sobota, 25 marca 2017

#15 Witaj chorobo

-Nie wiem...czy nie oślepniesz po urodzeniu dzieci,albo czy sama nie umrzesz....
Te słowa,uderzyły że zdwojoną siłą w Hope.Czarna jeszcze długo stała,że łzami w oczach wpatrując się w medyczkę.Po raz kolejny,choroba odbiera jej coś ważnego,coś wspaniałego.Spuściła tylko głowę.Carlotta poklepała ją po ramieniu i nachyliła się,by szepnąć jej coś na ucho.
-Jeśli chcesz,możemy pozbyć się maluchów i w tedy będziesz miała większe szanse na przeżycie,-po tych słowach odeszła.Hope nie patrzyła w ślad za nią,była wpatrzona w podłogę.Jak miała to powiedzieć Kifo.Jak ma sobie samej spojrzeć w oczy.Czy naprawdę,musi wybierać..?

Kifo
Słońce wzeszło ku najwyższemu punktowi.Przeciągnąłem się i rozejrzałem po jaskini.Adele spała wtulona w Upepo.Uśmiechnąłem się na ten widok i spojrzałem na małżonkę.Spała przy samym koncie jaskini.
Po wyrazie jej twarzy,wiedziałem,że nie śni jej się nic przyjemnego.Od kąt wczoraj wróciła od medyczki,nie odezwała się do mnie ani słowem,do tego mnie unika.Nie wiem,co się dzieję.Westchnąłem tylko i postanowiłem przejść się nad wodopój.Niby nie leży daleko,a droga dzisiaj wydawała mi się bardzo długa.Może to dlatego,że martwiłem się o Hopcie? 
Kiedy znalazłem się przy wodzie,napiłem się niemal od razu.
-GDZIE JA JESTEM!!?
Wyrwałem się natychmiast od dotychczasowych zajęć i odwróciłem.Za mną stał lew w podeszłym..bardzo podeszłym,nie wiem może ma jakieś 100 lat.Dobra do rzeczy,za mną stał lew,strasznie siwy lew.Patrzył na mnie zielonymi oczami,lekko je przymrużając.
-Coś się stało?
-JA NIE WIEM CZEMU!??
-Ale o co chodzi?
-JA JĄ KOCHAM A ONA MNIE NIE!!!!
-Proszę pana! Proszę się uspokoić..-chciałem jeszcze coś powiedzieć,ale w porę do mnie coś dotarło.Przecież ten lew musi być chory.Cóż..zwykle Hope się tym zajmuję,ale dzisiaj chyba los każe mi wykonać to zadanie.Przybrałem dumną postawę.
-Pomogę panu.Pamięta pan,co się znajdowało w pana miejscu zamieszkania?
-Jeki pan,mówi mi Jack,-powiedział z przekąsem lew,-choroba zabija co nie? Możże dlattego mniie nie chce? Co? CO?
-Kto pana nie chce?-spytałem
-Moooja ukochana żonka,a jakże by inaczej!? PRZEZ C-H-O-R-O-B-Ę porzuciła
-Więc,musimy nie porzucać,-westchnąłem z irytacją,starając się do niego dotrzeć.Lew po minucie,zrozumiał o co chodzi i kazał mi iść za sobą.
Przewracałem się już,sam nie wiem ile razy.Przedzieranie się przez krzewy,to naprawdę nie jest to..co chce robić pod wieczór.Właśnie tyle zajęła nam podróż do domu staruszka.W końcu,byliśmy na miejscu.Jack zatrzymał się przy jakiejś jaskini.
-HALI!!
-Proszę pana może..
-HALI!!!!!!
Dopiero za drugim razem z jaskini wyszła siwa lwica.Była młodsza od lwa,na moje oko o parę lat.Podeszła do niego z kwaśną miną.
-Chorych nie przyjmuję
-Widziałem wiele przypadków chorych,ale ten to dobry model,-zaśmiałem się i podszedłem do lwicy,-jestem Kifo i zamierzam pani coś wytłumaczyć
-Ciekawe co dzieciaku,ja już tyle na wojnie słyszałam,że sama zaraz zdechnę
-Jaki chory?! BO co! Aż tak źle nie jest,a wystarczy sobie tylko przypomnieć..jak za młodu pani go kochała.Wiele jest przypadków nieczułości,ale wierzę,że pani kocha Jack'a i go nie zostawi.Nie teraz..nie w chorobie.Poradzicie sobie,ale czy nie lepiej wystawić do bliźniego pomocną łapę,a nie na odwrót
-Mądrze mówi,-powiedział Jack i podszedł do ukochanej,-wiesz,jak bardzo cię kocham! Bardzo...
-Ja ciebie też,ale się boję,-przytuliła lwa
-Dacie radę.Znam pewną lwicę,która dała radę i wiem..że w też dacie
Chciałem już odejść,ale para staruszków zaprosiła mnie na obiad.Lwica pomimo wieku,świetnie polowała.Upolowała antylopę i mogliśmy po chwili ją zajadać.Dopiero kiedy pierwsze gwiazdy rozbłysły na niebie,wróciłem do domu.

Narrator
Adele z niepokojem,przyglądała się przyjaciółce.Czarna lwica,siedziała na szczycie jaskini stada.Wpatrywała się w horyzont nieobecnym wzrokiem.Biała lwica żałowała,że nie ma tutaj Kifo.Była pewna,że lew by coś na to poradził.Ona także,zauważyła dziwne zachowanie przyjaciółki.Westchnęła i pomimo ciąży i jednego ślepego oka,wdrapała się zwinnie na jaskinię.Usiadła obok Hopę i także spojrzała na dalekie tereny,skropione w blasku nocy.
-Co się dzieję Hope?
-Nic,-odparła krótko
-Przecież widzę..mnie nie oszukasz!
-Piękne są te nasze maluchy,są z nich dobre pary..
-O kim ty mówisz?
-Mto,Baharim,Merah i Mi...
-Aha,no piękne pary....chwila! Nie zmieniaj tematu..
-Posłuchaj Adele,to co ci teraz powiem zostanie między nami..nie powiesz Kifo,-czarna spojrzała w fioletowe oko przyjaciółki.
-No dobrze...
-Przysięgnij!
-Przysięgam!
***
Adele spuściła głowę.Po tym,czego się dowiedziała,nie mogła spojrzeć przyjaciółce w oczy.Zwykłe ,,będzie dobrze" na pewno nie pomoże.W końcu,wzięła się na odwagę i spojrzała w jej niebieskie oczy.Pomimo lat,lwica dalej była piękna,tak jak jej oczy.
-Co zamierzasz?
-Gadałam dzisiaj z lwicami będącymi matkami,każda mówi,że to cudowne uczucie,ale w takich okolicznościach...-przerwała,gdy usłyszała nawoływania Kifo i Upepo.Adele położyła łapę na ramieniu czarnej i uśmiechnęła się pogodnie.
-Ja ich odciągnę,żebyś mogła pomyśleć..-po chwili,lwica zeskoczyła,zostawiając Hope samą z myślami.
Czarna spojrzała w gwieździste niebo i zmrużyła lekko oczy.Wiatr poczochrał jej sierść.Wzięła głęboki wdech i zaczęła coś nucić.
-Śpij me słonko
Śpijcie dzieciaki..
Moje małe nieboraki
Mimo iż cierpienie..mimo iż upały
Mama wam pomoże,przetrwamy wszystko razem!
Hope na chwile spojrzała w górę,po czym zaczęła kończyć piosenkę.Dodała jednak własne słowa.
-Czemu więc mama..mnie porzuciła?
Własne dziecko,od siebie oddaliła..
Nie biegła za mną,nic nie wołała..
Dała mi odejść,taka to mama.
JA OBIECAŁAM! Że się poprawię..
Dorosłam mimo...iż miałam małe szanse
Mówi się trudno...wiatru w niebiosach
Mówi się trudno...cieniu w słońcu
Więc mnie posłuchaj-taka to rada
*wstaję i patrzy na pomału wschodzące słońce*
Teraz pokażę..jestem gotowa
Moje maleństwo,splecione że mną
Mama cię nie porzuci więc...
Hope na chwilę przerwała i podbiegła bliżej krawędzi.Nie przejęła się tym,że może spaść.Stanęła na tylnych łapach i spojrzała w słońce,wolno unoszące się ku niebu.Uśmiechnęła się i dotknęła łapą brzucha.Wiedziała już,co powinna zrobić.Dokończyła więc swoją piosenkę,ostatnim zdaniem:
-Witaj chorobo!!!
---------------------------------
Mi się ten rozdział spodobał.Mam nadzieję,że wam także.Następny rozdział,powinien pojawić się w następny weekend.Oczywiście teraz,tradycyjne pytanka:
1.Czy decyzja Hopę,przyniesie jakieś konsekwencję?
2.Kifo dał radę na misji?
3.Hope powinna powiedzieć Kifo o ciąży?
4.Jak wam się podoba piosenka?
5.Obstawiacie jaką płeć dla dziecka (mogę zdradzić,że nie będzie tylko jedno)
I ostatnie,dodatkowe:
6.Ile sezonów powinna mieć historia Hope i Kifo?
*pozdrawiam*

niedziela, 19 marca 2017

#14 Trudna decyzja

Hope szła spokojnie przez równiny.Od paru dni,odczuwała dziwne bóle brzucha.Ignorowała to,myśląc że to choroba,która ostatnim czasem,bardzo się nasiliła.Wykorzystała,chwilowy dobry stan zdrowia i postanowiła przejść się na spacer.Przeszła już większą część swojej trasy,kiedy na jej drodze coś się pojawiło.Było to ciało lwiczki.Brązowa leżała na trawie,ledwo co oddychała.Na ciele miała kilka mocnych siniaków.Hope nie musiała długo myśleć,wzięła małą w pysk i czym prędzej pobiegła do medyczki.

Minęła bez słowa przyjaciół.Zaniepokojeni,pobiegli za nią.Zostali jednak na zewnątrz,kiedy przekroczyła jaskinię.Medyczka od razu,zabrała się za leczenie lwiątka.Po paru minutach,lwica wyszła z ,,gabinetu".Spojrzała na czarną.
-Była mocno pobita,ale już jest dobrze..możesz wejść
-Dziękuję Carlotte
Czarna lwica,weszła do środka.Mała lwiczka,którą znalazła,siedziała do niej tyłem.Hope zbliżyła się bliżej,a lwiczka się odwróciła.Teraz dopiero czarna,mogła dostrzec łzy w jej oczach i smutek namalowany na twarzy.Objęła ja jedną łapą.
-Witaj jestem Hope
-Ja jestem Merah,-powiedziała brązowa i się odsunęła.Hope zmartwiły jej siniaki.Miała pewne przypuszczenia,o które chciała zapytać lwiczkę.Musiała jednak być delikatna.
-Co się stało?
-Nic...,-odsunęła się jeszcze trochę,-jedyne,co mi dolega to choroba..
-Jaka? Mogę ci pomóc? W prawdzie,też jestem chora
-Nikt mi nie może pomóc,a zwłaszcza pani!
-Zostałaś ciężko pobita z powodu..-przyjrzała się lwicze i zauważyła,że jedna z jej łapek jest mniejsza od drugiej,w sumie oddech też miała ciężki,-niedoładu łapki i problemów z oddychaniem
Lwiczka przybliżyła się bliżej,zdziwiona.
-Skąd ty..
-Mów mi Hope,-zaśmiała się,-powiedzmy,że mam doświadczenie
-Ale i tak ci nie powiem...Hope
-Nie musisz mówić jeśli nie chcesz..-zaczęła,-wiedz jednak,że zawsze będę gotowa ci pomóc.Masz rodzinę?
-M-mam,-wyczuła strach w jej głosie
-Mhm...zostaniesz u nas przez trochę?
-Tak!-teraz wyczuła radość.Jej zachowanie było takie dziwne,że Hope musiała je obgadać z przyjaciółmi-Kifo i Adele.
***
-Mhm..podejrzewasz,że rodzice ją bili?
-Tak myślę,Kifo
-Ale dlaczego?-nie rozumiała biała
-Bo jest chora...-powiadomił ją szary
-Mnie już nic nie zdziwi,-westchnęła Hope
-Znajdę ich i wpoję im to do głowy,-powiedział Kifo
-Dobry pomysł,pójdę z tobą...a ty Adele,zajmij się Merah
Wszyscy się zgodzili i poszli w swoje strony.Hope i Kifo,ruszyli na równinę,a Adele po lwiczkę.Biała chciała ją jakoś pocieszyć,więc postanowiła nauczyć ją polować.Kiedy więc Adele,uczyła brązową polowania...Hope i Kifo,przedzierali się przez kolejne tereny.Mieli już dość,ale wiedzieli,że muszą znaleźć jej rodziców.
W połowie drogi,Hope źle się poczuła.W jednej chwili,padła na ziemię.
-Hope!!
-Nic mi się jest Kifo,-powiedziała,-idź ich poszukaj,a ja tutaj zostanę
-Ale..
-Żadnych ale...idź!
Tak jak chciała czarna,Kifo pobiegł szukać rodziców Merah.Chciał to zrobić jak najszybciej.W końcu,dotarł do jakiejś małej jaskini.Z środka,unosił się zapach antylopy.Usłyszał płacz.Podszedł bliżej i zobaczył coś strasznego.Brązowy lew,bił małą białą lwiczkę.Matka lwiątka,jadła w spokoju antylopę.Kiedy jednak dostrzegła Kifo,przestała.Wstała i warknęła na lwa,jej partner się odwrócił i także warknął.Kifo widząc pobitą córkę pary,także warknął.Wszedł niebezpiecznie do jaskini.
-Jak wy tak możecie!?                                                
-Nie wtrącaj się,-warknął przeciwnik Kifo
-Chorych można,-powiedziała lwica,-ona jest nic nie warta,tak jak jej siostra
-Bo jest chora,to chyba was coś boli
-A weź ją sobie jak chcesz,-zaśmiała się lwica i złapała ostro młodą.Rzuciła ją pod łapy szarego.Ojciec lwiątka,nic nie zrobił.Kifo chciał im przyłożyć,ale wiedział,że to nic nie da.Wziął małą w pysk i pobiegł przed siebie.Po drodze,zobaczył tracącą siły Hope.Wziął ją na plecy i skierował się do medyczki.Adele wraz z Merah,podbiegli do lwa,kiedy już był u Carlotty.Nic nie mówił,spojrzał tylko na lwiczkę.
-Nie bój się..już nie masz czego.Twoja siostra i ty,będziecie już w spokoju przeżywały każdy dzień
-To dobrze,-zaśmiała się Adele,-bo jeden z synów Canona,wpadł jej w oko
-Który?
-Mto
-Czyli drugi będzie dla...-nie dokończył,bo Merah mu przerwała
-Dla Mai 
***
Biała przytuliła się do brązowej.Obie lwiczki po chwili łez,odeszły wraz z Adele.Ciężarna lwica poprosiła tylko Kifo,że jak się czegoś dowie o Hope,ma jej powiedzieć.Przytaknął i dalej czekał na lwice.
***
Hope,kiedy tylko się obudziła,została otoczona przez Carlotte.Jej twarz,nie pokazywała żadnych emocji.Hope usiadła i spojrzała na nią zaskoczona.Przecież ta,się zawsze uśmiechała.Wiedziała,że coś jest nie tak.
-Co się stało?
-Hope..jesteś w ciąży
Te słowa zabrzmiały w uszach czarnej,że zdwojoną siłą.Ona w ciąży? Ona będzie miała lwiątka? Już widziała tę radość na twarzy Kifo.Na jej twarz,wlał się uśmiech.
-Naprawdę? To cudownie...
-Nie cudownie kochana,-powiedziała medyczka,na co Hope się zmieszała.Dlaczego ciąża miała być zła?
-Nie wiem...czy nie oślepniesz po urodzeniu dzieci,albo czy sama nie umrzesz....

-----------------------------------
-----------------------------------
Myślałam,że nie napiszę tak szybko rozdziału.Ale wpadłam na pomysł i jestem szczęśliwa :)
1.Co myślicie o postępowaniu rodziców Merah i Mai?
2.Jak myślicie,Hope zgodzi się urodzić,a jeśli tak to jakie będą tego skutki?
*pozdrawiam*

czwartek, 9 marca 2017

#13 Zapomniane lwiątko


Słoneczna kula,uniosła się ku samemu niebu.Mieszkańcy Wolnej Ziemi,przebudzili się do życia.Lwice ruszyły na polowanie,lwy na patrol,a lwiątka ku zabawie.Kifo,pożegnał swoją ukochaną i podbiegł do Canona.Hope,popatrzyła w ślad za nim,po czym razem z Adele,poszła na spacer.Biała cały czas,opowiadała o swoim mężu,o ich przygodach.Na widok jej radości,czarnej robiło się miło w sercu.
Dotarły na pastwisko antylop.Podeszły do lwic polujących i wspólnie z nimi,zaczęły się skradać.Wystawiły pazury,obnażyły kły,przyczaiły się w trawie.Wypatrzyli słabą antylopę i postanowiły ją zaatakować.Zbliżały się do niej,a kiedy były już dość blisko...skoczyły,zabijając zwierze.Niektóre lwice,zabrały ją do jaskini,inne poszły się wylegiwać.Adele pożegnała się z Hope i pobiegła do swojego ukochanego.Hope przewróciła oczami i postanowiła wybrać się na drobny spacer.
Szła szybko przez sawanne.Słońce,przyjemnie ją ogrzewało,wdychała powietrze,rozglądała się do o koła.W końcu uznała,że nie ma nic ciekawego w dzisiejszym dniu.Znudzona,postanowiła wracać.Zawróciła i przeszła parę kroków,gdy usłyszała płacz.Podeszła w stronę pobliskiego krzaka,odsunęła jego liście i z niedowierzaniem,spojrzała na brązowe lwiątko.Miało niebieskie oczka i lwioziemski nosek.Jego brzuch,łapy i pysk,był szary.Stuknęła go noskiem,poczuła słabe bicie jego serca.Na nic nie czekając,zabrała go do medyka.
***
Tym czasem Adele,czekała na Upepo,przy cichych skałkach.Wczoraj się,o czymś dowiedziała i chciała,jak najszybciej powieciedź to partnerowi.W myślach,utworzyła już plan działania,ale kiedy tylko lew,pojawił się obok niej,spanikowała.Chciała zapaść się pod ziemię,zniknąć.Przytulia go niechętnie i z przymusu,słuchała co się działo na patrolu.Była cały czas nieobecna,co w końcu zauważył lew.Spojrzał na swoją partnerkę i gestem łapy,kazał jej się położyć.Zrobiła to i przytuliła się do gęstej czarnej grzywy lwa
-Co się stało Adele?
-Powiem w prost..wczoraj źle się czułam i poszłam do medyczki.Powiedziała mi,że....jestem w ciąży,-omal nie wypuchła płaczem szczęścia.Upepo z początku niedowierzał,w końcu znali się zaledwie dwa tygodnie.Kiedy pozbierał myśli,przytulił białą.
-Bardzo się cieszę,najdroższa 
-Ja także mój miły...
-A wiesz może,czy będzie to chłopiec czy dziewczyna i ile ich będzie?-zapytał
-Nie wiem,-odsunęła się trochę.W oddali,dostrzegła biegnącą czarną sylwetkę.Razem z partnerem,ruszyła w ślad za Hope.
***
To była najtrudniejsza droga,w życiu Hope.Biegła,ile tylko sił,żeby w końcu znaleźć się u medyczki.Carlotte,przyjęła od niej znalezione lwiątko i przeszła do drugiej jaskini.Hope usiadła przy wejściu.Po paru minutach,koło niej pojawili się Kifo,Adele i Upepo.Opowiedziała im co się stało i teraz,wspólnie czekali na jakie kol wiek wieści.
Kiedy tylko lwica,wyszła z gabinetu z lwiątkiem,podnieśli się i do niej podeszli.Hope oddała lwiątko Adele,by sama mogła lepiej posłuchać Carlotty.
-Coś nowego?
-Można tak powiedzieć...stan lwiątka,jest już unormowany,ale długo bez rodziców nie przeżyję,-westchnęła lwica,po czym dodała,-w końcu,tak jest z chorymi lwiątkami....
-Chorym?
-Tak Kifo,ten maluch..jest chory na dusznicę,poza tym ma jedną łapkę krótszą od drugiej
-Dobrze,dziękujemy za ratunek tego malucha,-powiedziała Hope i odebrała lwiątko białej.Ruszyła w stronę jaskini,za nią szli przyjaciele.Adele zdążyła im już powiedzieć,że jest w ciąży.Cieszyli się,ale przez stan lwiątka-nie okazywali tego.
W końcu,doszli do wolnej jaskini.Czarna lwica,weszła do środka,włożyła sobie lwiątko w łapy i zaczęła je myć.Koło niej,położyła się Adele.Lwy natomiast,patrzyli na swoje partnerki z miłością.W końcu,Kifo i Upepo,postanowili pójść zapolować.Lwice w tym czasie,miały zajmować się lwiątkiem.
***
-Nie rozumiem..jak tak można!?
-Upepo,takie przypadki zdarzają się co 80% chorych!
-Ja bym tak nie postąpił!! 
-Rozumiem tatusiu,-poklepał go po ramieniu,-ale nie zapominaj,że inni nie są tobą.Mam nadzieję tylko...że ten maluch znajdzie rodzinę!
-Ja także
Nagle lwy się zatrzymały.Spojrzeli w to samo miejsce,gdzie Hope znalazła lwiątko.Jakaś brązowa lwica,chodziła niespokojnie w kółko coś mówiąc przy tym.Podeszli do niej.Przestraszyła się,ale nie przestała.
-Co się stało?-spytał partner Adele
-M-moje dziecko...zapomniałam o dziecku!
-Spokojnie,proszę powiedzieć jak..
-W-wczoraj,zostawiłam tutaj mojego synka....i poszłam zapolować.Zapomniałam o nim....MOJE CHORE BIEDNE DZIECKO!!-zaczęła płakać.Kifo wysłał porozumiewawcze spojrzenie do lwa (który,pobiegł później po lwice) a sam,objął nieznajomą łapą.
-Ulży ci,jeśli opowiesz,co ci leży na sercu
-N-no dobrze
Jako nastolatka,nie liczyłam się z niczym,popadłam w złe towarzystwo.Rodzice się na mnie wyparli,przyjaciele zerwali kontakty,został mi tylko ON.Nawet,nie pamiętam jego imienia...
Kochałam go,był dla mnie całym światem.W końcu,zaszłam z nim w ciąże.Uciekliśmy daleko.Kiedy urodziłam chore dziecko,uciekł.Załamałam się i dwa dni potem....zgubiłam synka!

-Nie zgubiłaś,-do Kifo i nieznajomej,podeszła Adele,a za nią Upepo i Hope z lwiątkiem.Lwica na widok syna,uśmiechnęła się i chciała już podbiec,lecz Hope (która właśnie,odłożyła lwiątko pod łapy) zatrzymała ją warknięciem.
-Najpierw opowiedz nam czemu,czy chodzi o chorobę?
-Nie! Nie chodzi mi o chorobę.Zacznę od początku...
Lwica,opowiedziała zebranym ponownie swoją historię.Hope zamyśliła się chwilę.Polubiła lwiątko i nie chciała dla niego źle.
-Gdzie teraz zamieszkasz?-spytała
-Jeszcze nie wiem...
-Jak się nazywasz?-zadała kolejne pytanie
-Iris...a mój syn,Wame*,dlaczego pytasz?
-Bo chcem...byś razem z synem,dołączyła do stada!
-Serio?
-Tak,-odpowiedzieli churem,-tutaj ci nic nie grozi,tutaj wszyscy są równi (tylko Hope,Kifo,Adele,Upepo i ich przyszłe potomstwo,jest bardziej szanowane).
-Więc,razem z Wame,przystaniemy na propozycję,-odebrała lwiątko z łap czarnej.Przytuliła się do niego,w tedy maluszek pisnął szczęśliwy.
-Więc Iris,zapraszamy tędy,-uśmiechnęła się Adele

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału.Jak myślicie,powinnam skączyć prowadzić tego bloga?
-pozdrawiam-
*poszły

sobota, 4 marca 2017

#12 Wspomnienia

Niebo pokryły gwiazdy.W oddali,widać było cztery sylwetki.Należały one,do dwóch lwów i dwóch lwic.Sylwetki,położyły się na trawiastej łące.Młode małżeństwo,Kifo i Hope,przytulili się do siebie.Natomiast Adele i Upepo,uśmiechnęli się tylko do siebie.Lew swoim ogonem,przywołał świetliki do pracy.Po chwili,zostali otoczeni przez całą masę małych stworzonek.Uśmiechnęli się i położyli ponownie.Spojrzeli w dal.Na samym początku,szukali kształtów w gwiazdach.Później jednak postanowili powspominać.Dla niektórych,było to strasznie ciężkie,ale się zgodzili.

Pierwszy zaczął Kifo:
Urodziłem się w...już nie pamiętam gdzie.Moi rodzice,od zawsze chcieli syna.Silnego i hardego.Ogółem byliśmy samotnikami,mieszkającymi daleko od stad.Kiedy się urodziłem,było wiele radości...ale kiedy,dowiedzieli się o tej łapie,przestali mnie kochać.Mimo to,bronili mnie i karmili.Nazwali mnie Kifo,co oznacza śmierć.Od czasu,do czasu,bawili się że mną.Podróżowaliśmy i zwiedzaliśmy.Czasami,czułem się taki zdrowy.Pewnego dnia...byliśmy w okolicach Ziemi Pustynnej.Powiedzieli mi w tedy ,,Kifo,zostać tutaj.." sami gdzieś odeszli i już nie wrócili.Znaczy...wrócili w nocy.Powiedzieli mi,że mnie nie chcą i ponownie uciekli.Goniłem ich,ale się podknąłem.Dwa dni później,ich znienawidziłem.Chodząc tak po ziemi,usłyszałem ryk.Poszedłem w tamtą stronę i zobaczyłem lwa i małą lwiczkę.Wiedziałem,że muszę jej pomóc.... *spojrzał się na Hope i ją pocałował,na co się uśmiechnęła*

Druga Adele:
Mimo,jednego ślepego oka,byłam kochana przez rodziców.Najbardziej przez ojca.Spędzałam z nim,każdą wolną chwilę,niemal zapominając o matce i siostrach (2).Pewnego dnia,bawiłam się na polanie.Zobaczyłam coś w oddali,były to lwy i mój ojciec.Zabiły go,a ja nic nie mogłam zrobić.Płakałam wiele nocy i dni.Matka zaczęła nas bić.W końcu,uciekłam i chciałam się zabić,ale w tedy...pojawili się w moim życiu tacy jedni,których uważam za przyjaciół.... *przytula się do Hope i Kifo*

Trzeci Upepo:
A więc...nadszedł czas,byście poznali prawdę.Pewnego dnia,na świat przyszły dwa lwiątka,chłopiec i dziewczynka.Jednego nazwali Upepo,bo kochał bawić się w wietrze,drugą nazwali Uzuri.Rodzina była zgrana i się kochała.Do pewnego czasu... Pewnego wieczora,zaprosili syna-już dorosłego,na polankę.Powiedzieli mu,że nie chcą mieć więcej niż jedno lwiątko i się na niego rzucili.Siostra nic nie zrobiła,stała i patrzyła.W tedy,umarła wielka miłość,musiał uciekać.Biegł dwa dni,kiedy napotkał się,na miłość swojego życia.Tym lwiątkiem,byłem ja.... *polizał Adele w policzek*

Czwarta Hope:
Wiele by opowiadać,więc powiem w skrócie.Okazało się,że jestem chora,wygnano mnie,poznałam Kifo i Adele,pomagamy chorym,założyliśmy demokratyczne stado i....tyle! 
*-Hope,powiedź więcej!*

No dobrze więc.....pewnego dnia,z braćmi,wybraliśmy się nad jezioro.Byłam oczarowana tym,co widziałam.Wskoczyliśmy z Busarą,do wody,kiedy Furaha się opalał.W końcu i on skoczył.Bawiliśmy się tak,kiedy nadeszła burza.Na nieszczęście,zgubiliśmy dom.Zaczęły mnie boleć oczy,nie mogłam się skupić.W końcu,Furu wziął mnie na plecy i znaleźli z Busem,jakąś jaskinię.Schowaliśmy się tam.Całą burzę,odczekaliśmy gadając.W końcu,mogliśmy wracać.Matka się na nas wściekła,ale po chwili,nas przytuliła i nakarmiła.To była....ostatnia przygoda z braćmi,przed tym........ *zamilkła*

-No to...pora wracać,-westchnął Kifo i popędził Hope,by wracali.Za nimi,dreptali Adele i Upepo.W końcu,lwica zatrzymała lwa.
-Co powiesz na szybki ślub?
-Mała wariatka,-zaśmiał się
-Więc nie?
-Oczywiście,że....wezmę z tobą ślub
I niczym małe lwiątka,pobiegli ku ślubnemu kobierczu,czyli ku szamance.

Ten rozdział,nie wiem jak mi wyszedł (w to oceńcie) Cóż....wiecie teraz więcej,o bohaterach.Idę aktualizować zakładki,a wy.....przeanalizujcie ten obrazek xd
pa pa :)

#11 Krok ku dorosłości

Minęło już sporo czasu,od pierwszego spotkania Hope i Kifo.Wiele dni,od uratowania Adele.Wiele tygodni,od dowiedzenia się,że Hope jest chora...od wygnania.Teraz,stali się dorośli.Lwice wypiękniały,a grzywa Kifo,urosła.Tego poranka,wszyscy mieli wolny dzień.Nikt nie polował,nie walczył.Lwiątka się bawiły,lwice odpoczywały.Kifo,Hope i Adele,leżeli na jednej,że skałek.Wdychali świeże powietrze i nasłuchiwali śpiewu ptaków.Nic nie robili,nic nie mówili,tylko leżeli.W ten,Adele się podniosła.Uśmiechnęła się do zdziwionych i zmęczonych przyjaciół.
-Chodźcie,idziemy na spacer!
-Ale....po co?-zapytali chórem,po czym się przytulili.
-No już gołąbeczki,-zaśmiała się biała,-puki nie musimy ,pomagać kolejnym chorym....to odpocznijmy
-A co właśnie robimy!?
-Ale...mi chodzi o....odpoczynek na spacerze,-jąkała się lekko.Czarna i szary,spojrzeli ku sobie i wstali.Podreptali za białą.W czasie,wędrówki,wspominali dawne misję.Kiedy jednonoga zebra,chciała odnaleźć chore dziecko.Kiedy,majordamuska była ciężko chora,a chciała zachować pracę.Było wiele sytuacji,wiele się działo,by teraz mogli odpocząć.
Adele,śpiewała sobie cichutko,podskakując,podczas gdy Kifo i Hope,szli przytuleni za nią.Po dość długim spacerku,Kifo chciał już wracać.Hope poszła,w jego ślady.Adele westchnęła i już miała,iść za nimi,kiedy ktoś na nią skoczył.Poturlali się trochę,by na koniec,spojrzeć sobie w oczy.Jej były fioletowe,jego żółte.Miał tak jak ona,białą sierść.Jego grzywa,była czarna,jego nos przypominał ten złoziemca.
Uśmiechnął się szarmancko do lwicy.Adele z początku,była nieufna,lecz później się uśmiechnęła.
-Jestem Adele!
-Witam piękną lwicę,jestem Upepo*
-Jakoś nie przypominasz wiatru,-uśmiechnęła się do lwa,lecz później zmienił jej się wyraz twarzy,-czemu na mnie skoczyłeś?
Zmieszał się,długo coś analizował.
-Uciekałem przed...moją rodziną
-Jak to przed...
-Mogę ci opowiedzieć,ale w innym miejscu
Przytaknęła i zaczęła kierować lwa,w stronę przyjaciół.Ci stali,najprawdopodobniej jej wypatrując.Kiedy zobaczyli ją w towarzystwie obcego,zamarli.Podeszli bliżej,wystawiając pazury.
-Spokojnie,to jest Upepo,mój...nowy przyjaciół
-Witam!
-Witamy cię Upepo,coś ci dolega?-spytała miło Hope
-Nie,jestem zdrowy
-Jakaś odmiana,-zaśmiał się Kifo,-a tak ogółem,jestem Kifo,a to Hope
-Co cię do nas sprowadza?-spytała czarna
-Więc...poszukuję nowego domu,bo wy moim,nie da się już mieszkać.
-To znaczy? Możesz,nam powiedzieć
-A mogę z czasem,jestem zmęczony...chce się położyć
-Oczywiście!-krzyknęła Adele,-chodź ,zaprowadzę cię do jaskini stada

Kiedy dwa lwy się oddaliły,Hope i Kifo,spojrzeli na siebie i usiedli.
-Coś czuję,że rośnie tutaj związek!-zaśmiał się szary
-W sumie,racja,-powiedziawszy to,Hope polizała jego policzek.
-A...kiedy nasz ślub?
-Co? Jaki ślub,-podniosła się Hope,-czy ja o czymś nie wiem?
-Jesteśmy już w związku,tak długo...że powinniśmy mieć ślub
-W sumie racja,więc zapraszam
-Ale co,teraz?
-A kiedy głuptasku,-zaśmiała się Hope i pociągnęła za sobą lwa.Pobiegli do szamanki.Ta uśmiechnęła się na ich widok.

-Co was do mnie sprowadza?
-My chcielibyśmy...to znaczy...-jąkali się
-Wiem,o co wam chodzi.Zapraszam!

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału.Obiecuję,że następny będzie lepszy.Przynajmniej wiemy,że Hope i Kifo-zostali małżeństwem *z boku słychać fajerberki i muzykę* Co się dalej wydarzy? Tego nikt nie wie.
1.Co myślicie o Upepo?