2 sezony,27 rozdziałów,prolog i epilog.Wyświetleń 6 026,obserwatorów 8.
Łał,nie wierzę,że aż tyle minęło.Dziękuję,że czytaliście tego bloga ^^
Przyznam,że wiele razy,miałam ochotę go zostawić,ale w zawsze dawaliście mi siły,do dalszego pisania.Tak oto,historia dotarła do końca.Nie będzie już 3 sezonu,ale mam nadzieję,że nie zapomnicie tej historii.Ale cóż..w końcu muszę to ogłosić..
Blog..uznaje za zakończony!
Pa! c:
ps:Zapraszam także na moje dwa nowe blogi
piątek, 18 sierpnia 2017
Epilog
Hope i Kifo,opuścili Pustynną Ziemię,kilka dni po tym,jak Furaha wziął ślub z Nyotą.Hope była dumna z brata.Była pewna,że zarówno oni,jak i Busara,dadzą radę przywrócić nowy ład.Przez kolejne tygodnie,zmniejszała się liczba chorych i potrzebującym,a przez kolejne miesiące,już ślad o nich zaginął.Wszystko szło dobrze.Lecz niestety,lata mijały...
Hope i Kifo,wpatrywali się w zachód słońca,wiedzieli,że widzą go po raz ostatni.Jeszcze wczoraj,pożegnali Upepo.Adele,wpatrywała się w nich,zza skały.Miała nadzieję jednak,że jej przyjaciele szybko nie odejdą z tego świata,tak jak jej mąż.Hope i Kifo,spojrzeli sobie w oczy.
-Myślisz,że jak tam jest?
-Myślę,że..dobrze,-odparł Kifo,po czym złożył na ustach ukochanej,długi pocałunek.Z powrotem,spojrzał na zachód,podobnie jak jego partnerka.A słońce,coraz bardziej sunęło w dół,aż w końcu,zniknęło z choryzontu.
***
Szaman Pustynnej Ziemi,także wpatrywał się w zachód słońca.Kiedy ten zaszedł,wziął kilka mikstur i podszedł do dawno zapomnianego obrazka.Przedstawiał on czarną lwicę.Dorysował nad jej głową złotą pręgę.Po chwili,namalował obok niej szarego lwa,go także ozdobił tą pręgą.Uśmiechnął się lekko.
-Mówiłem.Dokonałaś czegoś wielkiego..dokonaliście
***
Jeszcze wiele lat,po śmierci Hope i Kifo,byli sławieni,a na ich grobach,co roku podróżni,jak i miejscowi,rzucali kwiaty.Wszyscy za nimi tęsknili,za tym,że im pomagali,chodź im także się nie układało.Chorych było mało.Co jakiś czas się jakiś rodził,ale już nie przelewali wtedy krwi.Co więcej,pomagali.Kiedy się urodził ślepy,sławiono go i nazywano "Dzieckiem Hope".Kiedy z kontuzją łapy "Dzieckiem Kifo".Adele,dożyła swoich prapra wnuków.Lwica opuściła jednak stado,zaraz po śmierci jej przyjaciół.Wędrowała po świecie,opowiadając o czynach,jakich dokonali jej przyjaciele.Tak oto,historię tej dwójki,poznało wiele sawann.Nazywali ich legendą.
Historię lwicy Hope i lwa Kifo
koniec
*******************************
Hej! I tak oto,nadszedł koniec historii.Nie udał mi się za bardzo,ale mam wielką nadzieję,że i tak wam się spodobał.Nie będzie trzeciego sezonu,to już koniec historii.
Pozdrawiam c:
Hope i Kifo,wpatrywali się w zachód słońca,wiedzieli,że widzą go po raz ostatni.Jeszcze wczoraj,pożegnali Upepo.Adele,wpatrywała się w nich,zza skały.Miała nadzieję jednak,że jej przyjaciele szybko nie odejdą z tego świata,tak jak jej mąż.Hope i Kifo,spojrzeli sobie w oczy.
-Myślisz,że jak tam jest?
-Myślę,że..dobrze,-odparł Kifo,po czym złożył na ustach ukochanej,długi pocałunek.Z powrotem,spojrzał na zachód,podobnie jak jego partnerka.A słońce,coraz bardziej sunęło w dół,aż w końcu,zniknęło z choryzontu.
***
Szaman Pustynnej Ziemi,także wpatrywał się w zachód słońca.Kiedy ten zaszedł,wziął kilka mikstur i podszedł do dawno zapomnianego obrazka.Przedstawiał on czarną lwicę.Dorysował nad jej głową złotą pręgę.Po chwili,namalował obok niej szarego lwa,go także ozdobił tą pręgą.Uśmiechnął się lekko.
-Mówiłem.Dokonałaś czegoś wielkiego..dokonaliście
***
Jeszcze wiele lat,po śmierci Hope i Kifo,byli sławieni,a na ich grobach,co roku podróżni,jak i miejscowi,rzucali kwiaty.Wszyscy za nimi tęsknili,za tym,że im pomagali,chodź im także się nie układało.Chorych było mało.Co jakiś czas się jakiś rodził,ale już nie przelewali wtedy krwi.Co więcej,pomagali.Kiedy się urodził ślepy,sławiono go i nazywano "Dzieckiem Hope".Kiedy z kontuzją łapy "Dzieckiem Kifo".Adele,dożyła swoich prapra wnuków.Lwica opuściła jednak stado,zaraz po śmierci jej przyjaciół.Wędrowała po świecie,opowiadając o czynach,jakich dokonali jej przyjaciele.Tak oto,historię tej dwójki,poznało wiele sawann.Nazywali ich legendą.
Historię lwicy Hope i lwa Kifo
![]() |
By me |
*******************************
Hej! I tak oto,nadszedł koniec historii.Nie udał mi się za bardzo,ale mam wielką nadzieję,że i tak wam się spodobał.Nie będzie trzeciego sezonu,to już koniec historii.
Pozdrawiam c:
#27 Czyżby przebaczenie?
Jasiri,dalej nie mógł uwierzyć w to,że widzi swoją córkę.Swoją małą córeczkę Hope.Zaniemówił i przez kilka chwil,nie mógł wydusić z siebie ani słowa.Wtedy stery przejęła Hasira.Podbiegła do córki,mocno ją przytulając.Czarna lwica,pozwoliła jej na to,a nawet sama to wykonała.Tak dawno nie czuła zapachu matczynej sierści.Po chwili,lwicę przytulili także bracia.Bardzo ucieszyli się,że ją widzą,ona także.Bardzo za nimi tęskniła.Jasiri,że skrępowaniem,a nawet strachem,podszedł do córki ostatni.Kifo cały czas,przyglądał się temu z daleka,dopiero na kiwnęcie głowy że strony Hope,potrzedł bliżej.
*
Rodzina weszła do głównej jaskini,odprowadzona ciekawskimi spojrzeniami stada.Jasiri usiadł na podwyżu,dalej że skrępowaniem,Hasira zajęła miejsce koło niego,a na jej pyszczku,od tylu lat,zagościł czuły uśmiech.Furaha i Busara,usiedli blisko rodziców,wpatrując się w Hope.Nyota,usiadła obok ukochanego.Kifo i Hope,zajęli miejsca naprzeciw nich.Na pyszczku Hope,już nie gościł uśmiech,przecież miała misję,a nie jakieś rodzinne spotkanie.Prawda,nie widziała jej już dłuugo,ale nie mogła zapomnieć,że to oni sprawili jej pierwszą ranę w sercu.Szary lew,widząc minę Hope,przytulił ją.
-Córciu,-Hasira uśmiechnęła się jeszcze promienniej,-opowiadaj co u ciebie! Jak widzę,masz już męża,to cudownie.Miło cię poznać Kifo
Szary tylko kiwnął głową
-Mamy już nawet wnuki,-pochwalił się Kifo
-Kifo,nie jesteśmy tu,by opowiadać o naszym życiu,-sprostowała Hope,po czym wzięła głęboki wdech i wydech,-Wiecie,że to właśnie na Pustynnej Ziemi,co kilka dni,na świat przychodzi,chore na coś lwiątko! A wy? Skazujecie je na śmierć,lub na wygnanie.Nie dajecie im szansy,-czarna mówiła z przejęciem i pewnością siebie,nawet na chwile się nie zawachała,-To przez te warunki,w których żyli tyle lat.Nie dziwi cię to,że za czasów mego dziadka,było wszystko dobrze,nikt nie chorował.To co przez tyle lat tęmpiłeś,ojcze..było tylko z twojej winy,z winy twoich rządów
-Jak szmiesz!-Jasiri opanował nagle szał,-jak szmiesz! Jesteś nikim Hope,stałaś się taka,od kąt zostałaś chorą.Jesteś nikim! Chora beznadziejna!
-Jasiri,uspokój się!-warknęła Hasira,a w ślad za nią,poszła cała rodzina.Kifo stanął po stronie Hope,warknął zajadle.Czarna jednak,nie robiła nic.
-A ty ojcze,ty niby nie jesteś nikim?!,-powiedziała,-spójrz,co przez te lata zrobiłeś! To nie jest godne pochwały,nie mogłeś przestać,nawet..nawet,kiedy chodziło o twoje dziecko.
Biały na chwile,przestał warczeć.Czyżby miała rację? Spojrzał na swoją rodzinę,a następnie z powrotem na córkę.Jego mała Hope,tak bardzo dorosła.przed oczami,przebiegły mu wspomnienia,kiedy była mała.
-Masz rację córeczko,-powiedział,po czym zwrócił się do Furahy i Busary,-Furaho,możesz poślubić Nyotę,pozwalam i..przepraszam.Busaro,wierzę,że będziesz pomagał bratu w rządach,-kiedy skączył,uśmiechnął się tylko i ponownie spojrzał na córkę,-wybaczysz mi,Hope? Przebaczysz mi te wszystkie lata?
Czarna zmróżyła oczy,w których pojawiły się pojedyńcze łzy.Tylko tyle zrobiła.Wraz z Kifo,opuściła jaskinię,ostatni raz,odwracając się w stronę rodziny.Musiała to wszystko przemyśleć.Czy przebaczyć? Zawsze znała odpowiedź,jednak w tym momencie...jej nie znała.Matce,bracią,potrafiła przebaczyć,gdyż starali się z całych sił,kiedy jako lwiątko,miała zostać skazana na śmierć,bądź wygnanie.A ojciec? Był królem.Mógł zmienić prawo,mógł ją zostawić w stadzie.
-Wszystko gra Hope?
-Nic nie gra,-odparła,-wracajmy...wiem już,co mam zrobić
Kiedy Hope i Kifo,wrócili do jaskini,byli tam tylko jej rodzice.Na widok córki,Jasiri trochę się zmieszał.Czarna lwica,podeszła do niego,po czym...po prostu przytuliła.
-Tak,tato,przebaczam ci czym,sprzed wielu lat,-powiedziała,przytulając się do grzywy lwa mocniej,znów poczuła się tak,jak będąc dzieckiem,-ale musisz zmienić prawo..za dużo przez nie lwy wycierpieli.
-Zmienię córko.Dziękuję,że mi wybaczyłaś
-----------------------------------------------------
Hej! Wiem,że rozdział taki sobie,ale mam nadzieję,że chociaż jednej osobie przypadł do gustu.Został już tylko epilog,który najprawdopodobniej,pojawi się jeszcze dzisiaj.
1.A wy..co byście zrobili na miejscu Hope?
Pozdrawiam :)
*
Rodzina weszła do głównej jaskini,odprowadzona ciekawskimi spojrzeniami stada.Jasiri usiadł na podwyżu,dalej że skrępowaniem,Hasira zajęła miejsce koło niego,a na jej pyszczku,od tylu lat,zagościł czuły uśmiech.Furaha i Busara,usiedli blisko rodziców,wpatrując się w Hope.Nyota,usiadła obok ukochanego.Kifo i Hope,zajęli miejsca naprzeciw nich.Na pyszczku Hope,już nie gościł uśmiech,przecież miała misję,a nie jakieś rodzinne spotkanie.Prawda,nie widziała jej już dłuugo,ale nie mogła zapomnieć,że to oni sprawili jej pierwszą ranę w sercu.Szary lew,widząc minę Hope,przytulił ją.
-Córciu,-Hasira uśmiechnęła się jeszcze promienniej,-opowiadaj co u ciebie! Jak widzę,masz już męża,to cudownie.Miło cię poznać Kifo
Szary tylko kiwnął głową
-Mamy już nawet wnuki,-pochwalił się Kifo
-Kifo,nie jesteśmy tu,by opowiadać o naszym życiu,-sprostowała Hope,po czym wzięła głęboki wdech i wydech,-Wiecie,że to właśnie na Pustynnej Ziemi,co kilka dni,na świat przychodzi,chore na coś lwiątko! A wy? Skazujecie je na śmierć,lub na wygnanie.Nie dajecie im szansy,-czarna mówiła z przejęciem i pewnością siebie,nawet na chwile się nie zawachała,-To przez te warunki,w których żyli tyle lat.Nie dziwi cię to,że za czasów mego dziadka,było wszystko dobrze,nikt nie chorował.To co przez tyle lat tęmpiłeś,ojcze..było tylko z twojej winy,z winy twoich rządów
-Jak szmiesz!-Jasiri opanował nagle szał,-jak szmiesz! Jesteś nikim Hope,stałaś się taka,od kąt zostałaś chorą.Jesteś nikim! Chora beznadziejna!
-Jasiri,uspokój się!-warknęła Hasira,a w ślad za nią,poszła cała rodzina.Kifo stanął po stronie Hope,warknął zajadle.Czarna jednak,nie robiła nic.
-A ty ojcze,ty niby nie jesteś nikim?!,-powiedziała,-spójrz,co przez te lata zrobiłeś! To nie jest godne pochwały,nie mogłeś przestać,nawet..nawet,kiedy chodziło o twoje dziecko.
Biały na chwile,przestał warczeć.Czyżby miała rację? Spojrzał na swoją rodzinę,a następnie z powrotem na córkę.Jego mała Hope,tak bardzo dorosła.przed oczami,przebiegły mu wspomnienia,kiedy była mała.
-Masz rację córeczko,-powiedział,po czym zwrócił się do Furahy i Busary,-Furaho,możesz poślubić Nyotę,pozwalam i..przepraszam.Busaro,wierzę,że będziesz pomagał bratu w rządach,-kiedy skączył,uśmiechnął się tylko i ponownie spojrzał na córkę,-wybaczysz mi,Hope? Przebaczysz mi te wszystkie lata?
Czarna zmróżyła oczy,w których pojawiły się pojedyńcze łzy.Tylko tyle zrobiła.Wraz z Kifo,opuściła jaskinię,ostatni raz,odwracając się w stronę rodziny.Musiała to wszystko przemyśleć.Czy przebaczyć? Zawsze znała odpowiedź,jednak w tym momencie...jej nie znała.Matce,bracią,potrafiła przebaczyć,gdyż starali się z całych sił,kiedy jako lwiątko,miała zostać skazana na śmierć,bądź wygnanie.A ojciec? Był królem.Mógł zmienić prawo,mógł ją zostawić w stadzie.
-Wszystko gra Hope?
-Nic nie gra,-odparła,-wracajmy...wiem już,co mam zrobić
Kiedy Hope i Kifo,wrócili do jaskini,byli tam tylko jej rodzice.Na widok córki,Jasiri trochę się zmieszał.Czarna lwica,podeszła do niego,po czym...po prostu przytuliła.
-Tak,tato,przebaczam ci czym,sprzed wielu lat,-powiedziała,przytulając się do grzywy lwa mocniej,znów poczuła się tak,jak będąc dzieckiem,-ale musisz zmienić prawo..za dużo przez nie lwy wycierpieli.
-Zmienię córko.Dziękuję,że mi wybaczyłaś
-----------------------------------------------------
Hej! Wiem,że rozdział taki sobie,ale mam nadzieję,że chociaż jednej osobie przypadł do gustu.Został już tylko epilog,który najprawdopodobniej,pojawi się jeszcze dzisiaj.
1.A wy..co byście zrobili na miejscu Hope?
Pozdrawiam :)
środa, 2 sierpnia 2017
#26 Prośba
Jeszcze niedawno,byłam mała niczym okruszek..
Później,ten okruszek,był skazany na siebie
Przyjaźń,przychodzi często niespodziewanie
To dzięki jej pomocy,radzimy sobie dalej..
Hope wpatrywała się we wschodzące słońce.Obudziła się bardzo wcześnie z myślą,że już nie zaśnie.Żeby więc nie tracić czasu,na próby odpłynięcia do krainy snów.Przeciągnęła się więc i od razu wyszła z jaskini,na szczęście nikogo nie budząc.Od razu,przywitał ją powiew chłodnego,miłego powietrza,oraz widok wschodu słońca.Mimo iż go nie widziała,uśmiechnęła się promiennie.Zeszła zgrabnie po kamiennych schodkach,udając się na sawanne.Wybrała najkrutszą i najbardziej przyjemną drogę nad wodopój.Prawie nikt jeszcze nie wstał,no może tylko ptaki.Czarna lwica,położyła się więc na kamieniu,obok wodopoju,po czym spojrzała na choryzont.Jej głowę,zaprzątało wiele wspomnień.Głównie związanych z jej życiem.Z Kifo,Adele,córkami i wnukami-które przecież bardzo kochała.Te osoby,były dla niej najważniejsze.Przypomniała sobie wszystkich,którym pomogła,wraz z ukochanym i przyjaciółką.Niestety,po chwili,przypomniała sobie również dzieciństwo.Było z początku szczęśliwę-z resztą,każdy pewnie je kojarzy.Ukochana córeczka,siostra..a w końcu,znienawidzona chora.Bo w końcu,jak ma to nazwać.
Jedna łza,spłynęła po jej policzku.
Ciekawa jestem,ile się tam zmieniło..
Zawsze byłam tą inną
Czekającą,by los dał jej jakiś znak
W końcu padł wyrok,jak wtedy myślałam ,nie raz..
A jednak,to był dla mnie ratunek
Poznanie czegoś..o czym każdy może marzyć
Spełnienie marzeń! Pomimo tego,jaką się urodziłam
Pomoc innym nieść! To było me pragnienie,moja misja
Która jeszcze się nie skączyła..
Muszę dalejej,na przód gnać! Bo jeszcze,nie powiedziałam:Koniec!
Jeszcze wiele dni,wiele nocy,wiele chwil..nie chce ich stracić
Może tak..może nie! Któż może znać odpowiedź!
Czy zostawiłam po sobie ślad?
Czy jednak jestem tą..po której nikt nie będzie płakać..
Hope westchnęła cięzko.Dawno nie śpiewała,właściwie od dnia,kiedy jej problemy pomału znikały.Zamyśliła się na chwile.Jej myśli,przerwały radosne głosy,dochodzące z tyłu.Odwróciła się więc,po czym się uśmiechnęła.Zmysły zrobiły swoje,wiedziała kto za nią stoi.Jej ukochane wnuki! Imara,Riwaya i Bahari.
-Cześć maluchy,w już nie śpicie?
-Już wcześnie babciu!-wykrzyknęła radośnie Riwaya
-Czekamy teraz na przyjaciół,-dodał Bahari
-A ty babciu,czemu już nie śpisz?-spytała Imara,mrużąc oczy
-Widać się wyspałam,-zaśmiała się cicho czarna lwica
Po chwili,cała trójka,odeszła wraz że swoimi przyjaciółmi,więc Hope mogła z powrotem wrócić do rozmyślać.Jej wnuki..miały tak jak większość rodziny,dobre serca.Mimo iż charakterki..no cóż,troszkę ciężki.
-Hej,szukałam cię,-powiedziała Adele,kiedy Hope przeszła przez próg jaskini,-chciałam z tobą zapolować,ale szybko zniknęłaś
Lwice się przytuliły
-Nie mogłam jakoś spać,-powiedziała zgodnie z prawdą,-trochę myślałam..
-Powiesz później? Musimy teraz iść do jaskini medyczek-właściwie twoich córek..-szybko się poprawiła,-Upepo,znalazł go na granicy..
-Chodźmy więc,-powiedziała z przekonaniem,po czym wraz z białą,ruszyły w stronę jaskini.
Maisha i Zawadi,od razu powitały matkę uśmiechami,po czym wskazały na tyły jaskini.Własnie tam leżał brązowy lew.Kiedy tylko do niego podeszły,spojrzał na nie fioletowymi oczami.Nie musiały nic mówić,uprzedził ich pytania.
-Choroba nieulecza..nie przejmujcie się zbytnio.Wdałem się w bujkę,nic wielkiego..
-Mówisz tak,jakbyś nie chciał żyć,-powiedziała twardo Hope
-Bo czasem tak jest..
-Nie możesz tak myśleć mówić.Ja też taką decyzję chciałam podjąć..a właściwie podjełam.Dobrze,że moi teraźniejsi przyjaciele mnie uratowali,-Adele mówiła pewna siebie i swoich wypowiedzi,-Nie rób tego,po prostu dołącz do naszego stada
-Z wielką chęcią,-czarnogrzywy od razu się rozweselił,-jestem tak poza tym Nyeti*
Hope i Adele,pogadały z nim jeszcze chwile,po czym obie wyszły z jaskini.Upepo i Adele,oddalili się trochę,by pobyć sami.Hope ruszyła na poszukiwania męża.
W połowie drogi,bardzo źle się poczuła.Złapała się za brzuch i zamknęła oczy,którą zaczęły ją piec.Nie wiedziała co się dzieję,ale wiedziała..że da sobie radę.Po dłuższym czasie,bóle odeszły a ona,udała się do jaskini.Wolała teraz odpocząc.Zasnęła szybko..
Obudził ją dopiero chłodny nos na policzku.Otworzyła jedno oko,a następnie drugie.Wyczuła zapach Kifo.
-Witaj Kifo,-uśmiechnęła się ciepło
-Cześć Hope..wszystko dobrze?
-Właściwie..-zawachała się,planowała coś,ale..nie ,nie może,-..to dobrze
-U mnie też,-przytulił ją,-bo mam ciebie
Hope zamruczała,po czym mocniej wtuliła się w szare futro lwa.
***
-Mamo! Tato! Ale zjedliśmy już śniadanie,więc czemu nie?-Riwaya i Bahari,byli źli na rodziców,że ci nie chcą ich puścić na sawanne.
-Puść ich Zawadi,-koło szarej,stanęła jej siostra,-Imarę puściłam..
-Ah! No dobrze..-przytuliła dzieci,-ale nie wracajcie późno!
-Dobrze!
Lwiątka wybiegły,a po nich wyszły lwice.
Hope,przglądała się temu.Ta noc,była dla niej niespokojna,z pewnych powodów.Koło niej,usiadła nagle pewna lwica.
-Witaj Hope
Czarna,spojrzała w stronę przybyłem,po czym wyoszczyła zmysły,by dowiedzieć się,kim jest.Po chwili to odkryła.
-Witaj Liso
Lwica była już dość starsza.Jej pomarańczowe futro,pomału zmętniało.Zachowała jednak,piękny i szerdeczny uśmiech,którym obarczyła Hope.
-Nad czym myślisz..jeśli można wiedzieć
Hope westchnęła
-O..o mojej rodzinie..tej,z którą spędziłam pierwsze miesiące życia..przypomnieli mi się i..i..po prostu,poczułam wczoraj,że nasza misja nigdy się nie skączy,że zawsze coś będzie stało temu na przeszkodzie.Muszę..muszę rozliczyć się z przeszłością
-Zgadzam się z tobą,-Lisa przytaknęła,-i lepiej zrób to jak najszybciej,zanim dołączysz do Canona..tak jak pewnie nie długo ja..
-Nawet tak nie mów,-powiedziała Hope.Pamiętała pogrzeb Canona,jak i samego lwa.Niestety,Krąg Życia ma swoje zasady.Lisa tylko przytaknęła,po czym odeszła.Hope chwile jeszcze myślała.Nie to,że nie kocha swojego życia.Uważa,że wyprostowała je na tyle,że nie chce go teraz starcić,ale..musi po raz ostatni spojrzeć im w oczy i powiedzieć,to co leży jej na sercu.Przecież to na Pustynnej Ziemi,jest serce złego poglądu,na temat chorych.
Hope z warkiem,wstała i ruszyła w stronę sawanny.Nie długo potem,spotkała Kifo,którego czule przytuliła.
-Coś się stało?
-Można tak powiedzieć,-lwica usiadła,-Kifo..mam prośbę.Wyruszysz,że mną tą samą drogą,którą tu dotarliśmy..Chciałabym,spotkać się z rodz-z osobami z mojej dawnej rodziny
-Ale dlaczego?-zaciekawił się lew
-Wiesz,że pomaganie było naszą misją,obowiązkiem,chcieliśmy z całego serca,pomagać tym,którzy tego potrzebują.Ale zrozum to..co ja odkryłam-nigdy im do końca nie pomożemy,jeśli nie zniszczymy centrum tego wszystkiego!
Szary lew zamyślił się.Wraz z Hope,milczeli.Milczeli i milczeli,puki lwica nie zaczęła odchodzić,właśnie wtedy ją zatrzymał.
-Spełnie twą prośbę,-powiedział z uśmiechem,-ale tu wrócimy?
-To nasz dom,-powiedziała,po czym go przytuliła
***
Słońce,wchodziło pamału na niebo.Ptaki widząc to,zaczęły śpiewać,a inne zwierzęta sawanny,budzić się że słodkiech snów.Hope i Kifo,także to uczynili,podobnie całe stado.Wszyscy,chcieli ich pożegnać,zwłaszcza ich córki,Adele,Upepo,Binn i wnuki.Właśnie oni,jako piersi,przytulili się do Kifo i Hope.Szary i czarna,pożegnali się że wszystkimi,a następnie,ruszyli w stronę granicy.Każdy się oglądał za nimi,zastanawiając,gdzie idą.
Przyspieszyli.
Dopiero przy granicy się zatrzymali.
-Gotowa?-spytał Kifo
-Gotowa,-odpowiedziała,po czym zaczęła biec w stronę kolejnej ziemi.Szary ruszył za nią.Biegli właściwie cały czas,robiąc sobie minimalne przerwy,na złapanie oddechu,napicie się wody,czy nawet zapolowanie na coś do jedzenia.Kiedy znajdywali się na znajomych ziemiach,musieli przywitać dawnych przyjaciół.Właśnie w ten sposób,mogli ponownie spotkać Frodo,czy nawet Nannę.Oczywiście,za każdym razem,byli miło witani.
W końcu,nadeszła ta chwila.Przeszli przez Złą Ziemię,gdzie dopadło ich tyle wspomnień,najczęściej,pierwsze spotkanie z Adele.Kiedy ją przeszpi,znaleźli się na granicy Lwiej Ziemi.Powitał ich widok cieszącej się bytem sawanny,a na samym środku,potężna Lwia Skała.Kifo zaparło wdech w piersiach,po czym powiedział wszystko co widzi Hope,ta także się ucieszyła.Wrócili wspomnieniami do tego,jak zwiedziali to miejsce.
Czarna łapa,chciała już przekroczyć granicę,jednak Kifo sprytnie,jej na to nie pozwolił.Spojrzała na niego zdziwiona.
-Jesteś pewna? nie będzie odwrotu?
-Przeszpiśmy już długą drogę,nie zawrócimy teraz,-Hope przeszła przez granicę,-poza tym,ja już przestałam się bać!
Po sawannie,przechadzali się z radością.Zatrzymali się,nie daleko wodopoju,z zamiarem napicia się wody.Była tam jednak cała gromadka lwiątek,więc nawet nie podeszli.W końcu,byli tam "nielegalnie".Trójka lwiątek,żażarcie o czymś rozmiawiała.Lewek jak i jedna lwiczka,byli jasno złoci,natomiast druga lwiczka,była brązowa.Z tego co się później dowiedzieli,były to dzieci władców,czyli książęta.Kiedy odeszli,wraz z przyjaciółmi,Hope i Kifo,napili się wody,po czym jakby nigdy nic,ruszyli w dalszą drogę.
***
-Jesteśmy,-powiedział Kifo,kiedy stanął wraz z Hope na piastu.Słońce niemiłosiernie grzało,ale im to nie przeszkadzało.I tak nie daleko był wodopój.Czarna lwica,wzięła głęboki wdech,po czym ruszyła przed siebie,trochę niepewna.Kifo ruszył za nią.
-Mam nadzieję,że w ten sposób,pomożemy większości chorych..
-I nie tylko im,-dodał Kifo,kiedy stanęli naprzeciw jaskini stada.
*
Lew 1:Nie interesuję mnie już twoje zdanie!
Lew 2:Powinno! Dalej jestem twoim ojcem!
Lew 1:Wybrałeś mnie na króla,wczoraj zasiadłem na tronie,a dzisiaj masz pretensje,że nim jestem!
Lew 2:Nie mam ich do ciebie,tylko do tej twojej Nyoty! Jej przodkowie,byli chorzy!
Lew 3:Ale ona nie jest! Poza tym,to chyba nie jest najważniejsze..ojcze!
Lew 2:Co wy wszyscy przeciwko mnie! Nie zgadzam się,żeby była królową Pustynnej Ziemi!
Furaha,Busara,warczeli na swojego ojca-Jairiego.Lew dalej nie rozumiał,o co miają do niego pretensje.Znaleźli się,młody król i jego doradca.Nie daleko,Hasira pocieszała płaczącą złotą lwicę.Biały lew,nie zmienił się i to w ogóle.Wciąż miał zły stosunek do chorych,których rodziła się coraz większa ilość na jego ziemi.Nie rozumiał,że to przez warunki,w których przez lata żyli.
Jasiri,także warczał na synów,nie przejmując się,otaczającym go stadem.Wszyscy,byli na niego źli.Z czasem,poglądy wszystkich na temat,który cały czas im towarzyszył,pomału cichły.Lew warknął po raz kolejny,kiedy nagle poczuł znajomy zapach.Tyle lat go nie czuł..aż nie mógł uwierzyć.Odwrócił się i zaniemówił,tak jak całe stado i jego rodzina.Za nimi stał szary lew,o czarnej grzywie i zielonych oczach,naprzeciw niego,stał jednak największy powód ich zdziwienia.Ta,o której mówili,że umarła podszas wygnania,ta o której mówili chora.Jego córka,jej córka,ich siostra.Przed nimi stała czarno-biała lwica,o ślepych oczach.Mimo to,wpatrywała się we wszystkich,z poważną miną.
Spojrzała na lwa
-Ojcze?
Jasiri przełknął głośno ślinę
-Hope..
-------------------------------------------------------
*wrażliwy
Hej! Mam nadzieję,że rozdział się spodobał.Chciałabym ogłosić,że 4 sierpnia,wyjeżdzam do Szczecina,więc nie będę aktywna na blogerze.
W końcu rozdział,na który tak długo czekałam.Nie wiem czy mi wyszedł,ale mam nadzieję,że tak ^^
Pozdrawiam c:
Później,ten okruszek,był skazany na siebie
Przyjaźń,przychodzi często niespodziewanie
To dzięki jej pomocy,radzimy sobie dalej..
Hope wpatrywała się we wschodzące słońce.Obudziła się bardzo wcześnie z myślą,że już nie zaśnie.Żeby więc nie tracić czasu,na próby odpłynięcia do krainy snów.Przeciągnęła się więc i od razu wyszła z jaskini,na szczęście nikogo nie budząc.Od razu,przywitał ją powiew chłodnego,miłego powietrza,oraz widok wschodu słońca.Mimo iż go nie widziała,uśmiechnęła się promiennie.Zeszła zgrabnie po kamiennych schodkach,udając się na sawanne.Wybrała najkrutszą i najbardziej przyjemną drogę nad wodopój.Prawie nikt jeszcze nie wstał,no może tylko ptaki.Czarna lwica,położyła się więc na kamieniu,obok wodopoju,po czym spojrzała na choryzont.Jej głowę,zaprzątało wiele wspomnień.Głównie związanych z jej życiem.Z Kifo,Adele,córkami i wnukami-które przecież bardzo kochała.Te osoby,były dla niej najważniejsze.Przypomniała sobie wszystkich,którym pomogła,wraz z ukochanym i przyjaciółką.Niestety,po chwili,przypomniała sobie również dzieciństwo.Było z początku szczęśliwę-z resztą,każdy pewnie je kojarzy.Ukochana córeczka,siostra..a w końcu,znienawidzona chora.Bo w końcu,jak ma to nazwać.
Jedna łza,spłynęła po jej policzku.
Ciekawa jestem,ile się tam zmieniło..
Zawsze byłam tą inną
Czekającą,by los dał jej jakiś znak
W końcu padł wyrok,jak wtedy myślałam ,nie raz..
A jednak,to był dla mnie ratunek
Poznanie czegoś..o czym każdy może marzyć
Spełnienie marzeń! Pomimo tego,jaką się urodziłam
Pomoc innym nieść! To było me pragnienie,moja misja
Która jeszcze się nie skączyła..
Muszę dalejej,na przód gnać! Bo jeszcze,nie powiedziałam:Koniec!
Jeszcze wiele dni,wiele nocy,wiele chwil..nie chce ich stracić
Może tak..może nie! Któż może znać odpowiedź!
Czy zostawiłam po sobie ślad?
Czy jednak jestem tą..po której nikt nie będzie płakać..
Hope westchnęła cięzko.Dawno nie śpiewała,właściwie od dnia,kiedy jej problemy pomału znikały.Zamyśliła się na chwile.Jej myśli,przerwały radosne głosy,dochodzące z tyłu.Odwróciła się więc,po czym się uśmiechnęła.Zmysły zrobiły swoje,wiedziała kto za nią stoi.Jej ukochane wnuki! Imara,Riwaya i Bahari.
-Cześć maluchy,w już nie śpicie?
-Już wcześnie babciu!-wykrzyknęła radośnie Riwaya
-Czekamy teraz na przyjaciół,-dodał Bahari
-A ty babciu,czemu już nie śpisz?-spytała Imara,mrużąc oczy
-Widać się wyspałam,-zaśmiała się cicho czarna lwica
Po chwili,cała trójka,odeszła wraz że swoimi przyjaciółmi,więc Hope mogła z powrotem wrócić do rozmyślać.Jej wnuki..miały tak jak większość rodziny,dobre serca.Mimo iż charakterki..no cóż,troszkę ciężki.
-Hej,szukałam cię,-powiedziała Adele,kiedy Hope przeszła przez próg jaskini,-chciałam z tobą zapolować,ale szybko zniknęłaś
Lwice się przytuliły
-Nie mogłam jakoś spać,-powiedziała zgodnie z prawdą,-trochę myślałam..
-Powiesz później? Musimy teraz iść do jaskini medyczek-właściwie twoich córek..-szybko się poprawiła,-Upepo,znalazł go na granicy..
-Chodźmy więc,-powiedziała z przekonaniem,po czym wraz z białą,ruszyły w stronę jaskini.
Maisha i Zawadi,od razu powitały matkę uśmiechami,po czym wskazały na tyły jaskini.Własnie tam leżał brązowy lew.Kiedy tylko do niego podeszły,spojrzał na nie fioletowymi oczami.Nie musiały nic mówić,uprzedził ich pytania.
-Choroba nieulecza..nie przejmujcie się zbytnio.Wdałem się w bujkę,nic wielkiego..
-Mówisz tak,jakbyś nie chciał żyć,-powiedziała twardo Hope
-Bo czasem tak jest..
-Nie możesz tak myśleć mówić.Ja też taką decyzję chciałam podjąć..a właściwie podjełam.Dobrze,że moi teraźniejsi przyjaciele mnie uratowali,-Adele mówiła pewna siebie i swoich wypowiedzi,-Nie rób tego,po prostu dołącz do naszego stada
-Z wielką chęcią,-czarnogrzywy od razu się rozweselił,-jestem tak poza tym Nyeti*
Hope i Adele,pogadały z nim jeszcze chwile,po czym obie wyszły z jaskini.Upepo i Adele,oddalili się trochę,by pobyć sami.Hope ruszyła na poszukiwania męża.
W połowie drogi,bardzo źle się poczuła.Złapała się za brzuch i zamknęła oczy,którą zaczęły ją piec.Nie wiedziała co się dzieję,ale wiedziała..że da sobie radę.Po dłuższym czasie,bóle odeszły a ona,udała się do jaskini.Wolała teraz odpocząc.Zasnęła szybko..
Obudził ją dopiero chłodny nos na policzku.Otworzyła jedno oko,a następnie drugie.Wyczuła zapach Kifo.
-Witaj Kifo,-uśmiechnęła się ciepło
-Cześć Hope..wszystko dobrze?
-Właściwie..-zawachała się,planowała coś,ale..nie ,nie może,-..to dobrze
-U mnie też,-przytulił ją,-bo mam ciebie
Hope zamruczała,po czym mocniej wtuliła się w szare futro lwa.
***
-Mamo! Tato! Ale zjedliśmy już śniadanie,więc czemu nie?-Riwaya i Bahari,byli źli na rodziców,że ci nie chcą ich puścić na sawanne.
-Puść ich Zawadi,-koło szarej,stanęła jej siostra,-Imarę puściłam..
-Ah! No dobrze..-przytuliła dzieci,-ale nie wracajcie późno!
-Dobrze!
Lwiątka wybiegły,a po nich wyszły lwice.
Hope,przglądała się temu.Ta noc,była dla niej niespokojna,z pewnych powodów.Koło niej,usiadła nagle pewna lwica.
-Witaj Hope
Czarna,spojrzała w stronę przybyłem,po czym wyoszczyła zmysły,by dowiedzieć się,kim jest.Po chwili to odkryła.
-Witaj Liso
Lwica była już dość starsza.Jej pomarańczowe futro,pomału zmętniało.Zachowała jednak,piękny i szerdeczny uśmiech,którym obarczyła Hope.
-Nad czym myślisz..jeśli można wiedzieć
Hope westchnęła
-O..o mojej rodzinie..tej,z którą spędziłam pierwsze miesiące życia..przypomnieli mi się i..i..po prostu,poczułam wczoraj,że nasza misja nigdy się nie skączy,że zawsze coś będzie stało temu na przeszkodzie.Muszę..muszę rozliczyć się z przeszłością
-Zgadzam się z tobą,-Lisa przytaknęła,-i lepiej zrób to jak najszybciej,zanim dołączysz do Canona..tak jak pewnie nie długo ja..
-Nawet tak nie mów,-powiedziała Hope.Pamiętała pogrzeb Canona,jak i samego lwa.Niestety,Krąg Życia ma swoje zasady.Lisa tylko przytaknęła,po czym odeszła.Hope chwile jeszcze myślała.Nie to,że nie kocha swojego życia.Uważa,że wyprostowała je na tyle,że nie chce go teraz starcić,ale..musi po raz ostatni spojrzeć im w oczy i powiedzieć,to co leży jej na sercu.Przecież to na Pustynnej Ziemi,jest serce złego poglądu,na temat chorych.
Hope z warkiem,wstała i ruszyła w stronę sawanny.Nie długo potem,spotkała Kifo,którego czule przytuliła.
-Coś się stało?
-Można tak powiedzieć,-lwica usiadła,-Kifo..mam prośbę.Wyruszysz,że mną tą samą drogą,którą tu dotarliśmy..Chciałabym,spotkać się z rodz-z osobami z mojej dawnej rodziny
-Ale dlaczego?-zaciekawił się lew
-Wiesz,że pomaganie było naszą misją,obowiązkiem,chcieliśmy z całego serca,pomagać tym,którzy tego potrzebują.Ale zrozum to..co ja odkryłam-nigdy im do końca nie pomożemy,jeśli nie zniszczymy centrum tego wszystkiego!
Szary lew zamyślił się.Wraz z Hope,milczeli.Milczeli i milczeli,puki lwica nie zaczęła odchodzić,właśnie wtedy ją zatrzymał.
-Spełnie twą prośbę,-powiedział z uśmiechem,-ale tu wrócimy?
-To nasz dom,-powiedziała,po czym go przytuliła
***
Słońce,wchodziło pamału na niebo.Ptaki widząc to,zaczęły śpiewać,a inne zwierzęta sawanny,budzić się że słodkiech snów.Hope i Kifo,także to uczynili,podobnie całe stado.Wszyscy,chcieli ich pożegnać,zwłaszcza ich córki,Adele,Upepo,Binn i wnuki.Właśnie oni,jako piersi,przytulili się do Kifo i Hope.Szary i czarna,pożegnali się że wszystkimi,a następnie,ruszyli w stronę granicy.Każdy się oglądał za nimi,zastanawiając,gdzie idą.
Przyspieszyli.
Dopiero przy granicy się zatrzymali.
-Gotowa?-spytał Kifo
-Gotowa,-odpowiedziała,po czym zaczęła biec w stronę kolejnej ziemi.Szary ruszył za nią.Biegli właściwie cały czas,robiąc sobie minimalne przerwy,na złapanie oddechu,napicie się wody,czy nawet zapolowanie na coś do jedzenia.Kiedy znajdywali się na znajomych ziemiach,musieli przywitać dawnych przyjaciół.Właśnie w ten sposób,mogli ponownie spotkać Frodo,czy nawet Nannę.Oczywiście,za każdym razem,byli miło witani.
W końcu,nadeszła ta chwila.Przeszli przez Złą Ziemię,gdzie dopadło ich tyle wspomnień,najczęściej,pierwsze spotkanie z Adele.Kiedy ją przeszpi,znaleźli się na granicy Lwiej Ziemi.Powitał ich widok cieszącej się bytem sawanny,a na samym środku,potężna Lwia Skała.Kifo zaparło wdech w piersiach,po czym powiedział wszystko co widzi Hope,ta także się ucieszyła.Wrócili wspomnieniami do tego,jak zwiedziali to miejsce.
Czarna łapa,chciała już przekroczyć granicę,jednak Kifo sprytnie,jej na to nie pozwolił.Spojrzała na niego zdziwiona.
-Jesteś pewna? nie będzie odwrotu?
-Przeszpiśmy już długą drogę,nie zawrócimy teraz,-Hope przeszła przez granicę,-poza tym,ja już przestałam się bać!
Po sawannie,przechadzali się z radością.Zatrzymali się,nie daleko wodopoju,z zamiarem napicia się wody.Była tam jednak cała gromadka lwiątek,więc nawet nie podeszli.W końcu,byli tam "nielegalnie".Trójka lwiątek,żażarcie o czymś rozmiawiała.Lewek jak i jedna lwiczka,byli jasno złoci,natomiast druga lwiczka,była brązowa.Z tego co się później dowiedzieli,były to dzieci władców,czyli książęta.Kiedy odeszli,wraz z przyjaciółmi,Hope i Kifo,napili się wody,po czym jakby nigdy nic,ruszyli w dalszą drogę.
***
-Jesteśmy,-powiedział Kifo,kiedy stanął wraz z Hope na piastu.Słońce niemiłosiernie grzało,ale im to nie przeszkadzało.I tak nie daleko był wodopój.Czarna lwica,wzięła głęboki wdech,po czym ruszyła przed siebie,trochę niepewna.Kifo ruszył za nią.
-Mam nadzieję,że w ten sposób,pomożemy większości chorych..
-I nie tylko im,-dodał Kifo,kiedy stanęli naprzeciw jaskini stada.
*
Lew 1:Nie interesuję mnie już twoje zdanie!
Lew 2:Powinno! Dalej jestem twoim ojcem!
Lew 1:Wybrałeś mnie na króla,wczoraj zasiadłem na tronie,a dzisiaj masz pretensje,że nim jestem!
Lew 2:Nie mam ich do ciebie,tylko do tej twojej Nyoty! Jej przodkowie,byli chorzy!
Lew 3:Ale ona nie jest! Poza tym,to chyba nie jest najważniejsze..ojcze!
Lew 2:Co wy wszyscy przeciwko mnie! Nie zgadzam się,żeby była królową Pustynnej Ziemi!
Furaha,Busara,warczeli na swojego ojca-Jairiego.Lew dalej nie rozumiał,o co miają do niego pretensje.Znaleźli się,młody król i jego doradca.Nie daleko,Hasira pocieszała płaczącą złotą lwicę.Biały lew,nie zmienił się i to w ogóle.Wciąż miał zły stosunek do chorych,których rodziła się coraz większa ilość na jego ziemi.Nie rozumiał,że to przez warunki,w których przez lata żyli.
Jasiri,także warczał na synów,nie przejmując się,otaczającym go stadem.Wszyscy,byli na niego źli.Z czasem,poglądy wszystkich na temat,który cały czas im towarzyszył,pomału cichły.Lew warknął po raz kolejny,kiedy nagle poczuł znajomy zapach.Tyle lat go nie czuł..aż nie mógł uwierzyć.Odwrócił się i zaniemówił,tak jak całe stado i jego rodzina.Za nimi stał szary lew,o czarnej grzywie i zielonych oczach,naprzeciw niego,stał jednak największy powód ich zdziwienia.Ta,o której mówili,że umarła podszas wygnania,ta o której mówili chora.Jego córka,jej córka,ich siostra.Przed nimi stała czarno-biała lwica,o ślepych oczach.Mimo to,wpatrywała się we wszystkich,z poważną miną.
Spojrzała na lwa
-Ojcze?
Jasiri przełknął głośno ślinę
-Hope..
-------------------------------------------------------
*wrażliwy
Hej! Mam nadzieję,że rozdział się spodobał.Chciałabym ogłosić,że 4 sierpnia,wyjeżdzam do Szczecina,więc nie będę aktywna na blogerze.
W końcu rozdział,na który tak długo czekałam.Nie wiem czy mi wyszedł,ale mam nadzieję,że tak ^^
Pozdrawiam c:
Subskrybuj:
Posty (Atom)