czwartek, 20 kwietnia 2017

#18 Skłóceni przyjaciele

-Mamo? A gdzie my w ogóle idziemy?-spytała Zawadi
Hope,wraz z córkami,szła przez sawanne.Nie odpowiedziała na pytanie córki i szła dalej.Coraz lepiej,radziła sobie,że swoją chorobą.Tak jak robiła to Sun,Hope używała zmysłów.Czuła doskonale słońce,parzące ją po plecach.Słyszała,śpiew ptaków i kopyta,biegnących antylop.Zatrzymała się i odwróciła,by spojrzeć na córeczki.Uśmiechnęła się szeroko.
-Na tych pastwiskach,pasie się wiele antylop.Dzisiaj,zapolujecie na jedną z nich i tym samym,załatwicie sobie nie tyle obiad,jak nauczenie się podstaw łowieckich
-A jeśli nam się nie uda?-spytała Maisha
-W tedy,wykaże się słuchem i zwinnością,pomogę wam w razie czego,-czarna lwica usiadła,-teraz...zacznijcie się skradać,przybliżać do wybranej zwierzyny.Unikajcie wiatru,łapy niech przylegają do ziemi.Kiedy będziecie,wystarczająco blisko,skoczcie!
-Myślisz,że się uda?-tym razem,pytanie zadała Zawadi
-Zapewne,jeśli jednak pójdzie na odwrót,mamusia was uratuję,-przytuliła je,po czym popchnęła je w stronę wysokich traw.Lwiczki przełknęły ślinę i zaczęły się skradać,do najmniejszej antylopy.Unikały wiatru,a ich łapy przyległy do ziemi.Kiedy były już dość blisko,miały skoczyć,kiedy rozległ się ryk i antylopy uciekły.Od razu,podbiegły do mamy i ukryły się za nią.Hope wyczuliła swoje zmysły.
-Pójdźcie po tatę,dobrze?
-Dobrze..-ledwo przeszło przez usta spanikowanej Zawadi.Maisha opierała się,ale w końcu,podreptała za siostrą.Kiedy,Hope została sama,bez najmniejszego strachu,poszła w stronę źródła dźwięku.Poczuła,że ktoś staje przed nią,a po zapachu,zdołała rozpoznać,że to lwica..a właściwie lwice.
-Kim jesteście?-powiedziała partnerka Kifo,zamykając oczy.Nie chciała,żeby nieznajome,dowiedziały się,że jest ślepa..nie na razie.
-Jestem Binti,a to moja siostra Tamu,a ty kim jesteś?
-Jestem Hope,TA Hope
Siostry spojrzały na siebie.Jedna z nich,była beżowa,druga kremowa.Binti miała pomarańczowe oczy,a Tama niebieskie.
-Właśnie ciebie szukaliśmy..ciebie i twojego męża,-powiedziały 
Hope otworzyła oczy i uśmiechnęła się do nich szeroko.Od pewnego czasu,nie miała komu pomagać,więc bardzo się cieszyła,że dostała tą szanse.Ciekawiło ją,komu chcą,żeby ona i Kifo,pomogli.Czy lwice są na coś chore?

Kifo pojawił się trochę później.Podbiegł do żony i spojrzał na lwice stojące obok,z zaciekawieniem.Czarna lwica,uprzedziła jego pytanie.
-To są Binti i Tama.Potrzebują naszej pomocy
-W czym?
-My...może zaczniemy od początku...-westchnęła starsza z sióstr,Binti,-pochodzimy z pobliskiego stada.Urodziliśmy się tam i wychowaliśmy.Zarówno ja,jak i moja siostra.W stadzie,nie było dużo lwiątek,bawiliśmy się więc,najczęściej same.W końcu,poznałyśmy lewka,Lief'a.Był naszym najlepszym przyjacielem.Miał piękną brązowa sierść i czarną grzywę.A jego zielone oczy,połyskiwały w nocy.Bardzo go lubiłyśmy.Był chory.Miał coś z łapami i nie umiał szybko chodzić,ogółem miał z tym problem.Nie przeszkadzało to zarówno nam,jak i mu.Gdy jednak podrósł,zaczął się tego czepiać.Stał się nie tyle agresywny,co chamski i niemiły,nawet dla nas.Chcemy,aby znowu,był tym samym radosnym lewkiem! Pomożecie?
Hope posłała porozumiewawcze spojrzenie szaremu.Ten pokiwał głową i zwrócił się do obu sióstr:
-Pomożemy wam.Wyruszamy,jutro rano,a teraz..zapraszamy na obiad!
-Dziękujemy!
***
Tak jak powiedział Kifo,następnego dnia,cała czwórka,ruszyła ku stadu,w którym wychowali się przyjaciele.Siostry szły pewnie na przodzie,od czasu do czasu,odwracając się.Po długiej wędrówce,doszli na teren ich stada.Kifo opisał ją Hope,żeby mogła ją sobie wyobrazić.Powiedział,że jest to ładna ziemia,pełna wodopojów i jaskiń.Wszędzie rosną kwiaty lub płyną strumyki.Tama opisywała także,w jakie zabawy można się tu bawić,oraz gdzie się poluję.Trzeba przyznać,że była wielką gadułą.
W końcu,doszli do jaskini,którą zamieszkiwał przyjaciel sióstr.Binti,kiwnęła głową,na znak,że mogą wejść.Jaskinia,ku zdziwieniu szarego lwa,była ogromna.Miała kilka przejść,ale to właśnie przy najmniejszym,w ciemnym koncie,leżał Lief.Brązowy spojrzał na przybyłych i warknął w ich stronę.Binti i Tama,spuściły smętnie łby i podeszły do lwa.
-To są..
-Wiem,Hope i Kifo.Jak widzę,każdemu mówicie o moich problemach!
-Naszych problemach!-oburzyła się Binti
-Phi! Jak zawsze,coś sobie ubzdurałaś!
-Ciszej! Może wszystko najpierw wyjaśnimy,opowiecie nam wasze wersje o treści...przyjaźni i skończymy te wrzaski.Co wy zwierzęta!?-uniósł się Kifo.
-Zgoda,-przyznał,po długich namowach lew
-Zacznij więc,-Hope usiadła obok i posłała mu czarujący uśmiech
-Uwielbiałem się z nimi bawić,ale zawsze czułeś się jakiś...gorszy.Mam coś z łapami i ledwo co,na nim stoję.Nie wierzę,że chciały się przyjaźnić,z kimś takim jak ja!
-Chciały...bo nie jesteś inny.Jesteś zwykłym lwem,który ma problem z łapami,-mówiła Hope,-ale to nie oznacza,że jesteś słabszy,że cię nie lubią!
-Jakoś w to...-nie dane mu  było skończyć,gdyż przerwał mu Kifo.
-Ona cię lubią.Przyjaźń,to wielki dar,nie lekceważ jej.Bo nie wierz...kiedy się skończy.
-Ale..
Binti i Tama,nie czekając dłużej,przytuliły lwa,a Hope i Kifo,nie chcąc im przeszkadzać,wyszli z jaskini.Kifo złapał swoim ogonem,ten Hope i zaczęli,kierować się ku Wolnej Ziemi.
\Droga minęła im szybko i z powrotem mogli,przytulić swoje córki.
-Jak wam minął dzień?-spytał Kifo,kładąc się obok Hope.Czarna lwica,myła właśnie ich starszą córkę,a młodsza,już słodko pochrapywała,przy swoim ojcu.
-Całkiem fajnie.Bawiliśmy się długo na sawannie.W chowanego,berka,a nawet "lew nie widzi".
-CO to za gra? jakoś o niej nie słyszałam,-Hope zainteresowała się rozmową i zaprzestała na chwile obecnych czynności.
-Że ktoś zakrywa oczy i co parę sekund,odwraca się i w tedy,pozostali gracze,muszą stać w bezruchu,a jak się poruszą,przegrywają.
-Mhm...ciekawe,-odpowiedzieli równocześnie Hope i Kifo,po czym ziewnęli.Zamknęli oczy,podobnie jak Maisha.Starsza córka,położyła się obok młodszej i zasnęła.Hope i Kifo,jeszcze długo nie spali,aż w końcu i oni,odpłynęli do krainy snów,przytuleni do siebie.
------------------------------------------------------
Ta dam! Mam nadzieję,że kolejny dzisiejszy rozdział,wam się podoba.Jesteśmy coraz bliżej,końca 1 sezonu.
*pozdrawiam* 

#17 Zmysły

Otworzyła swoje zielone oczka i niemal natychmiast,wybiegła z jaskini.Czuła,że ten dzień będzie inny..lepszy,fajniejszy! Wzięła głęboki wdech,a następnie zwinnie,weszła na "dach" jej domu.Usiadła i spojrzała na horyzont.Zwierzęta,pomału budziły się do życia.Zawiał lekki wiatr,który powiał jej sierścią.Przymrużyła oczy i w tedy..coś na nią skoczyło.Spojrzała zła na szarą lwiczkę,która przerwała jej spokój.
-Zawadi,ty to umiesz zaskakiwać...i spokój przerywać!
-Racja Maisha,ale ja tylko chciałam powiedzieć,że jest już obiad,-córka Hope,uśmiechnęła się szyderczo,-poza tym,dzisiaj jest pierwszy dzień,kiedy możemy same iść na sawannę!
-Zapomniałam,-Maisha wstała i poklepała się kilka razy po czole.Uśmiechnęła się następnie i spojrzała na siostrę z takim samym szyderczym uśmiechem,-a Binn idzie z nami?
-Weź...oczywiście,że idzie!-próbowała udawać złość,ale wiecznie radosnej lwicze,się to nie udało.Dotknęła łapki siostry,krzycząc "berek!",po czym zaczęła uciekać.Maisha chwile stała skołowana,po czym zeskoczyła prędko z "dachu" i pobiegła za siostrą.Ich radosne krzyki,nie spodobały się większości zebranych w jaskini.Wiedząc jednak,że to córki Hope i Kifo,wydają te dźwięki,uśmiechnęły się i zanurzyły zęby w antylopie.Siostry przewracały się i podgryzały.Zawadi przygotowała się do skoku na siostrę,lecz złapała ją potężna łapa.Uśmiechnęła się lekko do ojca.Kifo odwzajemnił uśmiech.Maisha otarła się o jego łapę i usiadła obok siostry.
-Księżniczki,nie są głodne?
-Nie jesteśmy księżniczkami,-zaśmiała się Maisha,-po prostu,nie mamy ochoty na jedzenie..
-..a na pierwszy samodzielny spacer!-dokończyła,krzycząc Zawadi
-Chcecie już iść?..mhm...no dobrze
-Dziękujemy tato!-lwiczki z radości podskoczyły,a następnie wybiegły z jaskini.Chwilę później,dołączył do nich Binn,który dopiero co,wyrwał się z przyjemnego snu w łapach Adele.Cała trójka,spojrzała na daleki widnokrąg.Słońce już dawno,było na najwyższym punkcie i oświetlało sawanne.Zwierzęta pasły się leniwie lub biegały.Właśnie drugą opcję,zastosowały lwiątka.Pobiegły żwawo,w stronę wodopoju.Kiedy już się tam znaleźli,napili się wody i od razu,zaczęli się bawić.Najpierw w berka,później chowanego,a na końcu w "Prawda czy Wyzwanie".Skończyło się na tym,że leżeli wykończeni w trawie i patrzyli na chmury,szukając w nich kształtów.Każdy,myślał jednak o czymś innym.Maisha,pomocna lwiczka,idąca śladami rodziców,myślała o tym,kim będzie w przyszłości.Jak może pomagać jeszcze lepiej.Zawadi nie patrzyła w przyszłość,wolała myśleć o pomaganiu tu i teraz,a właściwie skupiać się,na lśniącym futrze syna Adele.Jego sierść,połyskiwała w słońcu.Na ten widok,uśmiechnęła się.Binn,marzył natomiast o oczach Zawadi.Mógł utonąć w obu kolorach.Nie wiedział,czemu,ale przy siostrze Maishy,czuł się inaczej...lepiej.
-Może..pójdziemy do Carlotty?-zaproponowała Maisha,a Zawadi od razu pokiwała głową na tak.Obie wstały i ruszyły ku jaskini medyczki.Binn powlókł się za nimi.Droga minęła im szybko,ale i w milczeniu.Kiedy znaleźli się w jaskini medyczki,odetchnęli z..ulgą? W jaskini medyczki,znajdowały się mikstury,farby,lekarstwa i wiele malowideł.Na jednym w nich,Maisha rozpoznała swoją matkę,na drugim ojca,na trzecim ciotkę,a obok niej wujka.Pod nimi był Binn,a pod jej rodzicami,jak się można domyślać,była ona i jej siostra.Uśmiechnęła się.
-Co was tu sprowadza?-wszystkie oczy,zwróciły się ku lwicy.Medyczka uśmiechała się od ucha do ucha.Wskazała głową wewnątrz jaskini i poszła w tym kierunku.Trójka przyjaciół,poszła w jej ślady.Maisha i Zawadi,uwielbiały Carlotte,z wzajemnością.Opowiadała im dużo,o ich rodzicach i o wielu przeznaczeniach.Obie były gotowe..właśnie dzisiaj...w ten dzień,po raz pierwszy miały poznać SWOJĄ przyszłość,a nie ich rodziców.
Usiadła koło karmelowej lwicy i spojrzały na skorupę żółwia.Znajdowała się tam parujaca woda,a towarzyszyły jej jakieś zioła.Medyczka uśmiechnęła się i zabrała od lwiczek i lewka,po włosie z główki.Wrzuciła każdy z osobna i wypowiedziała formułkę,w języku suahili.Po chwili,wszystko zmieniło kolory,a w jaskini zapanowało dziwne niebieskie światło.Zawiał silny wiatr.Carlotta podniosła do góry łapę i wszystko ucichło.
-Piękne są wasze losy..piękna wasza opowieść,-rzekła
-Czy możesz nam ją zdradzić?-spytała spokojnie Maisha
Kremowa kiwnęła głową i zamknęła oczy.Zaczęła ruszać skorupą,a kilka listków,zakręciło się w powietrzu i do niej upadło.
-Zacznijmy od ciebie Maisha.Twe życie w pomocy upłynie.Zajmiesz w przyszłości,należne ci miejsce.Zawadi tak samo,lecz ona w miłości woli przeżyć,a mimo to pomoże,kiedy lew dawniej miły,swą drogę zgubi.Binn'ie..ja wiem,o czym marzysz.Jej oczy,spojrzą na ciebie.Pomożesz i jej i jej siostrze.Musicie uważać,siłę odnaleźć.Wierzę,że nastolatki,dadzą sobie radę.
Kremowa opuściła ich z tą...przyszłością.Weszła jeszcze głębiej,a lwiątka w tedy,opuściły jaskinię.Nie rozumiały jej słów.Jaki lew,jakie nastolatki? Nie zaprzątali sobie jednak,zbyt za długo myśli i w podskokach,pobiegli się bawić.
***
Kiedy tylko lwiątka,opuściły jaskinię stada,Kifo zjadł trochę antylopy i wrócił na wygodne miejsce.W koncie,na posłaniu z liści,leżała jego ukochana.Położył się obok,a Hope po chwili,podniosła na niego wzrok.Jej oczy,nie były już niebieskie,były szare...ślepe.Uśmiechnęła się do męża i polizała go po policzku.Lew uśmiechnął się,na co ona się zaśmiała.
-Wiem,że się uśmiechasz
-Skąd?-spytał ciekawy szary
-Zawsze,w takich sytuacjach się uśmiechałeś
-Racja..racja....dzieciaki poszły się pobawić..
-I pewnie nie zjadły śniadania,-Hope wstała i podeszła do mięsa antylopy.Znalazła je po zapachu.Zanurzyła kły w mięsie stworzenia i gryzła każdy kęs.
-A co miałem,dać im szlaban..daj spokój!
-Ale ja się nie czepiam.Lepiej idź na polowanie,bo będą głodne zapewne,jak wrócą!
-NO dobra...a ty,idź na jakiś spacer
Hope spojrzała na męża,a właściwie miała taki zamiar.Wzrok jednak,skierował się na ścianę jaskini.
-Nie wiem Kifo,jeszcze nie dokończa sobie radzę..
-Jak ślepy gepard sobie poradził i ty dasz radę,-mówiąc to wypchnął ją z jaskini,a sam pobiegł na polowanie.
Wiatr zawiał i poczochrał grzywą czarnej.Uśmiechnęła się i zmrużyła oczy.Docierało do niej wiele zapachów,dźwięków.Wstała i powolnym krokiem,zaczęła iść w kierunku sawanny.Starała się iść prosto,pewnie i na nic nie wpadać.Czasami jej się to udawało,ale czasami nie.Najczęściej,właśnie opcja druga,wchodziła w grę.W końcu,wpadła na drzewo.
-Głupia Hope! Nawet chodzić nie umiesz,-westchnęła czarna i położyła się,zakrywając łapami głowę.Zawsze była silna,teraz może i też była,ale w to przestawała pomału wierzyć.Dalej chciała pomagać,być legendą,o której już teraz mówią wszyscy.Mówią,o parze lwów,która pomaga wszystkim chorym...która już większości pomogła.Chwalą ich i marzą,by i im pomogli.Czy dalej będą tego chcieć,jak dowiedzą się,że oślepłam?-zadała sobie kolejny raz,to samo pytanie Hope.W jednej chwili,chciała przytulić swoje córeczki i szepnąć im,że je kocha.Już wstała,by udać się z powrotem do jaskini i zająć się swoimi córkami,kiedy poczuła,że ktoś rzucił czymś w nią.To coś,sprawiło jej wiele bólu.Usłyszała śmiech i znowu to poczuła.Tym razem,wiedziała jednak,że dostała owocem.
-Nieźle,jak na ślepą prawda,-usłyszała głos nad sobą.Od razu,spojrzała w górę.Zaczęła węszyć,słuchać,a po chwili,nawet "tego kogoś" dotknęła.Koło niej,stanęła lwica.Miała delikatne rysy.
-Jestem Hope,a ty,kim jesteś? Jesteś lwicą?
-O wielka Hope..słyszałam,co się stało.Ja także jestem ślepa..
-I...rzuciłaś we mnie,nie widząc mnie?
-Naturalnie! Mam na imię Sun i jestem złotą lwicą
-Ja jestem czarna,z białym brzuchem i łapami.Mam różowy nos i...dawniej miałam niebieskie oczy
-Ładna jesteś...-powiedziała,po czym dodała szeptem,-coś ci pokaże,ale ciiii

Hope,kiwnęła głową i wraz z nową znajomą,łapiąc się za ogony,by się nie zgubić,udały się prosto.Sun przyspieszyła i szybko znalazły na polanie.Złota szyderczo się uśmiechnęła i pociągnęła Hope dalej.Wkrótce,weszły do środka drzewa.Podłoga była przyjemna w dotyku,wiele zapachów unosiło się w powietrzu.Czarna uśmiechnęła się.Czuła się tutaj wspaniale,widać tak jak Sun.Obie weszły głębiej i usiadły w koncie.Każda,otworzyła usta,by podzielić się swoją historią.Hope opowiedziała pierwsza.Później,Sun zaczęła opowiadać.Okazało się,że lwica od dnia narodzin,jest znana na siebie.
-Jak ty dałaś radę?-spytała zaciekawiona czarna
-Użyłam zmysłów,Hope.Ślepi mają je nasilone i mamy lepszy smak,słuch,dotyk,a nawet węch
-Nie zauważyłam..
-Jak mogłaś,nie zauważyć,-zaśmiała się złota,lecz po chwili,ucichła,-wiele się zmieniło,prawda? Nie martw się,wszystko się ułoży.Wróci do ciebie dobra passa
-Wiesz..masz rację,-powiedziała,jak się okazało,do ściany.Lwica zniknęła,tak jakby się rozpłynęła.Hope przewróciła teatralnie oczami i zaczęła,powolnym krokiem,kierować się w stronę jaskini stada.Rozmyślała wciąż,nad słowami Sun.Miała rację.Droga minęła jej szybciej,niż wcześniej.Mimo to wiedziała,że jeszcze przed nią długa droga,do całkowitego sukcesu.
*
-Zjadły,co kolwiek?-spytała czarna,podchodząc do Kifo.Wtuliła się w jego sierść,a następnie,przytuliła córki.Lwiczki,odwzajemniły gest.
-Nie.Nie chcą ani zebry,ani antylopy,ani nawet gnu!
-Oj tato..ile razy mamy powtarzać,że nie jesteśmy głodne,-uśmiechnęła się Zawadi i wraz z Maishą,odeszły,by w spokoju,uciąć sobie drzemkę.Hope spojrzała na męża i także się uśmiechnęła.Podeszła do córek i zaczęła je pomału myć.
-Gdzie byłaś?-spytał Kifo,podchodząc bliżej
-Opowiem ci później,bo to bardzo długa historia
----------------------------------------------------
I jak? Nie wiem,czy się udał,ale lepsze to,niż nic :)
1.Jakimi zmysłami,posługiwała się Hope,w całym rozdziale?
2.Co myślicie,o Maishy,Zawadi i Binn'ie
Myślicie,że podane poniżej lwiątka,mogą być razem?
Zawadi i Binn

sobota, 1 kwietnia 2017

#16 Dla nowego życia

Hope powolnym krokiem,zmierzała w stronę jaskini stada.Po długiej drzemce,jakom odbyła na skałkach,musi się teraz zdrzemnąć w wygodniejszych warunkach.Od ostatniego czasu,więcej spała i jadła,ale nie tylko że względu na ciąże,ale także na chorobę.Coraz częściej gubiła się w terenie,przewracała i na coś wpadała.Oczy zwykle mocno ją piekły,lub mdlała.Większość stada,dowiedziała się,że jest w ciąży,poprzez patrzenie na jej wielki brzuch.Kifo jednak nic nie podejrzewał,a Hope bała się mu powiedzieć.
Całe stado było na polowaniu lub spacerze,więc zdziwiła się,kiedy wyczuła w jaskini czyiś zapach.Kiedy jednak weszła głębiej,zauważyła białą sylwetkę.Adele uśmiechnęła się do przyjaciółki.Hope odwzajemniła gest i miała iść się już położyć,jednak coś zwróciło jej uwagę.W łapach Adele coś leżało.Zaciekawiła się,więc musiała podejść bliżej.Położyła się obok lwicy i z wielkim uśmiechem,wpatrywała się w małe lwiątko.Było całe białe,nie licząc odrobinki czarnej grzywki.Maluch miał czarny nosek i fioletowe oczy.Tak jak matka,miał obydwa w czarnych łatach.
-Jak go nazwiesz?-spytała czarna,kiedy Adele zaczęła myć malucha
-Wraz z Upepo,zdecydowaliśmy,że powinien nazywać się Binn
-Ładnie
-Wiesz,gdyby była dziewczynka to by była Bini,-zaśmiała się biała,lecz po chwili spoważniała i spojrzała z troską na przyjaciółkę,-a ty dobrze się czujesz?
-Nie wiem..już sama nie wiem.Przez chorobę wiele się wydarzyło,a teraz wiszę pomiędzy niebem a ziemią.
-Nie poddawaj się,musisz walczyć,-rzekła Adele,a maluch w jej łapach pisnął,-chyba jest głodny..
***
Kifo wpatrywał się w dal,nie obecnym wzrokiem.Podszedł do niego Upepo z Binn'em w pysku.Usiadł obok przyjaciela.
-Wszystko gra?
-Chyba tak,-westchnął Kifo,-wiele się wydarzyło,od kąt poznałem Hope
-Widać,że jesteście,że sobą bardzo blisko,-powiedział biały i polizał syna,będącego w jego łapach.Szary lew spojrzał na białego i uśmiechnął się słabo.
-Rzeczywiście.Jest dla mnie bardzo ważna i żałuję,że od ostatniego czasu,źle się czuję
Upepo oderwał się od wcześniej wykonywanej czynności i spojrzał,że zdziwieniem na lwa.
-Przecież,to normalne,w jej stanie
-A co z nią nie tak?-spytał szary,przymrużając lekko oczy
-No przecież,jest w...
Nie dokończył,bo przybiegła jakaś lwica.Brązowa z przerażeniem spojrzała na oba lwy.W oczach miała lekkie łzy.
-Coś się stało,Shetani?-spytał Kifo
-Tak.Hope dzisiaj zemdlała,tym razem to coś poważniejszego.Musiałyśmy wezwać medyczkę.
-Co?-nagle cały świat dla Kifo,stanął do góry nogami.Mur runął,łzy poleciały.Od razu zabrał się do biegu,musiał jak najszybciej znaleźć się obok ukochanej.Upepo wziął tylko w pysk syna i także pobiegł za przyjacielem.Na miejscu,ustawił się koło zrozpaczonej Adele.Szary lew natomiast,chciał wejść do jaskini,jednak w porę zatrzymała go Lisa.
-To nic nie da Kifo..
-Chce być przy niej! Co jej się stało?!
Jakby na zawołanie,z jaskini wyszła Carlotta.Podeszła szybko do lwa.Kifo chciał już się zapytać,co się dzieję,jednak medyczka go wyprzedziła.
-Choroba się rozwinęła.Nie wiem,czy Hope podjęła dobry wybór,bo teraz walczy o życie..
-Jaki wybór? Czemu nic nie robisz? Zrób coś!!
-Kifo spokojnie.Robię co mogę,ale jej stan jest ciężki,na razie muszę uratować im życie..
-Komu?-dopytywał dalej lew
-Waszym dzieciom,-z tym zdaniem go zostawiła i wróciła ponownie do jaskini.Kifo stał chwilę zdziwiony,smutny a nawet zły.Nie rozumiał,dlaczego mu nie powiedziała.Bał się o nią i to bardzo.Przysiadł przy jaskini,a kiedy ktoś chciał podejść,by go pocieszyć,ten go odganiał.Tak więc stado,udało się na spoczynek na skałki.Adele mimo iż nie chciała,wiedziała,że lew musi teraz zostać sam.Zacisnęła zęby,by trzymać mocniej łapy za przyjaciółkę.Kiedy lwica oddaliła się,Kifo mógł w końcu zostać sam.Ciągle zastanawiał się,czy zrobił coś nie tak? Czemu nie powiedziała? Czy ona przeżyję?
***
Te kilka godzin,były najtrudniejszymi w życiu Kifo.Lew dzielnie siedział przed jaskinią,podczas kiedy na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy.Ta noc należała do najzimniejszych,a mimo to lew,nie chciał wcale udać się na skałki i wtulić w ciepłe futra innych.Chciał wytrwale poczekać na ukochaną,na decyzję.Chciał ją poznać,nawet gdyby była najgorsza.
Z jaskini,wyszła właśnie medyczka.Podeszła do Kifo i gestem głowy,pokazała mu,że może już wejść do środka.Szary lew,powolnym krokiem ruszył w tamtym kierunku.Bał się co tam zastanie i niestety,jego przypuszczenia się potwierdziły.Czarna lwica,leżała bezwładnie na ziemi,a koło jej brzucha,dwa małe kulki piły mleko.Kifo łzy podeszły do oczu,kiedy nie wyczuł,że oddycha.Jego świat się rozwalił,wszystko straciło sens.To nie może być prawda-pomyślał,a łzy tym razem,poleciały potokiem.
-Wiem,że to straszne..
-Nie wiesz..z kąt możesz to wiedzieć Carlotto?
-Ale pomyśl,mogło być gorzej.Przecież ona tylko,straci wzrok,najpewniej nad ranem
Kifo podniósł na nią wzrok
-Przecież..ona nie żyję...
-Co? Żyję żyję..-powiedziała lwica
Dopiero w tedy,kiedy Kifo po raz drugi spojrzał na partnerkę,zobaczył że lekko otworzyła oczy.Uśmiechnęła się do niego słabo.Kifo od razu,przytulił partnerkę.
-Żyjesz..
-Jasne,że żyję,-powiedziała słabo,-wybacz,że ci nie powiedziałam.Wybacz,że będziesz musiałam żyć,że ślepą
-Dla mnie to nie ma znaczenia.Cieszę się,że żyjesz,-powiedział uradowany
Czarna w jednej chwili,o czymś sobie przypomniała.Wzięła w łapy swoje maluchy.Szara kuleczka,podobna do koloru sierści Kifo,zamknęła swoje oczy.Jedno miała niebieskie,drugie fioletowe.Druga kulka,obdarzona ciemno szarą sierścią,uśmiechnęła się do rodziców i zamknęła leciutko zielone oczka.
-To naprawdę nasze młode?-ucieszył się Kifo i polizał ciemnoszarą kulkę,-już je pokochałem
-Uważaj,bo będę zazdrosna,-zaśmiała się cicho Hope,po czym zwróciła się do medyczki,-to dziewczynka i chłopiec,tak?
-Nie,-zaśmiała się Carlotta,-to dwie dziewczynki
-Naprawdę?-zastanowił się chwilę Kifo,-będę żył wiecznie z lwicami
Oboje wybuchnęli śmiechem,a ich ciemnoszara kulka,pisnęła szczęśliwa.Popatrzyli na nią,a ta jakby tego potrzebowała,ponownie pisnęła.
-Cieszę się,że mogę je zobaczyć,chociaż ten jeden raz
-Musimy je jakoś nazwać,-odparł Kifo,-mam imię dla młodszej...
Oboje popatrzyli na szarą lwiczkę,która dopiero co się obudziła,wyraźnie ciekawa,jak dostanie na imię.
-Myślałem nad imieniem Zawadi,bo oznacza ono dar..a jest dla nas właśnie nim
-Słusznie,-powiedziała z jeszcze większym uśmiechem czarna,-tą drugą natomiast powinniśmy nazwać Maisha
-Piękne.Nasze skarby,życie,darze..
Hope przymrużyła oczy,kiedy na niebie zaczęło wschodzić słońce.Poczuła,że jej oczy słabiej widzą i już wiedziała,że nic więcej nie zobaczy.Oślepnie.Zawsze bała się tego i było tak i teraz.Wiedziała jednak,że zawsze będzie mieć przy sobie i przyjaciół i bliskich,nigdy nie będzie sama.Ostatni raz spojrzała na młode i Kifo,po czym zamknęła oczy.Wiedziała,że jak je z powrotem otworzy,nic już nie będzie takie samo....
-----------------------------------------------
Na ten rozdział,czekałam od początku bloga.Nie wiem,czy mi się udał,czy nie.Jestem szczęśliwa,że w końcu go napisałam.Dla Hope zapewne,nic już nie będzie takie samo.Myślicie,że sobie poradzi?
Hope+Kifo=Maisha i Zawadi
Adele+Upepo=Binn
**pozdrawiam**