Hope, wstała z ziemi, po czym się rozejrzała.Poczuła nagle ból głowy.
-Muszę się przejść
Nie czekając na reakcję przyjaciół, zaczęła biec w stronę przeciwną.Nie zatrzymała się, kiedy słyszała nawoływania przyjaciół, co więcej przyszpieszała.Zgrabnie mijała zwierzęta.Powsztrzymywała łzy.Nawet ona nie wiedziała, dlaczego się tak zachowuję.A wraz z kolejną łzą, zaczął padać deszcz.
W końcu zdyszana, zatrzymała się.Deszcz przyniusł błoto, dlatego było ślisko.Oczy miała czerwone od płaczu, traciła pomału siły.Coś czuła, że to ma związek z jej chorobą.Chciała już wracać.Nie dane jej to jednak było, gdyż się poślizgnęła.Prawie spadłaby do kanionu, udało jej się jednak złapć łapkami.Była jednak zbyt słaba by się podciągnąć.Zamknęła oczy i na całe gardło krzyknęła ,, pomocy!".
![]() |
Moja przeróbka |
Siły ją opuściły.Zaczęła spadać w dół.Zamknęła oczy, nie poczuła jednak że upada.Ktoś wciągnął ją na górę.Kiedy znalazła się w bezpiecznej odległości, spojrzała na swojego wybawcę.Uśmięchnęła się, widząc znajomą twarz.Bez namysłu przytuliła lwa.Kifo odwzajemnił uśmiech, szczęśliwy że jego przyjaciółce nic nie jest.Popatrzyli sobie w oczy.W ogóle się nie odzywali.Stali tam jak kołki.Czarna wykonała ruch, który zdziwił lwa, ale i uszczęśliwił.Ich usta połączyły się spólnym pocałunku.Dwa pająki, zaplotły nad nimi sieć, w kształcie serca.Ptaki zaczęły śpiewać, a ryby pluskać wodą.Lwica odsunęła się od niego.
-Hope,-powiedział lew, kiedy lwica odwróciła się do niego tyłem,-również cię kocham
Ponownie popatrzyła na niego.Przytuliła i ponownie pocałowała.Kifo liznął ją za uchem.Teraz, świat wydawał się lepszy i taki...kolorowy.
Biegali radośnie po łące,bawiąc się jak małe lwiątka.Poślizgnęli się i spadli z górki.Kifo wylądował na Hope.Bał się jak zareaguję.Ona jednak polizała go po policzku.Spojrzeli sobie w oczy.Wydawało im się,że w tle gra muzyka ,,Miłość rośnie wokół ich".
![]() |
By me |
-Gdzie wy tak długo byliście?-przy wejściu do jaskini,zatrzymała ich Adele.
-Byliśmy..a co pali się?-powiedziała Hope
-Nie zmieniaj..a z resztą nie ważne.Pragnę wam powiedzieć,że mamy gości
-Kogo niby?-zapytał Kifo
Właśnie w tedy z jaskini,wyszedł lew a za nim lwica.Widać było,że pomarańczowa jest w ciąży.Lew miał brązową grzywę i białe futro.
-Czy możemy prosić o gościnę na parę dni,że względu na stan mojej partnerki?
-Ależ oczywiście
-Zmieniając temat..jestem Adele,-powiedziała radośnie,-to Hope i Kifo,a wy?
-Jestem Canon,a to moja partnerka Lisa
-Poznać miło,-powiedziała pomarańczowa,ciepłym głosem
Kifo poprosił na słówko Adele.
-Hope jest moją partnerką,-pochwalił się
-To cudownie,-ucieszyła się
Resztę dnia,spędzili na polowaniu.Uczta była nieziemska.Kifo cały czas żartował.Założył się z Canon'em,że zje trawę.Oczywiście mu się udało,ale konsekwencje tego poniosły jego łapy.Wieczorem,wszyscy poszli spać.Hope jednak nie mogła zmrużyć oka.Śniło jej się to wszystko,co się wydarzyło.Wygnanie,poznanie Kifo,Adele i pomaganie chorym.Obudziła się i postanowiła iść nad wodopój.Na miejscu,napiła się chłodnej wody,po czym chciała już wracać.Usłyszała jednak jęki,dochodzące z wysokich traw.Ciekawość dała górę i zajrzała tam od razu.Leżała tam Lisa,kurcząc się z bólu.
-Pomóż mi!!
Hope wiedziała,że o tej porze nie znajdzie medyka,a jaskinia którą zamieszkiwali była daleko..musiała działać szybko.Bez wahania,podeszła do lwicy.Pomagała jej w porodzie.Było to trudne dla obu lwic.Czarna wiedziała jednak,że za wszelką cenę musi pomóc pomarańczowej.Po męczącej godzinie,wydała na świat potomków.Były to dwa,białe lewki.Na widok maluchów,pomyślała o swoich braciach.Lwiaki miały po matce zielone oczy,po ojcu futro i grzywkę.Leżały w łapach Lisy,kiedy jeden zaczął się dusić.Przestraszona lwica,wyrzuciła go z łap.Hope podeszła do malucha.Słuchała bicia jego serca,polizała go i szybko pomogła się odkaszlnąć.Podejrzewała coś złego i się nie myliła.Znowu zaczął się dusić.Pomogła mu ponownie,chociaż nie było to takie łatwe.Podeszła z malcem do jego matki i włożyła go w jej łapy.
-Co się stało,czemu się dusił?!
-Przykro mi ale,jest chory na serce.Będzie się pewnie przez całe życie dusił,chceba w tedy zachować spokój i mu pomagać.
-Co? Chore lwiątko,mąż mi tego nie wybaczy!
-To nie koniec świata..spójż na niego,potrzebuje i matki i ojca,a nawet brata
-CO proponujesz?-popatrzyła na lwiątko
-Jak to co? Wychowajcie go
-Jak nawet nie mamy domu
Hope zamyśliła się chwilę
-Możecie z nami zostać w tej jaskini.Jest dość duża,a więcej członków w ,,stadzie" to lepsze zabezpieczenie
-Naprawdę? Dziękuję.Obiecuję,że będę go kochać..tak jak jego brata
-Nie mi to obiecaj,obiecaj jemu
Kiedy słońce weszło na najwyższy punkt,wróciły do domu.Wszyscy ich przytulili i zaczęli ekscytować się słodkimi lewkami.Ku zdziwieniu Lisy,Canon pokochał nawet chorego syna.Ucieszył się też,że mają nowy dom i z spokojem,słuchał wskazówek o opiece nad lwiątkami.Adele zaproponowała pomoc jako opiekunka.Za to Kifo i Hope się przytulili.Za parę dni,będą dorośli i może w tedy pomyślą o lwiątkach.Na razie wpatrywali się w siebie.Lisa podniosła się i przytuliła czarną.
-Chciałabym,żebyś nazwała jednego z moich synów
Hope po przekonaniu,że strony partnera,podeszła do lwiątek.Wiedziała którego nazwie.Był to ten chory lwiak,z którym czuła wielką więź.Zbliżyła się do niego i otarła o jego nosek.Spojrzała w jego oczy i uśmiechnęła się przyjaźnie,na co lewek zareagował piskiem radości.Rozbawiło to wszystkich.Jego brat już smacznie spał,a ten dalej patrzył na niebieskooką.Wzięła go w łapy.
![]() |
By me |
-Niech nazywa się..Mto,co oznacza rzekę
-Piękne imię,-zachwyciła się Lisa,-tego drugiego nazwiemy Bahari,co oznacza morze
popatrzył na Hope i się uśmiechnął.Odwzajemniła gest,po czym patrzył jak lewek,zasypia w jej łapach.
-------------------------------------------------------------
Oto długo wyczekiwany rozdział.Mam nadzieję,że się podoba.Przepraszam jeśli są błędy,ale połowę pisałam na tablecie.Pozdrawiam was cieplutko i dziękuję za miłe komentarze,one bardzo motywują do dalszej pracy.
Ps:Co myślicie o nowym obrazku na samej górze bloga :D
Rozdział jest wprost cudny. Na początku obawiałam się o Hope, nawet myślałam, że spadnie. Musiałam odgonić te myśli, przecież jest jeszcze rycerz Kifo, który uratuje swoją księżniczkę :) I jeszcze te cudowne imiona oznaczające rzekę i morze. To chyba nie przypadek, że bracia dostali imiona po nazwach akwenów.
OdpowiedzUsuńObrazek na górze jest cudowny. Czarna lwica w towarzystwie Kifo, na tle rozpromienionej sawanny, że ja nie mam talentu do takich rzeczy :)
Życzę weny i czekam na następny rozdział :)
:)
UsuńPo prostu nie wiem co powiedzieć...
OdpowiedzUsuńRozdział mnie zatkał... I ta biedna Hope...
Na szczęście wszystko skończyło się dobrze :)
Sugerujesz, że Kifo i Hope za parę dni dorosną i wtedy zastanowią się nad lwiątkami? Czy oni są gotowi? Czy nie jest na to za wcześnie? Zostało im tylko parę dni aż osiągną pełnoletność ale to nie znaczy, że dojrzeją psychicznie... Ale to tylko moje filozofie :) Czasem trzeba pomyśleć nad kubkiem gorącej herbaty. Co to obrazka, jest bardzo fajny.
Pozdrawiam i czekam na next.
Ach.te twoje filozofie ;)
UsuńNie martw się,nie będzie tak szybko lwiątek.
Kamień spadł mi z serca :) Gdybyś jednak planowała lwiątka, wymyśl im jakieś ciekawe imiona.
UsuńŚwietnie napisane, czekam na next :D
OdpowiedzUsuń