sobota, 1 kwietnia 2017

#16 Dla nowego życia

Hope powolnym krokiem,zmierzała w stronę jaskini stada.Po długiej drzemce,jakom odbyła na skałkach,musi się teraz zdrzemnąć w wygodniejszych warunkach.Od ostatniego czasu,więcej spała i jadła,ale nie tylko że względu na ciąże,ale także na chorobę.Coraz częściej gubiła się w terenie,przewracała i na coś wpadała.Oczy zwykle mocno ją piekły,lub mdlała.Większość stada,dowiedziała się,że jest w ciąży,poprzez patrzenie na jej wielki brzuch.Kifo jednak nic nie podejrzewał,a Hope bała się mu powiedzieć.
Całe stado było na polowaniu lub spacerze,więc zdziwiła się,kiedy wyczuła w jaskini czyiś zapach.Kiedy jednak weszła głębiej,zauważyła białą sylwetkę.Adele uśmiechnęła się do przyjaciółki.Hope odwzajemniła gest i miała iść się już położyć,jednak coś zwróciło jej uwagę.W łapach Adele coś leżało.Zaciekawiła się,więc musiała podejść bliżej.Położyła się obok lwicy i z wielkim uśmiechem,wpatrywała się w małe lwiątko.Było całe białe,nie licząc odrobinki czarnej grzywki.Maluch miał czarny nosek i fioletowe oczy.Tak jak matka,miał obydwa w czarnych łatach.
-Jak go nazwiesz?-spytała czarna,kiedy Adele zaczęła myć malucha
-Wraz z Upepo,zdecydowaliśmy,że powinien nazywać się Binn
-Ładnie
-Wiesz,gdyby była dziewczynka to by była Bini,-zaśmiała się biała,lecz po chwili spoważniała i spojrzała z troską na przyjaciółkę,-a ty dobrze się czujesz?
-Nie wiem..już sama nie wiem.Przez chorobę wiele się wydarzyło,a teraz wiszę pomiędzy niebem a ziemią.
-Nie poddawaj się,musisz walczyć,-rzekła Adele,a maluch w jej łapach pisnął,-chyba jest głodny..
***
Kifo wpatrywał się w dal,nie obecnym wzrokiem.Podszedł do niego Upepo z Binn'em w pysku.Usiadł obok przyjaciela.
-Wszystko gra?
-Chyba tak,-westchnął Kifo,-wiele się wydarzyło,od kąt poznałem Hope
-Widać,że jesteście,że sobą bardzo blisko,-powiedział biały i polizał syna,będącego w jego łapach.Szary lew spojrzał na białego i uśmiechnął się słabo.
-Rzeczywiście.Jest dla mnie bardzo ważna i żałuję,że od ostatniego czasu,źle się czuję
Upepo oderwał się od wcześniej wykonywanej czynności i spojrzał,że zdziwieniem na lwa.
-Przecież,to normalne,w jej stanie
-A co z nią nie tak?-spytał szary,przymrużając lekko oczy
-No przecież,jest w...
Nie dokończył,bo przybiegła jakaś lwica.Brązowa z przerażeniem spojrzała na oba lwy.W oczach miała lekkie łzy.
-Coś się stało,Shetani?-spytał Kifo
-Tak.Hope dzisiaj zemdlała,tym razem to coś poważniejszego.Musiałyśmy wezwać medyczkę.
-Co?-nagle cały świat dla Kifo,stanął do góry nogami.Mur runął,łzy poleciały.Od razu zabrał się do biegu,musiał jak najszybciej znaleźć się obok ukochanej.Upepo wziął tylko w pysk syna i także pobiegł za przyjacielem.Na miejscu,ustawił się koło zrozpaczonej Adele.Szary lew natomiast,chciał wejść do jaskini,jednak w porę zatrzymała go Lisa.
-To nic nie da Kifo..
-Chce być przy niej! Co jej się stało?!
Jakby na zawołanie,z jaskini wyszła Carlotta.Podeszła szybko do lwa.Kifo chciał już się zapytać,co się dzieję,jednak medyczka go wyprzedziła.
-Choroba się rozwinęła.Nie wiem,czy Hope podjęła dobry wybór,bo teraz walczy o życie..
-Jaki wybór? Czemu nic nie robisz? Zrób coś!!
-Kifo spokojnie.Robię co mogę,ale jej stan jest ciężki,na razie muszę uratować im życie..
-Komu?-dopytywał dalej lew
-Waszym dzieciom,-z tym zdaniem go zostawiła i wróciła ponownie do jaskini.Kifo stał chwilę zdziwiony,smutny a nawet zły.Nie rozumiał,dlaczego mu nie powiedziała.Bał się o nią i to bardzo.Przysiadł przy jaskini,a kiedy ktoś chciał podejść,by go pocieszyć,ten go odganiał.Tak więc stado,udało się na spoczynek na skałki.Adele mimo iż nie chciała,wiedziała,że lew musi teraz zostać sam.Zacisnęła zęby,by trzymać mocniej łapy za przyjaciółkę.Kiedy lwica oddaliła się,Kifo mógł w końcu zostać sam.Ciągle zastanawiał się,czy zrobił coś nie tak? Czemu nie powiedziała? Czy ona przeżyję?
***
Te kilka godzin,były najtrudniejszymi w życiu Kifo.Lew dzielnie siedział przed jaskinią,podczas kiedy na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy.Ta noc należała do najzimniejszych,a mimo to lew,nie chciał wcale udać się na skałki i wtulić w ciepłe futra innych.Chciał wytrwale poczekać na ukochaną,na decyzję.Chciał ją poznać,nawet gdyby była najgorsza.
Z jaskini,wyszła właśnie medyczka.Podeszła do Kifo i gestem głowy,pokazała mu,że może już wejść do środka.Szary lew,powolnym krokiem ruszył w tamtym kierunku.Bał się co tam zastanie i niestety,jego przypuszczenia się potwierdziły.Czarna lwica,leżała bezwładnie na ziemi,a koło jej brzucha,dwa małe kulki piły mleko.Kifo łzy podeszły do oczu,kiedy nie wyczuł,że oddycha.Jego świat się rozwalił,wszystko straciło sens.To nie może być prawda-pomyślał,a łzy tym razem,poleciały potokiem.
-Wiem,że to straszne..
-Nie wiesz..z kąt możesz to wiedzieć Carlotto?
-Ale pomyśl,mogło być gorzej.Przecież ona tylko,straci wzrok,najpewniej nad ranem
Kifo podniósł na nią wzrok
-Przecież..ona nie żyję...
-Co? Żyję żyję..-powiedziała lwica
Dopiero w tedy,kiedy Kifo po raz drugi spojrzał na partnerkę,zobaczył że lekko otworzyła oczy.Uśmiechnęła się do niego słabo.Kifo od razu,przytulił partnerkę.
-Żyjesz..
-Jasne,że żyję,-powiedziała słabo,-wybacz,że ci nie powiedziałam.Wybacz,że będziesz musiałam żyć,że ślepą
-Dla mnie to nie ma znaczenia.Cieszę się,że żyjesz,-powiedział uradowany
Czarna w jednej chwili,o czymś sobie przypomniała.Wzięła w łapy swoje maluchy.Szara kuleczka,podobna do koloru sierści Kifo,zamknęła swoje oczy.Jedno miała niebieskie,drugie fioletowe.Druga kulka,obdarzona ciemno szarą sierścią,uśmiechnęła się do rodziców i zamknęła leciutko zielone oczka.
-To naprawdę nasze młode?-ucieszył się Kifo i polizał ciemnoszarą kulkę,-już je pokochałem
-Uważaj,bo będę zazdrosna,-zaśmiała się cicho Hope,po czym zwróciła się do medyczki,-to dziewczynka i chłopiec,tak?
-Nie,-zaśmiała się Carlotta,-to dwie dziewczynki
-Naprawdę?-zastanowił się chwilę Kifo,-będę żył wiecznie z lwicami
Oboje wybuchnęli śmiechem,a ich ciemnoszara kulka,pisnęła szczęśliwa.Popatrzyli na nią,a ta jakby tego potrzebowała,ponownie pisnęła.
-Cieszę się,że mogę je zobaczyć,chociaż ten jeden raz
-Musimy je jakoś nazwać,-odparł Kifo,-mam imię dla młodszej...
Oboje popatrzyli na szarą lwiczkę,która dopiero co się obudziła,wyraźnie ciekawa,jak dostanie na imię.
-Myślałem nad imieniem Zawadi,bo oznacza ono dar..a jest dla nas właśnie nim
-Słusznie,-powiedziała z jeszcze większym uśmiechem czarna,-tą drugą natomiast powinniśmy nazwać Maisha
-Piękne.Nasze skarby,życie,darze..
Hope przymrużyła oczy,kiedy na niebie zaczęło wschodzić słońce.Poczuła,że jej oczy słabiej widzą i już wiedziała,że nic więcej nie zobaczy.Oślepnie.Zawsze bała się tego i było tak i teraz.Wiedziała jednak,że zawsze będzie mieć przy sobie i przyjaciół i bliskich,nigdy nie będzie sama.Ostatni raz spojrzała na młode i Kifo,po czym zamknęła oczy.Wiedziała,że jak je z powrotem otworzy,nic już nie będzie takie samo....
-----------------------------------------------
Na ten rozdział,czekałam od początku bloga.Nie wiem,czy mi się udał,czy nie.Jestem szczęśliwa,że w końcu go napisałam.Dla Hope zapewne,nic już nie będzie takie samo.Myślicie,że sobie poradzi?
Hope+Kifo=Maisha i Zawadi
Adele+Upepo=Binn
**pozdrawiam**

2 komentarze:

  1. Fantastyczny rozdział zresztą jak zawsze i oczywiście czekam na next
    Biedna Hope, śliczne lwiątka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodkie lwiątka, ale trochę szkoda Hope.

    OdpowiedzUsuń