Ziemię Pustynną zaczęło pomału opromieniać słońce.Najpierw miało czerwony blask,lecz z czasem zmieniał się na pomarańczowy i żółty.Kiedy znalazł się na samym niebie,biały lew otworzył oczy.Ziewnął potężnie i zaryczał,budząc tym wszystkie lwice.
-Natychmiast do polowania,nie lenić się!!-wydał rozkaz król Jasiri.Podane od razu opuściły jaskinie,że pozostał po nich tylko piach.Szkoda było lwic ciężarnych lub za starych na polowanie,ale cóż takie prawo okrutnego władcy,który teraz podszedł do swej małżonki.Szepnął jej coś do ucha,po czym opuścił jaskinię żeby udać się na patrol.Czarna lwica w tym czasie ziewnęła i ponownie położyła się do snu.Miała szczęście,że jako królowa nie musi ciężko pracować jak inne lwice.Dotknęła swojego brzucha i uśmiechnęła się promiennie,a jej uśmiech był jaśniejszy od słońca goszczącego na niebie.Lwica wiedziała otóż,że wkrótce wyda na świat potomka,króla lub królową.Miała jednak cichą nadzieję że urodzi się król.Wiedziała otóż,że jej mąż marzy o następcy.Szczególnie się bała że go zawiedzie,że straci tytuł i wróci do cierpienia jako zwykła lwica.Nie mogła do tego dopuścić.Jednak może narodziny córki nie będą takie złe,byle żeby przepowiednia się nie spełniła,byle żeby szaman się mylił.
W jednej chwili z zamyśleń wyrwał ją ostry ból.Czuła jak coś rozdziela ją od środka.Krzyknęła tak by ktoś ją usłyszał,jednak nikogo nie było w pobliżu.Musiała dać sobie radę sama.
***
Biały lew szedł dumnie przez swoje pustynne królestwo.Już teraz mówiono o nim że jest legendą,już teraz bano się je zaatakować.Z tego właśnie powodu rozpierała go duma.Zatrzymał się na chwile po czym spojrzał w niebo.
,,I co ojcze,jestem potężniejszy od ciebie.Ja przynajmniej zachowałem się jak lew"-pomyślał.Ruszył dalej przed siebie.Z oddali mógł zauważyć jak jego lwice polują.Zaśmiał się tylko pod nosem.Szedł tak dalej w blasku gorącego słońca.Kiedy w końcu dotarł na skrawek ziemi,gdzie rosła trawa i znajdowało się tu małe jeziorko,położył się na trawiastej ziemi i napił się wody.
,,Patrol zakończony"-pomyślał,kiedy jego głowa opadła na łapy.Tego właśnie potrzebował,chwili spokoju.Zamknął oczy i zamruczał z radości.Słoneczko miło ogrzewało jego nieskazitelnie białą sierść,aż po jasno brązową grzywę.Jednak nie śnił,on tylko wspominał.Wspomnienia sięgały bardzo daleko.Prowadziły one do czasu dzieciństwa.Właśnie wtedy znienawidził ojca,właśnie w tedy zapragnął władzy.Pamiętał to doskonale,pamiętał i nie zapomniał.
Mały biały lewek biegał po okrytym piaskiem terenie.Na twarzy nie gościła jednak radość,tylko smutek.Właśnie dziś miał polować z ojcem,jednak ten jak zawsze nie dotrzymał słowa,bo był zbyt zajęty.Bo znowu musiał zajmować się lwicami,bo znowu coś tam,coś tam...
Ile razy on to słyszał,ile razy miał nadzieję że będzie inaczej.Jednak on znowu zawiódł.Tym razem jednak lewek nie chciał odpuścić.Kiedy pustynia się skończyła pojawił się przed nim przepiękny widok ziemi pokrytej obfitą ziemią,ziemi z rzekami,z drzewami.Podszedł do jednego z nich i położył się w jego cieniu.Tęsknił za matką,która z powodu choroby go opuściła.Wydawało mu się że tylko ona go kochała,że tylko ona go wspierała.Dlaczego to się musiało tak potoczyć?
Po jego policzkach spłynęło kilka łez.Popatrzył na swoje przyszłe królestwo i dumnie podniósł głowę,wstał i krzyknął w niebiosa:
-Teraz JA będę władcą!!
Wtedy nie wiadomo z kąt,ktoś na niebo wskoczył.Szarpali się chwili,lecz po chwili przeciwnik szedł z niego i usiadł na przeciw jego zielonych oczu.Wtedy młody książę zobaczył jej niebieskie,niczym diamenty oczy i lśniącą w blasku słońca czarne futro.Była taka niezwykła,taka przepiękna że lwu odebrało mowę.
-Jestem Jasiri,-odezwał się wkońcy
-Ja jestem Hasira,co tu robisz?
-Podobne pytanie mogę zadać tobie,ja tu tylko myślę
-A ja tu tylko rozmawiam z jakimś lewkiem
-Ha ha
-Chcesz się bawić?-spytała się niebieskooka
-Tak,ale w co?
-Może w berka?
-Stoi...berek,-po czym dotknął jej łapki.On uciekał,ona go goniła i na odwrót.W końcu od słowa do słowa stali się kolegami,od spotkań do spotkań przyjaciółmi,a od dorosłych lat,małżeństwem...
Jednak lew nigdy nie zapomniał co sobie obiecał i wkrótce on został władcą,z małą pomocą matki natury,innymi słowy on zabił swojego ojca...
Król obiecał sobie,że będzie lepszym ojcem.Tylko czy da radę dotrzymać słowa.Wstał i ruszył w stronę znanej mu ziemi.Wrócił tą samą drogą którą przybył.Kiedy dochodził do wielkiej jaskini,usłyszał jęki.Przestraszył się że coś mogło stać się jego żonie i od razu pobiegł po szamana.Na szczęście Babu był w swojej jaskini,obok uschniętego drzewa.W jego domu znajdowało się wiele mikstur i starożytnych posągów.Kiedy stary szaman usłyszał od króla wiadomość.Od razu zabrał kilka mikstur i pognał do jaskini stada.Kazał jednak królowi poczekać przed jaskinią,a sam do niej wszedł.Jasiri wtedy strasznie się stresował,kazał lwicą odpocząć(co było niemożliwe od czasu jego rządów) a sam nerwowo chodził w kółko.Bał się o żonę i potomka.Dziwna myśl przebiegła mu przez głowę,a mianowicie przepowiednia.Mówiła ona że jeśli parze królewskiej narodzi się trójka lwiątek,to jedno z nich będzie chore,ale dokona czegoś wielkiego.Podobnie powiedział Babu.Król jednak miał nadzieję,że tak jak jego przodkowie będzie ojcem dwóch lub jednego lwiątka.Westchnął więc i dalej czekał.Kiedy tylko z jaskini dobiegł pisk nowo narodzonych następców,król chciał już tam wejść.Jednak zatrzymał go kolejny jęk.
,,Nie,to niemożliwe.Nie może być więcej lwiątek!"-krzyknął w myślach,Po paru minutach szaman zaprosił go do środka.Nie był on jednak szczęśliwy,co więcej zestresowany.Król myślał jednak że chodziło mu o prezentację,która miała odbyć się za dwa dni,nie wiedział jak bardzo się mylił.Biały lew wszedł do środka i skierował się w stronę podwyża.Zobaczył tam czarną lwice a w jej łapach...TRZY lwiątka.Trochę się przestraszył,jednak widok malców w łapach lwicy zmył mu z głowy przepowiednie.
-Jasiri,-zaczęła lwica,-to są nasze dzieci
-Które to chłopiec?
-Ci biali to chłopcy,a ta czarna to dziewczynka.
Biały popatrzył na swoja córkę,taka sama jak matka.Te same diamentowe oczy i kolor futra z białych brzuszkiem i łapkami.Natomiast skromny uśmiech,dostała po nim.Jego synowie byli tak jak on biali,jednak nie jak lew z czarnym brzuchem,oboje mieli je białe.Jeden miał jak matka i siostra niebieskie oczy,drugi natomiast miał je zielonozłote.
-Jak ich nazwiemy?-zapytała lwica
-Które urodziło się pierwsze?
-Ten samczyk z złotozielonymi oczami,drugi ten z niebieskimi a ostatnia urodziła się nasza córka
-W takim razie przyszłego następce nazwę Furaha,tego drugiego skarba możesz ty nazwać
-Dobrze,więc co powiesz na Busara?
-Idealne imię,więc teraz imię dla córki..
-Może Shani,albo Siri,już wiem Amani..
-Zluzuj trochę,-zaśmiał się,-nasza mała będzie nosić imię Hope
-Dlaczego wybrałeś takie imię?
Lew nie chciał powiedzieć jej,że miał nadzieję że nie będzie chora.
-Po prostu,a co nie podoba się?
-Nie,jest bardzo ładne.Nasze małe skarby Furaha,Busara i Hope
Minęło parę godzin,kiedy do jaskini weszły lwice.Od razu wpadły im w oko,piękne młode pary królewskiej.Rodzice byli dumni że swoich pociech.
Późnym wieczorem.Hasira zaczęła myć swoich synów,natomiast Jasiri,mył małą Hope.

Furaha już smacznie spał utulony matczynym językiem.Hope wierciła się w ramionach ojca,próbując uniknąć mycia.
-Nasz mała się nie podaje,-dodała śpiącym głosem królowa,kiedy drugi syn zasnął.
-Tak
-Nie przejmuj się,w końcu się uda,-po czym ziewnęła i odpłynęła do krainy snów.W końcu miała za sobą ciężki dzień.Jasiri natomiast patrzył się na swoją pociechę.
Lwiczka wtuliła się w jego grzywę i patrzyła na niego swoimi wielkimi diamentowymi oczami,cudownie błyszczącymi w blasku nocy.W tedy rozczulił się bardzo.Schylił się i szepnął jej do ucha:
-Moja nadziejo,proszę nie bądź chora,-po czym polizał ją po główce i zasnął....