zagrodził im lew.Był czarny,z szarą grzywą.Nos miał różowy.Uśmiechnął się do Kifo i Hope.
-O co chodzi?-spytał Kifo,nie wiedział kim jest,więc wysunął pazury,podobnie Hope.
-Jestem chory.Słyszałem,że pomagacie...
-Chcesz kogoś przekonać do tego,że..
-Nie! nie! Chciałbym..to znaczy...eh,szukam domu! Mogę tu zostać?
-A własnego nie masz?-spytał ciekawski Kifo
-Nigdy nie miałem,byłem wędrowcem,ale od kąt,choroba się nasiliła,muszę mieć dom,a tu..każdy może być sobą.
-Jak ci na imię?-spytali równocześnie
-Jestem Ndoto*#*
-Jestem Ho..
-Hope i Kifo,wiem..mówią o was legendy,-zaśmiał sie lekko,-to..mogę dołączyć do stada?
Szary i czarna,spojrzeli na siebie porozumiewawczo,po czym przytaknęli.Bo..czemu nie? Razem,zaczęli iść w stronę jaskini stada. Mogogliście,czterem lwą w ciągu jednego dnia? Nieźle..-pomyślała Hope,po czym stanęła jak wryta,przed wejściem do jaskini kłębiło się całe stado,wyczuła kłopoty.

Stado uśmiechnęło się na ich widok.
-Witaj Hope,ktoś na ciebie oczekuję w jaskini,-zaśmiała się Mia

Czarna spojrzała po przyjaciołach,po czym pewnie weszła do grody.Panował w niej mrok,lecz mimo tego,odnalazła w koncie cztery znajome sylwetki.Dwie lwice i dwóch lwów.Podeszła bliżej,by przyjrzeć się kuleczką w łapach córek.Maisha i Zawadi,uśmiechały się promiennie,spoglądając na swoje kociaki.Binn i Jicho,tylko je obserwowali.Pierwsza urodziła Maisha,później Zawadi.Czarna lwica,czule polizała swoje córki po głowach,po czym usiadła.Chwile później,do jaskini weszli Kifo,Upepo,Adele.Biała lwica,powtórzyła czynności ,które wcześniej wykonała jej przyjaciółka.Kifo po chwili,także polizał córki po głowach.
Cała siódemka-gdyż Upepo wyszedł,wpatrywała się w kuleczki.Maisha urodziła jedną córkę,natomiast Zawadi,syna i córkę.

Maisha spojrzała na Jicho
-Powinniśmy ją jakoś nazwać
-Mam już nawet imię,-uśmiechnął się zadowolony,-Imara**
-Ślicznie!-zachwyciła się Hope
-Masz rację mamo,idealnie do niej pasuję
Maisha spojrzała na córkę,która teraz ziewnęła.Polizała więc ją i mocniej przytuliła,by mogła zasnąć wtulona w jej futro.Miała taki sam kolor sierści co Jicho,po niej odziedziczyła,jedynie różowy nos,biały brzuszek,oraz obwódki oczu,oraz oczy.

Zawadi,także spojrzała na swoje pociechy.Jedna już smacznie spała.Była to dziewczynka.Jej brzuch,oraz łatki na oczach,były szare,sierść natomiast biała,oczy odziedziczyła po Binn'ie.Syn,patrzył na wszystkich szczęśliwy,zarazem także ciekawski.Ma oczach miał czarne łaty,tak jak Binn i Adele.Oczy także miał fioletowe,natomiast nos-tak jak siostra,różowy.
Spojrzała na syna Adele z uśmiechem
-My także powinniśmy ich nazwać
-Może syna Bahari*?
-Mi pasuję..a córkę,Nzuri?
-A może Riwaya***?-zaproponował Kifo
-Świetne imię,tato!
-Żyją od dzisiaj dopiero,a ja je kocham,jakby żyły od zawsze,-dodała Zawadi
-Tak to jest być mamą,córeczko,-uśmiechnęła się Hope,po czym polizała białą główkę Bahariego.

Całe stado,ucieszyło się z narodzin małych.Zadawało mnóstwo pytań,na które nowo upieczeni rodzice,udzierali odpowiedzi.
*******************************************
*miłość [japoński]
*Bahari-ocean
**Imara-silna
***Riwaya (czyt.Riwaja)-powieść
**klątwa
*^*Nie rozumie
*&* Nie jestem
*#*śnić

Hej! Mam nadzieję,że rozdział się podobał.Moment,o narodzinach,jak i początku,był już dawno napisany,ale musiałam dodać jeszcze środek,więc dlatego tyle musieliście czekać.Co myślicie,o wnukach Hope i Kifo?
Rozdział dedykuję dzisiaj wszystkim,którzy systematycznie,komentują każdą moją notkę.Dziękuję :*
Pozdrawiam ^^
Ps:Ndoto,ma taki desing,jaki bym dała synowi Hope i Kifo! Taki

niedziela, 16 lipca 2017

#24 Odalony koszmar

"Nie każdy,ma łatwy początek"

Malaika,biegła przez dżunglę.Nie zważała,na uderzające ją o twarz liany,ani o rośliny,kżywdzące jej łapy.Nie mogła się zatrzymać,mogła tylko przyspieszać.jej oddech,nie był już wyrównany,pomału traciła siły.Na szczęście,udało jej się przejść przez dżunglę.Odwróciła się szybko,lecz po chwili,spowrotem spojrzała przed siebie i przyszpiesyła.Te lwy,dalej ją goniły.Czy oni,nigdy się nie męczą?-burknęła w myślach.

Z jednego była dumna,swojej silnej woli.Dzięki niej,nie zatrzymała się,a nawet podniosła,kiedy się przewróciła i strasznie ją łapa bolała.Biegła dalej,sycząc od czasu do czasu z bólu.
Przebiegła,już znaczną część swojej drogi.Zatrzymała się na chwile,po czym odwróciła.Nikt jej nie gonił.Pewnie odpuścili,-pomyślała,po czym położyła się zmęczona na ziemi.Nie daleko była kałuża,zapewne po wczorajszym deszczu,ba! Ulewie! Bez mrugnięcia okiem,podeszła w tym kierunku,po czym zaczęła wypijać z niej wodę.
Kiedy skączyła,z powrotem się położyła.Nawet nie zauważyła,kiedy zmożył ją sen.Spała,cicho pochrapując.Obudziła się dopiero wtedy,kiedy usłaszała kroki łap.Zaczęła nasłuchiwać,to były kroki..lwów! Od razu,stanęła na równe łapy,po czym wskoczyła w kszaki.Przyczupnęła.Miała zamiar tak pozostać,puki nie odejdą.
Kiedy byli bliżej,usłyszała więcej.Lew i lwica,rozmawiali o czymś zawzięcie,chodź wyglądało to raczej na kłutnię.
*
-Hatari,jesteś pewien,że będzie tutaj czekać?-burknęła Tabbu.Nie była specjalnie zadowolona,z podróży w dalekie nieznane miejsce,do tego takie..dziwaczne.Wszędzie tylko drzewa i krzewy,żadnej zwierzyny,czy nawet wodopoju.A tak strasznie,chciało jej się pić.Od wczoraj nic nie miała w pyszczku.No właśnie..wczoraj.Na szczęście,ani Hope,ani Kifo..nic nie podejrzewali.Nawet nie zwrócili uwagi,że jej wczoraj nie było.
-Miała być tu wczoraj!-burknęła ponownie biała
-Miała..ale właśnie dzisiaj przyszła,-wskazał łapą na krzaki,które zaczęły się ruszać.

Sylwetka złotej lwicy,wyskoczyła z nich z łumotem.Spojrzała na lwa i lwice,z dezaprobatą.
-No co tak się gapisz,siostruniu!?
-Nie mów tak do mnie,-warknęła brązowooka,-mamy innego ojca..na szczęście!
-Ojej,nie wstydź się rodziny,-warknęła Taabu,-lepiej powiedź,Kisasi,czy masz jakiś plan.Nie bez powodu,cię tu sprowadziliśmy!
-Taa..-przewróciła oczami,-zamiast warczeć,powinnaś pomyśleć,na kim chcecie ponieść te zemstę?
Hatari usiadł
-Przecież jasne,że na Hope i Kifo,za to..co przez nich straciliśmy!
*
Malaika,słuchając rozmowy dwójki-no teraz to już trójki lwów,nie wiedziała..jak powinna zareagować.Kiedy odeszli,cichymi krokami,ruszyła za białą lwicą.Uznała,że ona ma tu najwięcej do mówienia.Nie wiedziała,gdzie udał się brązowy i złota,ale wiedziała..że jeszcze ich pozna.
Biała bez zmęczenia,szła przed siebie.Dopiero na granicy,usiadła zmęczona.Po chwili,znowu się podniosła i zaczęła biec,do jaskini,na samym środku sawanny.Kasztanowa lwica,patrzyła w ślad za nią,jeszcze chwile,po czym nie pewnym krokiem,przekroczyła granice sawanny.
*
Przypomniało jej się na chwile,jak to będąc lwiątkiem,także musiała przekroczyć granicę.Odchodziło wtedy z rodziną,z ich ukochanej ziemi.Podczas długiej wędrówki,wiele ich spotkało.Nie koniecznie dobrego.Jej ojciec zmarł,broniąc rodziny.Brat umarł ze zmęczenia.Nie było wcale kolorowo.Na szczęście,podróż się zakończyła.Na nowej ziemi,stworzyli kochającą się rodzinę.Mimo iż została tylko ona i jej mama.Było pięknie,do czasu aż stała się nastolatką.To właśnie wtedy,matka odeszła z tej ziemi.Nawet nie wiedziała,dlaczego.Myślała,nawet kiedyś,żeby zrobić to samo,ale wtedy pojawił się on...jej chłopak.Na początku było OK.Kiedy jednak dorośli,stał się dla niej agrsywny.Chciał nawet ją zabić,ale jak widać..udało jej się uciec.Mimo,iż uciekanie przed jego kolegami z dalekiej ziemi,było męczące,udało się.

Kiedy stanęła przed wodopojem,od razu rzuciła się na wodę.Zaczęła ją pić,kiedy usłyszała szelest.Od razu,odskoczyła i przybrała pozycję gotową do walki.Nie walczyła dobrze,ale dla życia,mogłaby zrobić wiele.
W krótce po tym,mierzyła się wzrokiem,z jakąś białą lwicą.To pewnie,ta biała za którą szłam-pomyślała,po czym natychmiast,rzuciła się na lwicę.Biała,nie pozostała jej dłużna,z łatwością,rzuciła ją z siebie,po czym przybiła do ziemi.
-Kim jesteś?-spytała twardo
-Kimś,kto nie da się zabić!-syknęła,po czym zwaliła z siebie białą.Zaczęła uciekać.Ta chwile w szoku,po chwili rzuciła się za nią.Była szczęśliwa,kiedy w końcu,ją dogoniła.Lwica na prawdę,szybko biegła.Biała przycisnęła kasztanową do ziemi i coś krzyknęła.Ta jednak,nie wiele z tego usłyszała,bo po chwili,straciła przytomność..
***
Binn i Jicho,byli do siebie podobni w kilku rzeczach.Jedną z nich,była ich miłość do walki.Właśnie teraz,dla zabawy gryźli się,drapali,jak i skakali na siebie.Ich to cieszyło,natomiast lwice,siedzące na pobliskich skałkach,wręcz przeciwnie.
-Chłopcy,od tego nie zmądrzejecie,-burknęła Maisha,a leżąca obok jej siostra,zaśmiała się.
-Może panie,chcą się przyłączyć? W także potrzebujecie inteligencji,-odparł Jicho i przygotował się do kolejnej walki.
Córki Hope,przytaknęły
-To co siostra,pokażemy im?
-No jasne!
Obie,ruszyły w ich stronę.Walka zaczęła się od nowa,tym razem we czwórkę.Walczyli długo,po chwili jednak,Zawadi,jak i Jicho,padli na ziemię.Maisha zaśmiała się szyderczo.
-Oj Jicho,mówiłam,że to ja w tym związku zjadam słonia!,-zaśmiała się
-A ty antylope,amigos!-zaśmiał się także syn Adele
-Ty się lepiej nie śmiej Binnuś,-odparła Zawadi,unosząc jedną brew do góry
-Tak kochanie!
-I kto tu zjada antylopę!-krzyknął Jicho
-Dalej ty,-sprostowała Maisha
Przyjaciele,udali się do jaskini stada
***
Hope i Kifo,wpatrywali się w dal.Słońce,pomału zachodziło,tym samym przybierając pomarańczowy kolor nieba.
Po chwili,koło nich pojawił się Upepo.
-Idziesz na pół-wieczorny patrol Kifo?
-No jasne...to znaczy..mogę księżniczko?-zwrócił się do Hope.Czarna kiwnęła tylko głową.Lwy,oddaliły się,więc została sama.Dalej jednak wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w dal.
Kiedy wyczuła znajomy zapach za sobą,odwróciła głowę.Za nią stała Tabbu.Biała widać,zdziwiła się,że na nią spojrzała,bo się zmieszała.
-O co chodzi?-spytała miło Hope
-No więc..chciałam się spytać,czy mogę zapolować dzisiaj dla stada?
Czarna zamyśliła się nachwile,po chwili,kiwnęła jednak głową.Biała z uśmiechem,oddaliła się.Czuć było od niej ekscytację jak i niepokój,co zdziwiło czarną lwicę.
Po chwili,poczuła kolejny znajomy zapach.Tym razem,nim zdążyła spytać "O co chodzi?",lwica ją wyprzedziła.
-Spotkałam jakąś lwicę.Rzuciła się na mnie,wyrwałam się i zrobiłam to samo,ona jednak uciekła,goniłam więc ją i kiedy ją już złapałam..ona zemdlała!-mówiła zdyszana Adele,-zabrałam  ją do Carlotty
-Dobrze zrobiłaś,-powiedziała Hope,-obudziła się już?
-Nie wiem..pobiegłam od razu po ciebie,-sprostowała fioletowooka
*
Hope i Adele,weszli do środka jaskini,w której Carlotta,zajmowała się chorymi.Była pusta,nawet samej lwicy w niej nie było.Tak przynajmniej myślały.Po chwili nawoływań,z cienia wyszła owa lwica.
Podeszła do przyjaciółek.
-Jest na samym końcu jaskini.Jest chora na serce,nie powinna zbytnio się przemęczać,poza tym ma problem z łapą,chyba od urodzenia,-mówiła lwica,-obudziła się i co dziwne,chce się widziec z ,cytuję "Jeśli na tej ziemi,mieszkają niejacy Hope i Kifo,muszę się z nimi zobaczyć,to ważne!"
Hope nie trzeba było dwa razy powtarzać,podobnie jej przyjaciółce.Od razu,ruszyły w stronę lwicy.Kiedy znalazły się przy niej samej,zdziwiły się trochę.Nie była wystraszona,jak to zwykle w takich sytuacjach bywało,siedziała prosto,wpatrując się w nie.Miała kasztanową sierść,niebieskie oczy,oraz gdzieniegdzie białe miejsca.Uśmiechnęła się do przybyłych łagodnie.
-Wybacz,że cię zaatakowałam,to było z czystej obrony.Ty jesteś "Kifo" tak?-zwróciła się do Adele
-Nie jestem Kifo,tylko Adele.Ale dziękuję za przeprosiny,rozumiem,-powiedziała z uśmiechem,po czym wskazała łapą na czarną lwicę,-to jest Hope! Kifo jest na patrolu,ale jak wróci,powiem mu,żeby do was dołączył.Hope ci pomoże,zapewniam,-mówiąc to,odeszła.Musiała w końcu czekać na szarego lwa.

Kasztanowa lwica,na przedniej łapie,miała bandarz,a jej brzuch,był posmarowany jakąś maścią.Domyśliła się,dlaczego.
-Jak już pewnie wiesz,jestem Hope.Pomagam chorym,tobie także postaram się pomóc..
-Mi nie trzeba pomagać,-westchnęła,-od lat,daję sobie z tym radę tak,jakby tego nie było..
-Ale jest,niezniknie,więc..-czarna nie dokończyła,gdyż przerawała jej kasztanowa:
-Na prawdę,rozumiem.Posłuchaj,grozi ci,jak i Kifo niebezpieczeństwo
Malaika,opowiedziała Hope,całą historię,opowiadając też własną historię.Czarna wysłuchawszy wszystkiego,miała mieszane uczucia.Po raz pierwszy,znalazła się w takiej sytuacji i po raz pierwszy,spotkała się z tym,że ci którym mogłaś ufać,nie są do tego zdolni.
Westchnęła
-A jak,ty się zwiesz?
-Jestem Malaika
-Anioł,-powiedziała z uśmiechem,-może chcesz,dołączyć do stada?
-Byłoby,to bardzo miłe,-uśmiechnęła się,-ale nie zmuszam cię,żebyś..
-Nikt mnie nie zmusza..to płynie z serca,-uśmiechnęła się
-W takim razie,dziękuję i..z wielką ochotą!
Hope kiwnęła głową,po czym wyszła z jaskini.Udała się szybkim  krokiem do jaskini stada.Znaczy,miała zamiar,lecz przerwał jej goniący ją Kifo.Zatrzymała się więc.
-I co?
-Powiem ci później..teraz,musimy uratować Wolną Ziemie,-powiedziała i ponownie zaczęła biec.Pierwszą myślą Kifo,był pożar,dobrze,że nie miał racji,czy może źle?

Kiedy znaleźli się w jaskini,całe stado już w niej było.Na środku były dwie duże zebry,a Taabu stała obok nich.
-Nareście jesteście..upolowałam kolecję,-powiedziała Taabu,po czym dodała,-Smacznego wszystkim!
-Stop!-krzyknęła Hope,na co wszyscy zebrani,spojrzeli na nią.Nie przejęła się tym i podeszła do zebr.Obwąchała je,po czym kichnęła.Nie pachniały dobrze.
-Są zatrute,-warknęła,-Upepo,Canon..zabieście je daleko
Lwy kiwnęły niepewnie głowami,po czym zabrali zwierzynę.Stado,dalej się w nią wpatrywała.Teraz,ponownie wyczuła w Taabu,strach.
-Taabu..wiem o wszystkim,no prawie..chce wiedzieć jeszcze,na kim chciałam tą zemste zastosować,-powiedziała,lecz widząc wzrok lwicy,dodała,-lepiej nie kłam,potrafie wyczuć kłamstwa!
Biała westchnęła z irytacją,po czym warknęła
-Zemsty na tobie i Kifo! Zacznijmy od tego,że kiedy zostałam wygnana,brat poszedł za mną,twój brat,nic mi nie powiedział,żeby cię szukać.Znalazłam cię i jego sama! Sama z rodzeństwem,wszystko uknułam! chciałabym,żebyście zginęli! Ale widać..nie udało się to!-syknęła z jadem,-moja mama,tata,brat i ja,należeliśmy do stada Majo! Niestety,wy się zjawiliście.Musiałam z rodziną odejść z jego "stada",gdy byłam mała,gdyż czerpał nami głód.NA Pustynnej Ziemi,nie było lepiej! Tata zmarł w podróży,mama poznała nowego partnera i urodziła siię moja siostra.Jak się domyślacie,byłam chora,ale mama to ukrywała.Wydało się,kiedy byłam starsza,zostałam wygnana,a brat poszedł za mną.Gdyby nie wy..nie przeszłabym przez to wszystko!!
-Tylko dlatego,zabiłaś pół sawanny!-wrzasnęła Adele
-Tak!
Na tym się skończyło,lwica uciekła,nie było możliwości,by wróciła.Całe stado,było w szoku.Hope miała dość rozmów,więc wyszła,by ochłonąć.Akurat na dworze zapanowała noc.Położyła się,poobserwowała gwiazdy,po czym zasnęła.
***
Taabu z rodzeństwem,odeszli daleko.Było wiadome,że nie wrócą.Następnego dnia,po tym wszystkim,Malaika,przyszła do jaskini stada.Wszyscy od razu,ją polubili.Ona także,zaklimatyzowała się w stadzie.Można powiedzieć,że wraz z oddejściem koszmaru,życie wracało do normy,ale czy spokój na pewno zapanował?
_____________________________________________
Hej! Swoją drogą,przepraszam za błędy,ale pisałam rozdział z bólem głowy.Mam nadzieję,że rozdział się spodobał :)
1.Czy spokój,zapanuję rzeczywiście?
2.Co myślicie o Malaice?
3.Taabu,czy faktycznie dobrze postępowała?
Pozdrawiam c:

poniedziałek, 10 lipca 2017

#23 Tchnienie miłości

Deszcz..wszędzie deszcz.Cała sawanna,została zalana.Pewnie każdy,chciałby teraz przebywać w przytulnej jaskini,takiej jaką miały lwy z Wolnej Ziemi.
Całe stado,leżało albo w kontach,albo na środku,pałasując świeżo upolowaną antylopę.Na końcu jaskini,na płaskiej skale,leżała czwórka przyjaciół.Leżeli,przytuleni do siebie-tym samym wzajemnie się ogrzewając.Trzeba przyznać,że wraz z deszczem,na dworze zapanował chłód.
Hope spojrzała na wyjście z jaskini.Zaczęła nasłuchiwać..Słyszała jak krople czystej wody,spadają kolejno na ziemię z cichym pluskiem.Uśmiechnęła się słabo.Zapowiadało się na niezłą ulewę! 
Odwróciła głowę w stronę męża.Kifo z entuzjazmem,rozmawiał z Upepo.Adele siedziała cicho,lecz jak zobaczyła,że czarna odwróciła głowę,uśmiechnęła się szeroko,po czym zwróciła się do przyjaciółki szeptem.
-Na dworze chłód i ziąb,deszczyk kapie..a lwy i tak znajdą sobie zajęcie,-powiedziała że śmiechem
-Poetka się znalazła,-prychnęła Hope,po czym także się zaśmiała,-jest w tym trochę racji
Lwice także z entuzjazmem,zaczęły rozmowę.Właściwie to wspominały.Głównie to,jak się poznały,jak spotkały męża białej,jak urodziły im się lwiątka i jak pomagały.Zdarzyło się jednak,że wspomniały coś o swoim dzieciństwie.Dla obu,był to temat..którego wolały unikać.Wiele się od tego czasu zmieniło,Adele uważała,że nie warto wracać do starych wspomnień,natomiast Hope,nie myślała tak jak ona.Jej dzieciństwo było wspaniałe,do czasu.. Później było pod górkę,a ona wciąż uważała,że z niej jeszcze nie zeszła.
Położyła głowę na łapach,po czym szybko zasnęła.
***
Taabu szła w stronę granicy.Nie minęło pięć minut,kiedy znalazła się na miejscu.Rozejrzała się wokół,dla pewności że nikt jej nie widzi,po czym postawiła łapę,na następnie całe ciało,na kolejnej ziemi.Ruszyła biegiem.Przeszkadzał jej tylko deszcz,który padał na jej futro,doprowadzając do tego,że dotarła do celu swojej podróży cała mokra.Do tego wpadał jej do oczu,co także nie ułatwiało zadania.Kiedy jednak,znalazła się na miejscu,weszła do pokaźnej jaskini,mogąc w spokoju otrzepać futro.

W jaskini panował mrok i głucha,nieskazitelna niczym cisza,przerywana jedynie,przez spadające krople deszczu,lub kroki lwicy.Na samym środku,leżało posłanie z liści,na którym się położyła.Zamknęła oczy.Co szkodzi,przespać się kilka minut? Zasnęła.

Obudziły ją dopiero kroki.Nie zamierzała jednak,otwierać oczu,gdyż wiedziała kto to.Uśmiechnęła się lekko.Lew,o czarnej grzywie i ciemnobrązowych oczach,jak i futrze,położył się obok niej.

-Jak miło cię widzieć,Taabu! Dawno cię tu nie widziałem.Co cię tu sprowadza?-spytał z szyderczym uśmiechem.
Lwica spojrzała na niego
-Jakbyś nie wiedział,to także tu mieszkam,braciszku! Mam prawo tu przebywać!
-No w sumie rację..-burknął,-jak tam ci idzie? Ci chorzy uwierzyli?
-Nie mów o nich tak,bo to tak..jakbyś i mnie tak nazywał,-warknęła tak,że aż lew wstał,-jasne,że uwierzyli durniu! Nie długo,osiągniemy nas cel! 
-No widzisz,aż nawet powinniśmy podziękować Królowi Jasiriemu,za wygnanie,-rzucił sarkastycznie,po czym z powrotem się położył.
Spojrzał na wyjście
-Kisasi*,zaraz powinna tu być..
-Dobrze Hatari**,-powiedziała cicho,po czym ponownie zapadła w sen.
***
Binn,wpatrywał się w pochmurne niebo,z którego spadały krople deszczu.Westchnął ciężko.Dzień przecież zapowiadał się słonecznie,nawet słońce grzało bardzo gorąco i było duszno.Całe stado przecież,leżało z rana nad wodopojem.A teraz co? Wszędzie deszcz! Odwrócił się gwałtownie,po czym walnął w mały kamień,że ten potoczył się w sam kont,tym samym budząc szarą lwice.Otóż,nie zdążyli wrócić na czas do jaskini stada,wraz z pozostałą dwójką.Binn,Zawadi,Maisha,Jicho,utknęli w tej jaskini,aż się skończy deszcz-a na to,tak wcześnie się nie zapowiadało.

Zawadi,wstała i podeszła do syna Adele.Otarła się o jego bok.Otóż,od kilku dni byli razem.Pamiętała,jak zabrał ją nad wodopój i wyznał jej miłość.Wciąż pamiętała,te ciepłe "Kocham cię".
Przytuliła więc Binn'a,jeszcze mocniej,po czym wyszeptała mu do ucha takie same słowa.Sprawiło to,że się uśmiechnął.Polizał partnerkę,czule po głowie.
-Przejdziemy się?
-W deszcz? Ty ryzykancie,-zaśmiała się szara,po czym wybiegła z jaskini.Za nią ruszył biały.Oboje,niczym zgrany duet,ruszyli w te samą stronę.W stronę wodopoju,który już całkiem,był pokryty wodą.Nie ruszyli jednak tak zwyczajnie,jakby to był spacer.Zaczęli się dla zabawy ścigań,jakby byli małymi,rządnymi przygód lwiątkami,ciekawie patrzącymi na otaczający ich świat.

Kiedy dotarli na miejsce,położyli się pod drzewem,obserwując krople deszczu.Leżeli w milczeniu,przytuleni do siebie.Nagle,córka Kifo,dostrzegła coś na horyzoncie.Była to sylwetka lwicy.Dźgnęła partnera,który także spojrzał w tamto miejsce.Oboje,ruszyli w tym kierunku.Binn na przodzie,żeby w razie czego ochronić Zawadi.Natomiast ona,biegła,za potrzebą pomocy.Kiedy więc,stanęli przed lwicą,to ona pierwsza przemówiła.
-Witaj,jestem Zawadi,a to Binn,mój partner
-...
-Jak ci na imię?-spytał syn Adele
-...
-Ehem!-chrząknął Binn
-Nie potrzebujesz może pomocy?-spytała miło Zawadi,a lwica spojrzała na nich,mówiła dalej..-jestem córką Hope i Kifo i..
-Córką Hope i Kifo?-przemówiła,na co Binn przewrócił oczami.Zawadi tylko kiwnęła głową,-To dobrze się składa,bo mam problem
-Zaprowadzę cię do moich rodziców,-spojrzała na deszcz,ogółem jej futro było całe mokre,-najlepiej,jak najszybciej..
***
Kiedy Maisha się obudziła,jej siostry,jak i przyjaciela już nie było.Wstała i podeszła bliżej wyjścia.Jeszcze mocniej się rozpadało,niż jak tu przyszliśmy-pomyślała,po czym spojrzała na śpiącego Jicho,-jeszcze z nim,musiałam tu zostać..-dodała w myślach

Jicho dołączył do stada dwa tygodnie temu.Przez ten czas,zaklimatyzował się z otoczeniem,jak i zdobył sympatie wszystkich,a zwłaszcza Hope. Nie raz już stoczył pojedynek dla zabawy z Binn'em,lub przyjemną rozmowę z młodymi lwicami ze stada.Był z niego niezły podrywacz,co trzeba było przyznać.
Tylko Kifo i Maisha,mieli coś do niego.Kifo od samego początku co prawda,natomiast Maisha od..właściwie,nie wiedziała kiedy.Nawet nie wiedziała dlaczego,ma go dość.Po prostu tak było,chodź musiała przyznać,że przy nim,serce biło jej szybciej.

Westchnęła.po czym podeszła do niego.Dotknęła go lekko łapą.Lew po chwili,otworzył swoje niebieskie oczy i spojrzał na nią zaciekawiony,po chwili wstał.
-Co jest?
-Nie widzisz?! Deszcze leje,Zawadi i Binn,gdzieś poszli,a ty tu jakby nigdy nic pytasz "co jest?"-warknęła. Naprawdę Maisha? Musiałaś!-warknęła na siebie w myśłach,po czym przepraszająco spojrzała na lwa.
-Nie no spoko,-odwarknął,-ale chyba nie musimy panikować,co nie?!
-Ja nie panikuję!
-CO ty!? Tylko się drzesz bez powodu!
-Sam się teraz DRZESZ!!

-Dobra,gdzie teraz?-spytał mokry Jicho.
Przez kilka minut,chodzili z Maishą po sawannie,szukając ich przyjaciół.Właściwie,nie wiadomo dlaczego.Chodź,chodzenie po mokrej sawannie,było lepsze niż siedzenie w ciasnej jaskini.
     Maisha zwolniła tempa i spojrzała na niego
-Może.. Najlepiej to.. Eh! Może wrócimy? 
-Dobry pomysł,-burknął,po czym skierował się z powrotem w stronę jaskini.Córka Hope,poszła w ślad za nim.

W jaskini było ciemno,podobnie jak na dworze,gdzie zapadła już całkowicie noc.Maisha i Jicho,leżeli w koncie.Milczeli i milczeli.W końcu,ciszę przerwał Jicho.
-Powiedź,czemu mnie aż tak nie lubisz
-Lubię,-powiedziała po chwili,-po prostu..mnie irytujesz
-Ciekawe czym,-burknął
-Na przykład tym,-spojrzała na niego
I znów milczeli
-Powiedzieć ci sekret?
-Wal,-odparł Jicho
-Zakochałam się w tobie,-zaśmiała się,-sama nie wiem,czemu!
Wstała i odeszła trochę dalej.Lew po chwili,dołączył do niej.
-Ja w sumie też nie wiem,ale także cię pokochałem
Spojrzała na niego
Czy to naprawdę się dzieję?! Czy to nie sen?-pomyślała,po czym go przytuliła.Odwzajemnił jej gest.I tulili się tak,dopóki wraz z rankiem,nie nastąpił deszcz.Wrócili w tedy,do jaskini stada..
By me
***
W koncie leżała lwica,płakała.Hope i Adele,pocieszały ją.Maisha na ten widok,podeszła do siostry.
-Co tu się stało?
-Znalazłam z Binn'em tą lwice.Okazało się,że jest chora na  serce.Jej ukochany,z którym była przez dłuuugi czas,zerwał z nią,kiedy się tylko dowiedział.Zastanawiam się nawet,czy chodziło o chorobę.Ja myślę,że o kłamstwo..Gdyby Binn mnie oszukał,także bym z nim zerwała.
-Ja z Jicho też..
Zawadi spojrzała na nią
-Jesteś z nim!?-spytała,a ciemna kiwnęła głową,-gratuluję siostro! 
-Dzięki,-przytuliły się,-a wracając.Kłamstwo ma krótkie nogi,nie warto nim żyć..
-Racja,-odparła,-teraz mama i ciocia ją pocieszają,bo już jeden atak miała.Tata i wujek,szukali tego lwa,lecz jeszcze go nie znaleźli..
Kiedy powiedziała te słowa,Kifo,Upepo i jakiś lew,weszli do jaskini.Lwica,której na imię było Uzuri,podbiegła do obcego lwa.Chciała go przytulić lecz się odsunął.

-To przez chorobę,tak?!
-Nie! To przez to,że mnie okłamywałaś! Przecież bym cię nie zostawił! Ale widać,wolałaś mnie oszukiwać! 
-To nie tak! 
-A jak?!
-Trochę ciszej,-do lwów podeszła Hope,-chodźcie za mną..
Poszli.

W jaskini,zostało stado.Adele i Upepo,poprosili na bok Binn'a.Kifo położył się niedaleko i obserwował,wyjście z jaskini.Patrzył także,na rozmawiające córki i śpiącego Jicho.Na jego widok,cicho burknął.
         Po chwili,zasnął.
***
-Wybacz jej to kłamstwo,-mówiła Hope,-przecież ją kochasz
-Kocham,ale nienawidzę kłamstwa! Napenda, lakini mimi chuki uongo!***
-Bałam się,-wyznała Uzuri,-Upendo,proszę,wybacz mi..
-Wybacz jej.To się na pewno nie powtórzy,-zapewniła czarna
-No nie wiem..
-Życie z chorą,nie jest złe.Skoro przez ten czas,dawaliście sobie radę,kochaliście się i teraz,dacie sobie radę.Daj jej szansę,-powiedziała.
Już nic więcej,nie musiała mówić.Lew przytulił lwicę i razem odeszli,szepnął jej na ucho "I kusamehe****"

Czarna lwica,uśmiechnęła się ciepło,po czym wróciła do jaskini.Wszyscy spali.Podeszła więc do męża,przytulając się do jego futra i grzywy.Spojrzała jeszcze na córki,które naszczęście grzecznie spały.Mogła z czystym sercem,pójść spać,wiedząc,że wszyscy są bezpieczni,a kolejna chora osoba,dostała pomoc.
Zasnęła.

Nie wiedziała,jak Taabu wraca do jaskini.Położyła się i mimo poranka,tak jak całe stado,zapadła w sen.

Deszcz,przestał padać. Słońce,wszędzie zagościło,w najmniejszym koncie sawanny.Jego promyki,wpadły do jaskini,oświetlając uśmiechnięte twarze zarówno Hope,jak i Kifo.
------------------------------------------------------------------------
*zemsta
**niebezpieczeństwo
*** kocham,ale nienawidzę kłamstwa!
**** wybaczam

Mam nadzieję,że rozdział się spodobał.Powiem,że jestem z niego  zadowolona.Wiem,że trochę lamentowałam xd,ale..sami oceńcie z resztą,czy wam się ten styl podobał.
Pozdrawiam c:
Ps:Rozdział jest przetłumaczony na język angielski {nie wiem czemu,tak zrobiłam xd) w zakładce "Tłumaczenia" 

środa, 5 lipca 2017

#22 Przybysz z Lwiej Ziemi

Hope i Kifo,przebiegli przez sawanne,najszybciej jak mogli.Zatrzymali się zdyszani przed wodopojem.Szary lew,przebiegł po zgromadzonych zwierzętach wzrokiem.Słonie miały zielone twarze,a te które nie leżały,ledwo mogły utrzymać się na nogach.Antylopy i Zebry,nie miały siły uciekać,przed drapieżnikami,stojącymi naprzeciw nich.Krokodyle,nosorożce,hipopotamy,bawoły,wydawali z siebie niespokojne odgłosy.Ptaki opadały na ziemię,tak jak ich krewni.Nie miały siły wznieść się w powietrze.Ogółem..wszystko wyglądało słabo.

Medyczka tych ziem,przebiegła łapą po wodzie wodopoju i że smutkiem,spojrzała na zebranych.Adele uniosła brwi i skierowała się do Hope:
-Czyli jest gorzej niż myślałam..Carlotta,jest przerażająco smutna
Czarna zamyśliła się na chwilę
-Co się tutaj wydarzyło?-spytała sama siebie,lecz uzyskała odpowiedź,od jednej antylopy
-Wypiliśmy tylko wodę,nic więcej,-jęknęła
Carlotta spojrzała ponownie na wodę.
-Zatrutą wodę,-jej słowa wywołały przerażenie,-spokojnie,wyleczę was...mam nadzieję,-dodała niesłyszalnie.Lecz Hope-która miała akurat dobry słuch-zdołała usłyszeć jej słowa.Podeszła więc do niej i ułożyła łapę na jej barku.
-Wszystko się ułoży,-szepnęła,a ta tylko uśmiechnęła się lekko,Hope to odwzajemniła,po czym dodała głośniej,-Maisha i Zawadi,z przyjemnością ci pomogą!
Córki lwicy przytaknęły,a ich biały przyjaciel,mruknął z niezadowoleniem
-Ja także,jeśli można

Kifo stanął na wysokim głazie i ujął wzrokiem wszystkie zwierzęta.Na szczęście,ofiar nie było dużo.Ale nie było ich też mało.Większość z nich,leżała martwa na ziemi.Skrzywił się na ten widok i zeskoczył z głazu.Na nieszczęście,zapomniał stanąć na dobrej łapie i stanął na tej chorej.Syknął cicho i natychmiast,wrócił do pozycji dziennej.
Podszedł do Hope
-Jest trochę ofiar śmiertelnych,-powiedział,-mam nadzieję,że zdążą z tym lekiem
-Oby,ale wiesz ziół z rośliny Healing kupanda* jest do połowy tych zwierząt
-Nie znasz Carlotty,zrobi cuda na pewno,-powiedział,po czym go zmroziło,-ale..nie piłaś tej wody,tak?
-Nie..no może tylko rano,ale wtedy była..normalna!
-Mhm..-zamyślił się i ponownie rozejrzał,-coś mi się zdaję..że to nie był przypadek.Ktoś specjalnie ją skaził.

Cały dzień,minął wszystkim w wielkim strachu.Słońce grzało strasznie gorąco,przez co jeszcze trudniej,było nie skusić się na wodę.Trójka przyjaciół (Hope,Kifo i Adele) uparcie siedziała przy wodopoju,mierząc wszystkich wzrokiem.
Następny dzień,był już lepszy.Słońce mniej grzało,co więcej spadł deszcz.Pomógł on wszystkim spragnionym.Carlotta,wraz że swoimi pomocnikami,pomału "odkażała" wodę.Hope kiedy na to patrzyła,nie mogła przestać myśleć o słowach partnera.Czy na tej ziemi,mogło czaić się zło? Wiele już zła widziała,ale nigdy na Wolnej Ziemi.Na chwile zamarła,lecz po chwili,znów musiała wkroczyć do akcji.Nie bała się,iść na drugi koniec sawanny,tylko po zwykłą wodę,którą przyniosła w skorupie żółwia.Była uparta,jeśli chodzi o pomoc.
W końcu jednak,jej trud nie poszedł na marne.Udało się,woda znów była czysta.Lwy odetchnęły z ulgą i szybkim krokiem,udały się w miejsce swojego domu.Hope od razu położyła się,a u jej boku Kifo.Oboje szybko zasnęli,co innego ich córki.Zawadi zbyt pochłonięta rozmową z synem Adele,nie zauważyła,że jej siostra wymyka się z jaskini.

Maisha wskoczyła na czubek jaskini.Usiada i spojrzała w dal.Chłodny wietrzyk,powiewał w jej kierunku,delikatnie muskając jej pyszczek.Krople deszczu,opadały na jej ciemne futro.Zmrużyła oczy i wsłuchała się w dźwięki,dobiegające że wszystkich stron.Ćwiergot rozradowanych ptaków,tupot kopyt antylop,biegających po zielono-żółtej sawannie.Słyszała pasące się zebry,biegające góralki.Ogółem wszystko,nawet zabawę małych lwiątek.
Kiedy otworzyła jednak oczy,wszystko jakby umilkło,czekając,aż znowu je zmruży.Miała już to zrobić,kiedy dostrzegła jakiś punkt w oddali.Wyostrzyła wzrok.Nie było to drzewo,ani żadna zebra..Kształt przybliżał się coraz bardziej,aż w końcu przystanął,niedaleko wodopoju.Napił się wody.Córka Hope,skorzystała z tej okazji i migiem pobiegła w jego kierunku.Może nie powinna,tak od razu do niego podbiegać,ale ciekawość wzięła górę.

Przyspieszyła.Kształt uformował się w lwa.Wystawiła pazury-na wszelki wypadek i wskoczyła na niego,powalając go na ziemię.Ten wpatrywał się w nią swoimi niebieskimi oczami,w osłupieniu.
Była to jednak minuta,po czym lew także wysunął pazury i rzucił z siebie lwice.Oboje stanęli w pozycji,gotowej do walki.Maisha głośno warknęła,nie znała wprawdzie jego zamiarów.Gdyby przybył tu o pomoc,zaczekał by na granicy-tak jak wszyscy.
Zmierzyła go wzrokiem,od góry do dołu.Był w jej wieku,no może jakiś dzień czy dwa starszy.Miał brązową grzywę,pomarańczowo-złote futro ciemnego odcienia i piękne niebieskie oczy.Na chwile,utonęła w nich.Nawet,schowała pazury.Patrząc tak w nie,widziała tyle..sama nie wiedziała czego.Po prostu,czuła się jak nigdy.
Z zamyśleń,wyrwał ją bieg stada.Przed nią w mgnieniu oka,stanął Kifo,prostując się by pokazać potężną budowę.Pozostali,stanęli za nim,bacznie mierząc wzrokiem nowego.

Starszy nastolatek,o dziwo stał prosto i przyglądał się zaistniałej sytuacji z wymuszonym uśmiechem.Milczenie w końcu przerwała Adele.Biała stanęła przed przyjacielem i zwróciła się do obcego lwa.
-Kim jesteś? Jak ci na imię? Potrzebujesz może pomocy?-zadała pytania
-He,miło poznać..że tak powiem,-mruknął,-Jestem Jicho,przybywam z daleka.Potrzebuję,schronienia na parę dni.
-Czy raczysz nam powiedzieć, dlaczego?-spytał z nutką złości Kifo
-Podróżuję.Potrzebuję odpocząć,a słyszałem...że tutaj każdy otrzyma pomoc,-powiedział,lecz gdy zobaczył wzrok czarnej lwicy,dodał,-nie jestem na nic chory,spokojnie,nie zabawię długo.
Szary i czarna,spojrzeli na siebie porozumiewawczo.Chodź widać było,że ich myśli były różne.Hope jednak,wiedziała lepiej, co trzeba zrobić.Miała intuicję.
-Możesz u nas zostać,na jak długo to będzie konieczne,Jicho
Uśmiechnęła się do lwa,co ten odwzajemnił.Po chwili,Hope wraz ze stadem,wrócili w stronę jaskini.Jicho wlekł się na tyle,co przykuło uwagę Maishy.Odwróciła się do niego.
-Z kąt pochodzisz przybyszu?-spytała poważnie,lecz z uśmiechem na twarzy
-Z Lwiej Ziemi..-tylko tyle powiedział,po czym wyprzedził stado i pierwszy dotarł do jaskini,czym zirytował pewnie większość jej mieszkańców,a już zwłaszcza Kifo.
**************************************
*Lecznica roślina
Hej! Mam nadzieję,że rozdział się podobał.Jestem z niego zadowolona ^^ Podobał wam się?
1.Co myślicie o Jicho?
Pozdrawiam cieplutko c:

środa, 28 czerwca 2017

#21 Pierwsze kroki,ku przyszłości

Miesiące upływały,a niedawne lwiątka stały się starszymi nastolatkami.Pomału wkraczały w dorosłość.Hope i Kifo z dumą,przyglądali się córką,podobnie Adele,synowi.Maisha i Zawadi,miały w sercu wiele dobroci,którą wszyscy do o koła odczuwali.Ich łapy się wydłużyły,dzięki czemu zyskały więcej uroku.Binn uważnie przyglądał się Zawadi,co odczuwała Maisha.Przyjaciele,dalej trzymali się siebie kluczowo.Przez te miesiące,spotkało ich mnóstwo przygód.

Hope otworzyła delikatnie oczy,po czym się przeciągnęła.Zrobiła to ostrożnie,żeby przypadkiem nie obudzić Kifo-śpiącego smacznie koło niej.Uśmiechnęła się promiennie,po czym zwinnym i szybkim ruchem,wyszła z jaskini.Wiatr przyjemnie muskał jej pyszczek,kiedy ułożyła się na samym szczycie.Słońce dopiero co wschodziło.Zwierzęta,pomału budziły się że spokojnego snu.Odetchnęła głęboko.wciągając świeże powietrze.Dawno tu nie bywała,miała ostatnio za dużo obowiązków.O dziwo,na ich ziemię przybywało coraz więcej chorych lwów,proszących o pomoc.Hope i Kifo,zawsze im pomagali,przez co nie mieli za dużo czasu dla siebie samych.
Poczuła łapę na plecach i odwróciła się gwałtownie.Na szczęście,wyczuła znajomy zapach,więc się tylko uśmiechnęła i wróciła wzrokiem do widoku sawanny.Adele położyła się obok.
-Co tam obserwujesz?
-Ciemność,wiesz,-zaśmiała się,-ale tak poważnie..po prostu życie.Widzisz jak szybko przemija.
-Nie da się nie zauważyć,-przyznała rację,-podobnie jak ta pyszna antylopa,która zniknie,jeśli nie pofatygujemy się ją zjeść.
Czarna i biała,zaśmiały się i zgrabnym ruchem,zeskoczyły z czubka jaskini,do której się następnie udały.Antylopa leżała na środku na wpół zjedzona.Lwice podeszły do niej i zaczęły ją jeść.Hope przypomniało się wówczas,pierwsze polowanie jej dzieci.Uśmiechnęła się na myśl,o jej małych córeczkach.
Kiedy skończyły jeść,każda poszła we własnym kierunku.Hope podbiegła do Kifo,rozmawiającego z parą lwów.Na jej widok jednak,pożegnał się i pognał do niej.
-Cześć Hopciu
-Hopciu? To sobie wymyśliłeś,-przewróciła oczami,po czym przytuliła partnera.Trwali tak chwile,dopóki nie podeszły do nich córki.Maisha stała prosto,Zawadi natomiast usiadła,wlepiając promienny uśmiech w rodziców.Ciemno szara przewróciła oczami w uśmiechu,po czym zwróciła się do rodziców:
-Idziemy do Carlotty.Ma kilku rannych,chcemy jej pomóc,możemy?
-No pewnie,tylko uważajcie,-odpowiedziała Hope,po czym dodała,-to ta ranna piątka z wczoraj?
-Tak,-odparła Maisha,-to my już będziemy zmykać,pa!
Obie migiem upuściły rodziców i udały się do medyczki.Szary i czarna,chwile patrzyli w ślad za nimi,po czym weszli do jaskini,by pobyć chwile że sobą.

Wczoraj na Wolną Ziemię,zagościła piątka rannych lwów.Ulegli poważnym wypadkom w czasie walki,którą odbyli w rodzinnym stadzie.Ci wielcy wojowniczy,leżeli teraz ledwo żywi na podłodze,podczas kiedy Carlotte,oraz córki Hope i Kifo,nakładały im maście.Ponieważ była ich trójka,szło im całkiem szybko.Po zajęciu się rannymi,Carlotte wzięła je na słówko.Odeszli kawałek dalej.
-Na pewno sobie poradzicie?-spytała
-Carlotto,wiesz że marzymy o pomaganiu potrzebującym,od kąt byłyśmy lwiątkami..-zaczęła Zawadi
-To będzie pierwszy krok,ku naszej przyszłości..-skończyła Maisha
-Eh! Może macie rację,ja wiecie..nie długo muszę wyruszać,za jakiś miesiąc,wtedy będziecie młodymi dorosłymi..więc będzie lepiej
-Będziemy za tobą bardzo tęsknić,-westchnęła Zawadi,-czy naprawdę musisz odchodzić?
-Wiesz Zawadi,w życiu każdego zwierzęcia,nadchodzi pora,by musiał odejść z kręgu życia.Cóż,co poradzić że to tak wcześnie,-westchnęła,-muszę jeszcze odwiedzić rodzinę..przed tym..
-Obyśmy cię godnie zastąpiły,-powiedziała Maisha
Pożegnały się i odeszły.
Wędrując po sawannie rozmyślały.Bardzo były ciekawe,co je spotka w przyszłości.Nie chodziło o to,że zastąpią Carlotte i będą pomagać chorym,rannym-ogółem potrzebującym pomocy.Chodziło o to,co czeka ich rodzinę.Maisha przeczuwała,że jej siostra,zwiąże się z Binn'em.A ona? No właśnie..z kim?
Po drodze,zatrzymały się przy wodopoju.Napiły się lodowatej wody,ułożyły wygodnie na trawie i wpatrywały się w wodę.Jeszcze sporo dzieliło dzień od nocy.Miały więc sporo czasu.Rozmawiały.Jednym pytaniem,Zawadi zmyliła Maishę z tropu.
-Myślisz,że jestem wyjątkowa?-jej oczy zabłyszczały
-No pewnie,-odpowiedziała szczerze
-Naprawdę?
-Przecież się pytałaś,to ci odpowiedziałam,czemu więc jesteś zdziwiona?
-Sama nie wiem,-powiedziała,po czym napiła się wody i wstała,-idziemy? Może pójdziemy z rodzicami na granicę? 
-Brzmi ciekawie,okey
Ruszyły w stronę jaskini.A dzień,pomału zbliżał się ku końcowi.
*
Pewna lwica,uśmiechnęła się szyderczo na widok odchodzących,po czym podeszła do wodopoju i napiła się wody.Wyciągnęła coś,co miała na grzbiecie.Była to torebka z liśćmi,ale nie byle jakimi.Liście te,pochodziły z dżungli,miały specjalne właściwości.Potrafiły i leczyć i zabijać.Wszystko zależało od tego,jak ich użyjesz.Uśmiechnęła się więc i puściła wszystkie liście do wody.Następnie zniknęła szybko,nie patrząc już na pomału zmieniający się kolor wody.Z błękitnej,stawała się blado zielona.Spragnione zwierzęta,nawet nie zwróciły na to uwagę i się napiły.Lwica ukryła dowody i jakby nigdy nic,weszła do jaskini stada.

I tak oto,zaczął się SEZON 2!
Mam nadzieję,że rozdział się podobał
1.Jak myślicie,skoro zwierzęta napiły się tej wody,czy będzie to miało jakieś skutki?
2.Kim była lwica z końca rozdziału?
3.Podoba wam się nagłówek bloga?
Pozdrawiam c:

czwartek, 8 czerwca 2017

#20 "Urodziliście się,by czynić dobro"

Hope spojrzała w jej stronę,tak jakby ją widziała.
-Zacznijcie się tłumaczyć,-wyprzedziła ją Adele,-nawet jakby miało to zająć całą noc...
Lwy westchnęły,a ich towarzyszka podeszła bliżej Adele i Hope.Czarna wyczuła jej zapach.Jednak..nie był on taki zwykły.Kiedyś już go czuła..a właściwie podobny.Zmrużyła oczy,a jej uszy poruszyły się trochę w przód,zaczęła tym samym nasłuchiwać.
-Zacznijmy może od tego,że wraz z Upepo poszliśmy na inną ziemię.Z ciekawości,nie gniewajcie się..-powiedział Kifo.Wiedział,że jego ukochana uwielbiała podróże,tym razem jednak,miała być to tylko dwóch przyjaciół wyprawa i tylko tyle.
-Byliśmy tam dość długo i mieliśmy już wracać,kiedy spotkaliśmy nad brzegiem Taabu,-Upepo wskazał na lwice,-obiecała nam,że opowie nam swoją historię,tylko przy lwicy zwanej Hope..więc ją tu przyprowadziliśmy...
-Zobaczyłem w oddali tego...atylopopowiczopodobnegognojarodzonego!-warknął Kifo,-i ruszyliśmy na ratunek
-Aha,-tylko tyle zdołały z siebie wydobyć lwice
-Więc..-zaczął biały,zwracając się do żony,-gdzie nasz synek?
-Chciałbyś wiedzieć,-burknęła,-najpierw dowiedźmy się coś o tej lwicy,taki pomysł!
Biały kiwnął tylko głową i spojrzał na Taabu.Białooka westchnęła,usiadła i zaczęła:
-Me imię już poznaliście,może teraz poznacie przeszłość.Pochodzę z ziemi podobnej do pustyni,nazywamy ją Pustynną Ziemią..
-Co?!-Hope spojrzała na nią nie dowierzając,wystawiając oczy ze zdziwienia,-ja się tam..ja z tam tond...
-Wiem,pochodzisz.Właśnie z twojego powodu tu jestem,księżniczko Hope
Serio? Księżniczko..Od wielu lat,nikt na mnie tak nie mówił.Kim ona w ogóle jest!?-pomyślała Hope
Na odpowiedź nie musiała długo czekać
-Byłam medyczką.Od urodzenia,szaman mnie trenował.W końcu jednak...ah! niestety zachorowałam.Moje oczy właściwie.Coś się im stało i widzę jak przez mgłę.Król..
-C-czy dalej panuję tam król Jasiri?
-Tak księżniczko..
-Mów mi po prostu Hope,-odparła,-opowiadaj dalej
-Król musiał mnie więc wygnać,lecz przed tym,zatrzymał mnie książę Busara..
Na wzmiankę o imieniu brata,na twarz Hope wlał się rumieniec.Pamiętała te beztroskie zabawy i w ogóle.Tak za nim tęskniła.
-..powiedział mi o tobie..Hope..że chciałby cię odnaleźć,że cię pamięta.Wyruszyłam więc,kierując się tropem Hope i Kifo,złotych lwów,pomagającym chorym.Wiecie co mówią zwierzęta..
-Nie,-powiedzieli szczerze Hope i Kifo,patrząc ku sobie
-Że Urodziliście się,by czynić dobro

-Chcesz więc tu zostać,-spytał Kifo,-ja się zgadzam
-Ja także,-powiedział Upepo,-a teraz przepraszam,muszę iść do syna,oprowadzić cię przy okazji?
-Tak..było by miło,-lwica ruszyła za białym.Kiedy już całkowicie zniknęli z oczu trójcę przyjaciół,Adele powiedziała:
-Wiecie,wiele czynów mogę żałować,ale nie tego..że was poznałam
Przytulili się.Tylko tyle zrobili,zanim wrócili do jaskini,tym samym zasypiając.Oczywiście,wokół rodziców spały ich maluchy,owoce ich reacjii.

Tylko jedna osoba nie spała,była nią Taabu.Lwica,śpiąca nieopodal wyjścia,wpatrywała się w nie niczym w lustro.Niebo już dawno skropiły gwiazdy,a wokoło słychać było odgłosy nocy.Uśmiechnęła się,kładąc głowę na łapach.Nie sądziłam,że tak łatwo nabiorą się na te bajeczki,-zaśmiała się cicho
Hope i Kifo
----------------------------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------
To może zacznijmy od tego,że chciała bym przeprosić za długość rozdziału.Myślałam,że będzie trochę dłuższy,ale jak się okazało...nie było to możliwe.Przepraszam także,że tak długo nie rozdziałów na moich blogach,ale koniec roku...trzeba było kilka rzeczy popoprawiać itp.
Ten rozdział,jest także ostatnim rozdziałem sezonu I .Uprzedzę wasze pytania,tak..będzie kolejny sezon.Obiecuję,że II sezon zacznie się za nie długo.A właściwie (ponieważ musi być przerwa między sezonami) 28 czerwca :)
1.Co myślicie o Taabu,czy przyjaciele mogą jej ufać?
2.Cz zgadzacie się z tym,że Hope i Kifo "Urodziliście się,by czynić dobro"
Pozdrawiam :*
Ps:Założyłam konto na Wattpadzie,na którym przerabiam rozdziały z moich blogów na książki.Jest też na nim blog o Korze-czyli usunięty dawno blog.Wattpad
:)

środa, 17 maja 2017

#19 Spotkanie,po raz drugi

Każde stworzenie,zamieszkujące Wolną Ziemię,przebudziło się że snu.Ale mniejsza o zwierzęta,ważniejsze są teraz lwy,zamieszkujące jaskinię lwiego stada.Kifo i Upepo,wyszli po cichu z jaskini.Wiatr,przyjemnie muskał ich grzywy.Uśmiechnęli się i ruszyli przed siebie.Ich kroki z początku powolne,zmieniły się w szybkie.Ominęli zwinnie drzewa i przeskoczyli kilka kamieni.W końcu,dotarli nad wodopój.Usiedli nad jego brzegiem i chwile wpatrywali się w tafle wody,po czym Kifo padł na trawę.
-Już się zmęczyłeś?-zaśmiał się Upepo
-Chciałbyś,-odparł,-idziemy na tą granicę?
-Nie wiem...dziewczyny się wściekną..
-Nie bądź cykor.Chce tylko obejrzeć tą ziemie.To zaledwie dwa dni drogi i tyle..
-A wymówka,-biały położył się obok,-nie możemy im po prostu powiedzieć?
-Hope się nie zgodzi,Adele pewnie też.A wymówka..e tam! Wymyśli się coś.Chodź,bo zaraz wstaną,-szary lew wstał i ruszył w stronę jaskini.Upepo powlókł się za nim.Szedł wolno,dopiero będąc bliżej jaskini przyspieszył.
-A uciekaj sobie,to nam nic nie da.Jak lwica się wścieknie,to dopadnie nas nawet na księżycu!-krzyknął do przyjaciela,będącego już daleko

Kifo miał już wejść do jaskini,kiedy nagle wybiegły z niej lwiątka.Maisha i Binn,pobiegli na sawanne,ale Zawadi się nie udało,bo lew ja złapał.Lwiczka zachichotała.
-Tato..
-Gdzie się kruszynko wybierasz?
-Wraz z Maishą i Binn'em,idziemy nad wodopój
-A to ciekawe,ja właśnie z tamtond wracam,-lew puścił córkę,która od razu dołączyła do przyjaciół.Dwa lwy,przekroczyły próg jaskini i zniknęli w jej wnętrzu.Na samym środku,leżała pozostawiona zebra.Większości stada,już nie było.Kilka lwic,leżało w koncie.Wśród nich Adele.Kiedy biała,zobaczyła męża i przyjaciela,wstała i podeszła do nich.Przytuliła Upepo i spojrzała na niego zatroskana.
-Gdzie byłeś? Gdzie oboje byliście?
-Nad wodopojem,-odparł Kifo,-gdzie Hope?
-Poszła na spacer,-odpowiedziała krótko i wróciła do lwic.

-Idziemy,-szepnął Kifo do ucha Upepo.Lew tylko kiwnął głową i ruszył za przyjacielem.Ruszyli w stronę sawanny.Szybko przez nią przeszli i znaleźli się na granicy.Dalej poszło już na spontanie.Przeszli przez granicę i ruszyli dalej.
*
Hope czaiła się w trawie.Jej zmysły szalały pod pływem emocji.Pierwszy raz od pewnego czasu,wybrała się na polowanie.Wiedziała,że przed nią pasie się antylopa.Czuła doskonale jej zapach i słyszała jej delikatne ruchy.Wysunęła pazury i zaczęła się skradać.Obnażyła kły,zmrużyła oczy.Kiedy była już wystarczająco blisko,skoczyła,tym samym ją zabijając.Chwyciła ją w zęby i zaczęła ciągnąć w stronę jaskini.
*
Maisha wpatrywała się w tafle wody.Jej zielone oczka,zabłysły.Uśmiechnęła się i spojrzała przed siebie.Zawadi i Binn,oblewali się wodą.Uśmiech szedł z jej pyszczka.Nie wiedziała,nawet dlaczego.Znów spojrzała w tafle wody i tak już pozostało,dopóki przyjaciele nie zaproponowali gry w berka.Maisha zaczęła ich gonić,z wymuszonym uśmiechem na pyszczku.Następnie,to goniła ją i Binn'a Zawadi.
Bawili się jeszcze w chowanego i "Prawda czy Wyzwanie".I tak do wieczora..
*
Hope i Adele,wpatrywały się w widnokrąg.Pomału się ściemniało,a ich mężów dalej nie było.W końcu,Hope spojrzała na przyjaciółkę.
-Idę na spacer..
-Sama? O tej porze?
-Muszę ochłonąć,zdenerwowałam się,-powiedziała czarna,-zaopiekujesz się Maishą i Zawadi?
-Tak
Hope kiwnęła głową i zaczęła biec w kierunku sawanny.Nie przeszkadzała jej późna godzina,bo i tak jej nie widziała.Jej biec,zmienił się w szybki chód.Wiatr,muskał ją po pyszczku i powiewał jej futrem.Uśmiechnęła się lekko i ułożyła na niedalekim głazie.Przymrużyła oczy i rozbudziła zmysły.Znajdowała się na łące.Czuła to,po znikających zapachach roślinożerców.Poza tym,trawa była tu miękka i kojąca,taka jaka bywała na ich łąkach.
Zaczęła się wsłuchiwać,w odgłosy nocy.Cisza,raz na jakiś czas przerywana,odgłosami wiatru zrywającego liście z drzew.I nagle...usłyszała trzask.Szybko się opanowała,pomimo że serce jej mocno waliło.Wstała i nasłuchiwała.Ktoś za nią stał.Czuła jego oddech.To nie był Kifo,ani Upepo,ani nawet Canon.Zapach,który właśnie poczuła,był jej obcy.A przynajmniej,tak myślała...

Odwróciła się,mimo iż wiedziała,że i tak nie zauważy lwa.
-Witaj..Hope,-odparł suchym głosem
-Po mych oczach możesz wnioskować,że cię nie widzę.Oświecisz mnie,kim jesteś?!-warknęła
-Nie wiesz? A to dziwne.Pamiętasz może Nanne?
-Nanne..pewnie! Ale to nie tłumaczy,kim jesteś?!
-Jestem Majo.Przez ciebie i tych twoich koleżków,straciłem w tedy tytuł króla.Długo..-mówiąc to popchnął ją,tak że upadła,-szukałem was,żeby moja zemsta,weszła w życie!
Poczuła,że nie są tu sami.Wkrótce,z krzaków wyszły trzy czarne lwy.Pokłoniły się przed brązowym.
-I co,dalej uważasz się za taką wspaniałą! Jesteś nikim! Zerem!-krzyczał i zadawał jej ciosy.Pozostali,patrzyli na to chwile z osłupieniem,po czym poszli w ślady króla.
Czarna lwica,broniła się.Niestety,traciła pomału przytomność.Poczuła kolejne uderzenie w policzek.W odwecie,walnęła owego lwa mocno w nos.Poleciała mu krew.Majo warknął głośno i przycisnął ją mocniej do ziemi.
-Nigdy nie będę nikim,bo każdy jest kimś!-powiedziała odważnie Hope
-Ta jasne.Ja tu tylko,dopełniam zemsty!
-To już słyszałam!-walnęła go z całej siły w policzek.
Lew warknął i już miał ją uderzyć,kiedy..
-Zostaw ją!!
Oczy lwa,spojrzały na winowajcę.Kifo wyprostował się i warknął groźnie.Za nim,stał Canon,Adele i Upepo.Cała czwórka,warczała.Podobnie zrobiły obce lwy.Majo szedł z lwicy i podszedł do Kifo.Zmierzył go wzrokiem.
-Także przez ciebie,spotkał mnie taki los.Też powinien za to zapłacić!-rzucił się na niego.

Nikt nie reagował.Lwy trzymające stronę brązowego,uciekły tak szybko,jak tylko się pojawili.Adele pomogła wstać przyjaciółce i od razu ją przytuliła.
-Nic ci nie jest?-spytała biała
-Nie nic... bardziej martwię się o Kifo!

Owy lew,dalej walczył z brązowym.Mimo iż brązowy był bardziej masywny,Kifo bez większych problemów,powalił go na ziemię.Przywalił go do niej mocnej,kiedy ten próbował się wyrwać.Do lwa,podeszła Hope i stanęła po jego prawej,a Adele po lewej.
-Twoja zemsta..-zaczęła czarna,-uznajmy,że się skończyła
-Zakłóciłeś spokój tych ziem,było warto?!-warknęła fiołkowo oka
-Tak.Było.Tylko szkoda..że nie leżycie w grobie!-warknął
-A mi,nie szkoda!-odpowiedział Kifo,schodząc z lwa,-nie zbliżaj się więcej,do mojej księżniczki i ziemi,na której panuje pokój.Tak ma pozostać!
Lew nic nie odpowiedział,próbował jeszcze uderzyć lwa,ale kiedy chybił,wolał uciekać.Szary patrzył chwile,w ślad za nim,po czym przytulił czarną lwicę.Ta jednak się odsunęła.
-Dzięki za ratunek,ale..gdzie byłeś?
-Wiesz,to długa historia.Zacznijmy od tego,że chce ci kogoś przedstawić
Upepo podszedł bliżej,a za nim biała lwica.Miała nie tylko taką sierść,ale także takie oczy.Spojrzała na nich nieśmiało.
Hope spojrzała w jej stronę,tak jakby ją widziała.
-Zacznijcie się tłumaczyć,-wyprzedziła ją Adele,-nawet jakby miało to zająć całą noc...
-----------------------------------------------------
Mam nadzieję,że rozdział się podobał.To jest już,przed ostatni rozdział tego sezonu.Czy będzie 2 sezon? to się okaże.
Przyznam,że początek to był spontan.Może się udał.Co ogółem myślicie,o rozdziale?
1.Km była ta lwica? Czy jest kimś ważnym dla fabuły?
2.Co myślicie o powrocie Majo?
A teraz...idę oglądać Idola xd
*pozdrawiam*

czwartek, 20 kwietnia 2017

#18 Skłóceni przyjaciele

-Mamo? A gdzie my w ogóle idziemy?-spytała Zawadi
Hope,wraz z córkami,szła przez sawanne.Nie odpowiedziała na pytanie córki i szła dalej.Coraz lepiej,radziła sobie,że swoją chorobą.Tak jak robiła to Sun,Hope używała zmysłów.Czuła doskonale słońce,parzące ją po plecach.Słyszała,śpiew ptaków i kopyta,biegnących antylop.Zatrzymała się i odwróciła,by spojrzeć na córeczki.Uśmiechnęła się szeroko.
-Na tych pastwiskach,pasie się wiele antylop.Dzisiaj,zapolujecie na jedną z nich i tym samym,załatwicie sobie nie tyle obiad,jak nauczenie się podstaw łowieckich
-A jeśli nam się nie uda?-spytała Maisha
-W tedy,wykaże się słuchem i zwinnością,pomogę wam w razie czego,-czarna lwica usiadła,-teraz...zacznijcie się skradać,przybliżać do wybranej zwierzyny.Unikajcie wiatru,łapy niech przylegają do ziemi.Kiedy będziecie,wystarczająco blisko,skoczcie!
-Myślisz,że się uda?-tym razem,pytanie zadała Zawadi
-Zapewne,jeśli jednak pójdzie na odwrót,mamusia was uratuję,-przytuliła je,po czym popchnęła je w stronę wysokich traw.Lwiczki przełknęły ślinę i zaczęły się skradać,do najmniejszej antylopy.Unikały wiatru,a ich łapy przyległy do ziemi.Kiedy były już dość blisko,miały skoczyć,kiedy rozległ się ryk i antylopy uciekły.Od razu,podbiegły do mamy i ukryły się za nią.Hope wyczuliła swoje zmysły.
-Pójdźcie po tatę,dobrze?
-Dobrze..-ledwo przeszło przez usta spanikowanej Zawadi.Maisha opierała się,ale w końcu,podreptała za siostrą.Kiedy,Hope została sama,bez najmniejszego strachu,poszła w stronę źródła dźwięku.Poczuła,że ktoś staje przed nią,a po zapachu,zdołała rozpoznać,że to lwica..a właściwie lwice.
-Kim jesteście?-powiedziała partnerka Kifo,zamykając oczy.Nie chciała,żeby nieznajome,dowiedziały się,że jest ślepa..nie na razie.
-Jestem Binti,a to moja siostra Tamu,a ty kim jesteś?
-Jestem Hope,TA Hope
Siostry spojrzały na siebie.Jedna z nich,była beżowa,druga kremowa.Binti miała pomarańczowe oczy,a Tama niebieskie.
-Właśnie ciebie szukaliśmy..ciebie i twojego męża,-powiedziały 
Hope otworzyła oczy i uśmiechnęła się do nich szeroko.Od pewnego czasu,nie miała komu pomagać,więc bardzo się cieszyła,że dostała tą szanse.Ciekawiło ją,komu chcą,żeby ona i Kifo,pomogli.Czy lwice są na coś chore?

Kifo pojawił się trochę później.Podbiegł do żony i spojrzał na lwice stojące obok,z zaciekawieniem.Czarna lwica,uprzedziła jego pytanie.
-To są Binti i Tama.Potrzebują naszej pomocy
-W czym?
-My...może zaczniemy od początku...-westchnęła starsza z sióstr,Binti,-pochodzimy z pobliskiego stada.Urodziliśmy się tam i wychowaliśmy.Zarówno ja,jak i moja siostra.W stadzie,nie było dużo lwiątek,bawiliśmy się więc,najczęściej same.W końcu,poznałyśmy lewka,Lief'a.Był naszym najlepszym przyjacielem.Miał piękną brązowa sierść i czarną grzywę.A jego zielone oczy,połyskiwały w nocy.Bardzo go lubiłyśmy.Był chory.Miał coś z łapami i nie umiał szybko chodzić,ogółem miał z tym problem.Nie przeszkadzało to zarówno nam,jak i mu.Gdy jednak podrósł,zaczął się tego czepiać.Stał się nie tyle agresywny,co chamski i niemiły,nawet dla nas.Chcemy,aby znowu,był tym samym radosnym lewkiem! Pomożecie?
Hope posłała porozumiewawcze spojrzenie szaremu.Ten pokiwał głową i zwrócił się do obu sióstr:
-Pomożemy wam.Wyruszamy,jutro rano,a teraz..zapraszamy na obiad!
-Dziękujemy!
***
Tak jak powiedział Kifo,następnego dnia,cała czwórka,ruszyła ku stadu,w którym wychowali się przyjaciele.Siostry szły pewnie na przodzie,od czasu do czasu,odwracając się.Po długiej wędrówce,doszli na teren ich stada.Kifo opisał ją Hope,żeby mogła ją sobie wyobrazić.Powiedział,że jest to ładna ziemia,pełna wodopojów i jaskiń.Wszędzie rosną kwiaty lub płyną strumyki.Tama opisywała także,w jakie zabawy można się tu bawić,oraz gdzie się poluję.Trzeba przyznać,że była wielką gadułą.
W końcu,doszli do jaskini,którą zamieszkiwał przyjaciel sióstr.Binti,kiwnęła głową,na znak,że mogą wejść.Jaskinia,ku zdziwieniu szarego lwa,była ogromna.Miała kilka przejść,ale to właśnie przy najmniejszym,w ciemnym koncie,leżał Lief.Brązowy spojrzał na przybyłych i warknął w ich stronę.Binti i Tama,spuściły smętnie łby i podeszły do lwa.
-To są..
-Wiem,Hope i Kifo.Jak widzę,każdemu mówicie o moich problemach!
-Naszych problemach!-oburzyła się Binti
-Phi! Jak zawsze,coś sobie ubzdurałaś!
-Ciszej! Może wszystko najpierw wyjaśnimy,opowiecie nam wasze wersje o treści...przyjaźni i skończymy te wrzaski.Co wy zwierzęta!?-uniósł się Kifo.
-Zgoda,-przyznał,po długich namowach lew
-Zacznij więc,-Hope usiadła obok i posłała mu czarujący uśmiech
-Uwielbiałem się z nimi bawić,ale zawsze czułeś się jakiś...gorszy.Mam coś z łapami i ledwo co,na nim stoję.Nie wierzę,że chciały się przyjaźnić,z kimś takim jak ja!
-Chciały...bo nie jesteś inny.Jesteś zwykłym lwem,który ma problem z łapami,-mówiła Hope,-ale to nie oznacza,że jesteś słabszy,że cię nie lubią!
-Jakoś w to...-nie dane mu  było skończyć,gdyż przerwał mu Kifo.
-Ona cię lubią.Przyjaźń,to wielki dar,nie lekceważ jej.Bo nie wierz...kiedy się skończy.
-Ale..
Binti i Tama,nie czekając dłużej,przytuliły lwa,a Hope i Kifo,nie chcąc im przeszkadzać,wyszli z jaskini.Kifo złapał swoim ogonem,ten Hope i zaczęli,kierować się ku Wolnej Ziemi.
\Droga minęła im szybko i z powrotem mogli,przytulić swoje córki.
-Jak wam minął dzień?-spytał Kifo,kładąc się obok Hope.Czarna lwica,myła właśnie ich starszą córkę,a młodsza,już słodko pochrapywała,przy swoim ojcu.
-Całkiem fajnie.Bawiliśmy się długo na sawannie.W chowanego,berka,a nawet "lew nie widzi".
-CO to za gra? jakoś o niej nie słyszałam,-Hope zainteresowała się rozmową i zaprzestała na chwile obecnych czynności.
-Że ktoś zakrywa oczy i co parę sekund,odwraca się i w tedy,pozostali gracze,muszą stać w bezruchu,a jak się poruszą,przegrywają.
-Mhm...ciekawe,-odpowiedzieli równocześnie Hope i Kifo,po czym ziewnęli.Zamknęli oczy,podobnie jak Maisha.Starsza córka,położyła się obok młodszej i zasnęła.Hope i Kifo,jeszcze długo nie spali,aż w końcu i oni,odpłynęli do krainy snów,przytuleni do siebie.
------------------------------------------------------
Ta dam! Mam nadzieję,że kolejny dzisiejszy rozdział,wam się podoba.Jesteśmy coraz bliżej,końca 1 sezonu.
*pozdrawiam*